Makbet z golfowym kijem

"Macbett" Ionesco to chyba moja ulubiona wersja tragedii Szekspira, a wykonanie Teatru Papahema czyni z niej wersję najulubieńszą. Jest świeżo, jest zabawnie, jest teatralnie – i poważnie też. Bo czym innym jest "Makbet", jeśli nie opowieścią o namiętności do władzy?

Tutaj Dunkan (Rafał Pietrzak w czerwonym swetrze) jest chciwym, egoistycznym i nieprzyjemnym władcą. Ma dziecinną i głupiutką żonę (Helena Radzikowska), która jednak okazuje się przebiegłym i wytrawnym strategiem, nieodrodną córką szekspirowskich Sióstr Rządzących Losem – Czarownic z "Makbeta". Nieuniknionym jest, by oddani lennicy zmienili się w zajadłych wrogów Dunkana, ten jednak ma po swojej stronie dzielnego generała Makbeta (Paweł Rutkowski) i jego wiernego druha, Banka (Mateusz Trzmiel). Makbet i Banco ramię w ramię rozpędzają na cztery wiatry wrogów władcy, za co zostają nagrodzeni. A może tylko jeden z nich..? Umiejętnie szczuci na siebie naawzajem przez chytrą Lady Duncan, na chwilę jeszcze zjednoczą się przeciwko tyranowi. Po koronę – wspierany przez ex-Lady Duncan, która ma chrapkę na tytuł Lady Makbet – sięga generał. Co będzie dalej? Wiemy to, ponieważ historia jest wyłącznie ciągiem zamachów służących przejęciu władzy. Choćby dotyczyła ona tylko pola golfowego.

Spektakl, stworzony pod opieką artystyczną Mateusza Przyłęckiego, ma wartką akcję i bardzo sprawnie poprowadzoną dramaturgię. Nie oglądamy w nim trudów wojny, a leniwą przerwę pomiędzy manewrami, w trakcie której bohaterowie wygrzewają się na leżakach i popijają lemoniadę. To bardzo dobre przeniesienie, ponieważ najważniejsze decyzje dotyczące władzy zapadają zawsze za szeroko pojętymi kulisami. Makbet i Banko nie są ani mądrzy, ani żądni władzy, ani chorobliwie ambitni. Wręcz przeciwnie, są tępymi narzędziami: najpierw w ręku władcy, potem w ręku Lady Duncan. Brutalna machina śmierci rozkręca się niejako sama, trochę przypadkowo, poza ich percepcją i chęciami.

Jak zwykle u Papahemy, trudno wskazać najlepsze elementy przedstawienia, albo najlepsze aktorstwo, ponieważ wszystko jest dopracowane aż do ostatniego szczegółu. Rafał Pietrzak przypomina gwiazdę disco-polo, dopóki w najmniej spodziewanych momentach nie ujawni nieprawdopodobnego okrucieństwa. Lady Duncan Heleny Radzikowskiej mogłaby być wcieleniem Kaliny Jędrusik: bujna, seksowna, niezbyt inteligentna, ale wykorzystująca atuty ciała w rozgrywkach z mężczyznami. Banko Mateusza Trzmiela jest nerwowy, ruchliwy – jego jednego mogłabym się bać, bo przez cały czas kipiał w nim starannie ukrywany gniew, który łatwo wypuścić jakimś nieopatrznym słowem albo gestem. Za to Makbet Pawła Rutkowskiego jest przaśny, tępawy i przez to arcyzabawny. Jak to kiedyś śpiewał Jacek Kaczmarski w jednej ze swoich piosenek: "wierny jest jak topór kata i podobną ma naturę". Scena, w której naiwnie opowiada Bankowi o Lady i tłumaczy ją nieudanym małżeństwem, jest tak niewinna i słodka, że prowadzi do konwulsji śmiechu. Katarzyna Pietruska w roli Żołnierza/ Caddie przez długi czas pozostaje niezauważona – a to wielka sztuka, świadcząca o talencie i wyczuciu sceny. Za to w epilogu jest brawurowa i pozostawia widzów z niepokojącym poczuciem, że "teraz to dopiero się zacznie...!", jakże aktualnym w dzisiejszych realiach...



Maja Margasińska
Dziennik Teatralny Warszawa
6 sierpnia 2016
Spektakle
Macbett