Listy do Pana Boga

"[...] życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć."

Dziesięcioletni Oskar przebywa w szpitalu ze zdiagnozowaną białaczką. Przeszczep szpiku i chemioterapia nie przynoszą spodziewanych rezultatów. Oskarowi pozostało kilka dni życia. Nikt nie ma odwagi, by przekazać mu tę bolesną prawdę, którą w końcu odkrywa sam. Jego obawy potwierdza „ciocia” Róża - wolontariuszka; za jej namową zaczyna też pisać listy do „wielce szanownego Pana Boga”, którego istnienie neguje sam chłopiec i cała jego rodzina. Z każdym dniem Oskar wierzy coraz bardziej i z każdym listem jest również bardziej pogodzony z myślą o śmierci. Róża staje się jego przewodniczką, która pokazuje mu wartości i prawdy istniejące w świecie. "Od dzisiaj - mówi do chorego malca - będziesz bacznie obserwował każdy dzień, mówiąc sobie, że ten dzień to jakby dziesięć lat".

W czasie tych dwunastu dni, czyli „stu dziesięciu lat” doświadczy, czym jest szalona młodość, zdąży dorosnąć, ożenić się i wreszcie zestarzeć. Jego ciepłe, wzruszające i często komiczne listy, opowiadają o trudnym dorastaniu, radościach i udrękach każdego etapu życia, a wszystko to z perspektywy dziesięciolatka. Rozmowy Oskara i Róży stają się pełnym głębokich prawd rozważaniem o sprawach doczesnych i ostatecznych, o bezsensie nienawiści i pięknie miłości, o niezawinionym cierpieniu, śmierci, wierze i odkrywaniu Boga, który staje się drugim obok Róży powiernikiem Oskara. Jest to opowieść o chłopcu, który w dwanaście dni przeżył całe swoje życie, odkrywając prawdy przeznaczone dla dorosłych, prawdy mówiące o tym, że nie rodzimy się nieśmiertelni, że choroba nie jest karą, a człowiekiem kieruje zarówno prawo życia, jak i prawo śmierci.

Akcja dzieje się w szpitalu, który został przedstawiony poprzez wyłaniające się z ciemności białe łóżka, ustawione w rzędzie jedno za drugim. Są one oddzielone od siebie przezroczystymi ścianami. Tak ukazana przestrzeń posłużyła do symbolicznego przedstawienia drogi bohatera, pokonującego kolejne etapy swojego życia. Gdy kładzie się na ostatnim posłaniu, zasypia już na zawsze. Aktorzy są ubrani na czarno, ich twarze pokryte białym makijażem, a usta podkreślone czerwoną pomadką. Przypominają trochę marionetki, szczególnie w momentach przejścia pomiędzy prezentacją kolejnych listów Oskara (Wojciech Brzeziński). Chwile te wypełnia magiczna muzyka, przy której bohaterowie stawiają duże kroki i ruszają rękoma jak roboty, to w górę, to w dół, raz idą do przodu, raz cofają się. Czynność ta przypomina nam, że tak naprawdę jesteśmy jedynie lalkami w rękach Boga, który decyduje o naszym losie.

Anna Augustynowicz zastosowała dość nietypowy zabieg inscenizacyjny spektaklu, ponieważ oprócz rozdzielenia tekstu na dwie tytułowe role, sprawiła, że Pani Róża (Anna Januszewska) zarówno gra dojrzałą wolontariuszkę, jak i wypowiada myśli, uczucia Oskara poprzez czytanie listów, które pisał do Boga. Myślę, że zamysł, aby głównym i najważniejszym nośnikiem przedstawienia było podawane słowo przez aktorów został precyzyjnie wykonany.



Maria Paulina Piorkowska
Dziennik Teatralny Szczecin
18 lutego 2009