Lowe: Majnicz

Majnicz płynnie przeskakuje ze sceny na scenę, bo chcą go wszędzie i biorą z pocałowaniem ręki. Gdzie nie postawisz Michała Majnicza, choćby i na trzecim planie, on będzie rakietą.

To było jeszcze za "wczesnego Seba". Seb Majewski jeszcze nie wyleciał z Narodowego Starego Teatru, jeszcze był zastępcą i kochał aktorów jako szef aktorów. Zgadało się o Michale Majniczu, tak zwanym nowym nabytku, który zjawił się w Starym razem ze Strzępką. Robiliśmy magiel, bo aktorzy najbardziej lubiani są najbardziej obgadywani, plotka jest w teatrze wyrazem sympatii, albo przynajmniej uznania. - Majnicz powinien wykładać w szkole - said Seb. (W "szkole" znaczy w teatralnej). - Ale co? - się pytam. - Aktorstwo drugoplanowe.

To był wbrew pozorom solidny komplement, mówiący tyle: gdzie nie postawisz Michała Majnicza, choćby i na trzecim planie, on będzie rakietą. Miał w krakowskim repertuarze dopiero dwie role, dopychał gościnnie w Teatrze STU, w kieckę dał się ubrać. Trafił do obsady Edwarda II, a że w reżyserii Anny Augustynowicz, to mało było do popisywania. Tylko że Majnicz to jest taki aktor, któremu nie robi, mała, duża rola - on wyciśnie swoje. Stał sobie z tyłu, walił w bębenek i skutecznie odwracał uwagę od akcji na przodku. Wszyscy patrzyli na wykonawcę grającego ogon.

Role pierwszoplanowe oczywiście przyszły, jak by miały nie przyjść? Zresztą się w ogóle droczę, jakby Michał Majnicz zaistniał dopiero w Starym. To przecież było inaczej: ściągnęli go do nas, bo już był Majniczem. Już zagrał słynnego Makbeta u Mai Kleczewskiej, za co go wzięli do teatru we Wrocławiu, teraz nieaktualnego. Majnicz płynnie przeskakuje ze sceny na scenę, bo chcą go wszędzie i biorą z pocałowaniem ręki, teraz chyba we Słowaku, gdzie zawyża poziom - więc nie będę płakał, w Krakowie zostanie. Jest takie powiedzonko: dobry aktor zmienia teatr, a zły dyrektora.

Jest aktorem jednopłciowym, monogenderowym, choć widzieliśmy go w sukni (jak wyżej). Najbardziej "po warunach" [do korekty: po warunach, nie "po warunkach" :)] jedzie w "Triumfie woli" Strzępki, w postaci górnika z wąsem. Gdy mówi Demirskim "ja przeca ze Śląska", mówi zgodnie z prawdą, pochodzi z Tegesów, jak mieszkańcy Tarnowskich Gór nazywają swoje miasto. Pierwotne męstwo Michała Majnicza także mu nie robi, nijak go nie ogranicza, potrafi się przegiąć i być nadal wiarygodny, choć w postaci geja jeszcze go nie oglądałem, co najwyżej chłopa w kiecce (jak wyżej).

Dużo chodzę do teatru, również w celach niepracowych, bo po prostu lubię - oraz nie mam wyjścia, jestem narkomanem sceny, uzależnionym od aktorów. I powiem Wam z wieloletniego doświadczenia, że tego aktora ze Śląska nie da się przedawkować, nie da się nim przeżreć. Na przykład oglądam "Bitwę warszawską" cztery wieczory pod rząd i wcale nie śpię, czekam, co się stanie, jak gdybym nie wiedział. Albowiem Majnicz lubi przyimprowizować i nigdy nie wiadomo, co dokładnie się odbędzie, jak tym razem spróbuje ugotować koleżankę Frajczyk we "Wrogu ludu" lub kolegę Chrząstowskiego w "Triumfie". To nie jest improw w rozumieniu Zazia, czyli totalny, Majnicz się trzyma dyscypliny przebiegu. Ale sam by umarł z nudów, gdyby czegoś nie "wymyślił".



Maciej Stroiński
Przekrój
29 grudnia 2017
Portrety
Michał Majnicz