Lubię swoje spektakle

Koncentruję się głównie na problemie moralności, na tym, co jest etyczne a co jest nieetyczne, ale też na problemie twórczości, jako takiej, dlatego, że całe przedstawienie kręci się właśnie wokół twórczości, wokół spojrzenia na tę twórczość z perspektywy człowieka, który żyje tu i teraz. Proponuję ten punkt widzenia.

Z Andrzejem Sadowskim, reżyserem spektaklu „Majakowski // Reaktywacja" - realizowanym w Teatrze Powszechnym w Radomiu rozmawia Aleksandra Osiak.

Aleksandra Osiak: Ukończył pan PWST w Krakowie w 1982 roku, jednak działa pan w różnych dyscyplinach teatru. Jest pan aktorem, reżyserem, scenografem, choreografem i kompozytorem. Wszystkie te dyscypliny składają się na twórczość teatralną. Która z nich Pana zdaniem jest najbardziej niezbędna spektaklowi?

Andrzej Sadowski: Korzystam z całego mojego doświadczenia.  W wypadku tego spektaklu niewątpliwie najistotniejszą dziedziną twórczości jest dramatopisarstwo. Z doświadczeń i umiejętności pisania na scenie korzystam najmocniej. W tym przedstawieniu wkład pisarski jest chyba nawet większy niż reżyserski.

W latach 80-tych i 90-tych tworzył dla bardzo wąskiej grupy odbiorców. Teraz wydaje się, że jest przeciwnie. Co to znaczy? Do jakiego widza chciałby pan dotrzeć? Jak może go pan zdefiniować?

Zawsze staram się dotrzeć do każdego widza.  Obecnie, sposób komunikacji, jakim porozumiewam się z widzem może być zrozumiany przez szerszą publiczność. To naturalny stan rzeczy, zważywszy na moje wieloletnie doświadczenie w pracy. Ta wcześniejsza, wąska grupa odbiorców, to ta, która towarzyszyła moim działaniom typu performance art czy instalacjom, czy ogólnie rzecz biorąc - teatrowi eksperymentalnemu. Jak wiemy, są to przeważnie działania odbiegające od tradycyjnych form wypowiedzi. Entuzjaści tego typu sztuki są mniejszością w każdym mieście. Ale to nie jest tak, że tworze obecnie tylko dla masowego odbiorcy. Nadal sporo eksperymentuję.

Scenariusz do „Majakowski // Reaktywacja" napisał pan w oparciu o znajomość życia i twórczości Majakowskiego. Skąd wybór biografii tego artysty jako podstawy do napisania sztuki teatralnej? Które elementy z jego życia zwróciły szczególnie pańską uwagę i dlaczego wybrał pan je do opowiedzenia o nim widzowi teatralnemu?

Po pierwsze jak się studiuje biografie ludzi żyjących w tamtym okresie to oczywiście nie tylko Majakowski zasługuje na taką szczególną uwagę. To był okres, w którym narodziła się fala artystów mających olbrzymie znaczenie dla sztuki w XX wieku. I dla filmu. I dla teatru. I dla poezji. I dla literatury czy sztuk wizualnych. Majakowski był jednym z nich. Dlatego też powołuje do życia szerszą grupę osób, które towarzyszą poecie. Między innymi Aleksandra Rodczenkę, którego obecnie uważamy za jednego z prekursorów eksperymentalnej fotografii.
Z konieczności wybrałem najbardziej mnie interesujące wątki z życia Majakowskiego i z życia towarzyszących mu osób. Z uwagi na niezwykle bogate życie artystyczne tej rosyjskiej bohemy redukcja zdarzeń i tematów była po prostu konieczna. Pokazanie ich całego życia zajęłoby nam wiele wieczorów, nawet tygodni.

Jakie jeszcze postaci z otoczenia Majakowskiego pojawią się w spektaklu?

