Lisi spryt przepisem na wieczne szczęście?

Podczas tegorocznego Kotrapunktu Białostocki Teatr Lalek przedstawił spektakl pt. "Lis", którego tematem była głównie śmierć i życie po śmierci oraz życie widziane z perspektywy umarłego. Tytułowy lis, który opowiada swoją historię, jak tylko uświadamia sobie że umarł, zaczyna postrzegać życie z większym zrozumieniem i mądrością. Ciekawe jest to, że w opowieści tej może manipulować rzeczywistością tak, jak jemu wygodnie, aby wzbudzić u słuchaczy takie reakcje, jakie tylko chce. Ponadto, jeżeli spojrzeć na życie przez pryzmat tego że boli, jego upływ przestaje ostatecznie wydawać się tak tragiczny.

Gdy przedstawienie się zaczyna, na scenie pojawia się lalkarz, który oprawia zdechłego lisa. Kiedy wychodzi, duch głównego bohatera wychodzi z ciała i zaczyna dochodzić do wniosku, że nie żyje - że to śmierć odebrała mu pamięć, a nie jest to zasługa udanej imprezy. Pierwsza jego reakcja jest naturalna. Styka się z przykrą prawdą, że wszelkie używki świata żywych odeszły razem z jego stratą. Ponadto czuje się dziwnie pusty. Nie ma wnętrza. Boi się o to, co będzie dalej. Poszukuje drogi, która mogłaby zaprowadzić go z owej poczekalni na miejsce ostatecznego odpoczynku. W czasie oczekiwania przyznaje, że złe aspekty życia doczesnego również minęły bezpowrotnie. Teraz może zrobić wszystko, czego bał się ze względu na ból fizyczny – np. tatuaż.

Bohater nie poprzestaje jednak na dolegliwościach fizycznych, opowiada też szczegóły ze swojego życia towarzyskiego i wspomina wszystkich, którzy zadali mu w różny sposób ból duchowy. Wątek jego perypetii seksualnych jest utrzymany w zabawnej scenerii, wręcz komiczny. Wszystkie jego „samiczki” są przedstawicielkami różnych gatunków zwierząt na ziemi. Od łasicy po słonicę. A dzięki maskotce, która służy lisowi jako rekwizyt w opowieściach ze swojego życia, widzowie od razu wyobrażają sobie te absurdalne sytuacje. Wydaje się, że te historyjki to nic innego, jak jakaś farsa, bajka, ale na pewno nie wydarzyły się naprawdę. Z czym kłóci się poważne podejście do tego bohatera. 

Przyczyną pobytu lisa w poczekalni jest to, że zaginęło jego wnętrze. Gdy nagle trafia do nieba wnętrz znalezionych i odnajduje je, przyznaje się do niego, i przyjmuje pomimo wszystkich wad i niedoskonałości, zostaje wyniesiony w górę. W sobie odnajduje wszystko, co przyczyniło się do tego, kim był. Staje mu przed oczami całe życie i w zgodzie ze sobą, świadomy siebie i życia w pełni odchodzi do wieczności. I chyba można zaryzykować stwierdzenie, że podążanie w parze z własnym sumieniem jest w stanie zastąpić wszelkie przykazania i zakazy. Że można w życiu po śmierci znajdować się, wysoko, nawet jeżeli żyło się tak, jak lis. Czyli bynajmniej nie jak asceta. Myślę, że jest to spore pocieszenie dla wielu widzów.

Mimo, że tematyka poruszona w spektaklu jest poważna, samo przedstawienie jest absurdalnie śmieszne. Lis jest postacią, która szokuje swoją szczerością i naiwnym postrzeganiem siebie zbyt idealistycznie i bawi swoimi manierami oraz absurdalnym wyobrażeniem o świecie i swojej w nim pozycji np. tym, że zajączki obwinia za całe zło świata.

Przedstawienie przygotowane przez Białostocki Teatr Lalek łączyło grę aktorów
z grą światła. Niestety, tuż przed planowanym rozpoczęciem spektaklu w Szczecinie wystąpiła awaria zasilania, która spowodowała, że z kilkudziesięciu reflektorów, które twórcy mieli w planach używać podczas realizacji, zdecydowano się użyć trzech. Myślę, że sposób przedstawienia głównego bohatera i postać jaką wykreował, świetnie poradziły sobie z brakiem tej oprawy.



Aleksandra Osojca
Dziennik Teatralny Szczecin
27 kwietnia 2010
Spektakle
Lis