Przede wszystkim wspomniany Aleksander Rodczenko, malarz, rzeźbiarz, fotograf, konstruktor, scenograf... Wielokrotnie pracował w teatrze z Meyerholdem, z Eisensteinem w filmie i wieloma innymi wybitnymi artystami.
Jest również kochanka poety, jego muza - Lila Brik - wraz ze swoim mężem Osipem Brikiem. Lila była intelektualistką, kobietą niezwykle wyzwoloną, ciekawą jak na owe czasy. Jako pierwsza w ogóle w Związku Radzieckim, w tej tworzącej się komunistycznej rzeczywistości umiała jeździć samochodem i zrobiła tzw. prawo jazdy. Była to kobieta, która skupiała wokół siebie całe grono wyznawców futuryzmu i konstruktywizmu, i ówczesnych awangard.
Osip był natomiast wydawcą Majakowskiego, był jej mężem, ale też dzielił Lili z Majakowskim. We troje prowadzili dość intensywne życie erotyczne. Nie mówię, że Osip i Majakowski byli gejami, ale dzielili się Lilką we dwoje.
Jest też w tym gronie Weronika Połonska, aktorka, ostatnia miłość poety. Weronika była ostatnią osoba, z którą Majakowski rozmawiał przed śmiercią. Była bardzo młodziutka, miała niecałe 20 lat jak poznała Wołodie. Była zamężna. Była aktorką moskiewskiego teatru  MChAT. Po kilku dniach od ich pierwszego spotkania została kochanką Majakowskiego i ten romans trwał niecałe dwa lata, aż do jego śmierci. Bardzo długo podejrzewano, że to właśnie z jej powodu Majakowski się zastrzelił. To oczywiście nie jest do końca prawdą. Ważniejszą rolę odegrał tu moim zdaniem kryzys osobowości, Bardziej jest to prawdopodobne, niż to, że zastrzelił się z powodu kobiety. W sumie w spektaklu bierze udział pięć osób i one tworzą najbliższy krąg przyjaciół Majakowskiego, tak jak to było w latach dwudziestych aż do czasu jego śmierci. Majakowski odszedł pierwszy. Pozostali jeszcze jakiś czas żyli i tworzyli. Weronika Połonska dla przykładu zmarła dopiero w dziewięćdziesiątym czwartym roku, bardzo długo uprawiając zawód aktorski.

Jakie problemy z życia środowiska Majakowskiego wybrał pan do spektaklu? Czy wyjaśnia pan powstałe pytania, czy też pozostawia pan widza bez odpowiedzi na nie?

Koncentruję się głównie na problemie moralności, na tym, co jest etyczne a co jest nieetyczne, ale też na problemie twórczości, jako takiej, dlatego, że całe przedstawienie kręci się właśnie wokół twórczości, wokół spojrzenia na tę twórczość z perspektywy człowieka, który żyje tu i teraz. Proponuję ten punkt widzenia. Moi bohaterowie spotykają się prawie 83 lata po śmierci Majakowskiego i jakby ponownie odgrywają niektóre sytuacje ze swojego życia, ale już z perspektywy dystansu do odległego czasu i w zupełnie nowej rzeczywistości.

Czy spektakl będzie utrzymany w tonie poważnym, filozoficznym, czy też poda pan to w swobodniejszej, dowcipniejszej, nieco bardziej przyswajalnej przez widownię formie?

I tak i tak. Trochę jest tu momentów bardzo zabawnych, ale sporo jest takich, które maja szanse wstrząsnąć widzami. Staram się łączyć wysokie i niskie, śmieszne, i serio. Staram się łączyć i nie oddzielać tego od siebie. Widzowie odnajdą tu różne pola odbijające się jak w lustrze życia. Przecież w życiu raz jest zabawnie, a raz jest posępnie i do dupy, że nawet żyć nie warto.

Mimo znacznej rozległości charakteru poruszanych problemów zdecydował się pan na propozycje spektaklu autorskiego. Czy jest to już trwała tendencja w pańskim sposobie opowiadania w teatrze?

Lubię swoje spektakle autorskie, dlatego, że łatwiej mi się pracuje nad jakimś problemem, jeśli mam większą możliwość wypowiedzenia się, jeżeli to tak naprawdę zależy ode mnie a nie musze się liczyć z tym, że trzymam się jakichś ram czy utartego schematu. Oczywiście w pełni ponoszę konsekwencje takich wyborów. Oprócz takiego podejścia bardzo autorskiego, kiedy czuwam i staram się panować nad wszystkim, reżyseruje też spektakle innych autorów. Raz robię tak a raz robię tak... To zależy od tego czy jakiś temat mnie interesuje czy nie. To temat decyduje.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

 



Aleksandra Osiak
Dziennik Teatralny
31 maja 2013
Portrety
Andrzej Sadowski