Malajkat w formie zaklęty

Czwartego dnia 31. Gorzowskich Spotkań Teatralnych na scenie Teatru im. Juliusza Osterwy zagościł warszawski Teatr Polonia ze sztuką pt. „Zbrodnia z premedytacją". Wyreżyserowana przez Izabellę Cywińską tragifarsa, oparta na opowiadaniu Witolda Gombrowicza o tym samym tytule, porwała publiczność, a stworzona przez Wojciecha Malajkata kreacja sędziego śledczego, ukazująca go jako cynicznego socjopatę, manipulującego otoczeniem z radością i gracją, jakiej nie powstydziłby się poruszający marionetkami lalkarz, rozbawiła widzów do łez.

„Zbrodnia z premedytacją" opowiada historię sędziego (w tej roli niezrównany Wojciech Malajkat), który pewnej nocy przybywa w odwiedziny do właściciela ziemskiego, Pana K. i dowiaduje się o jego nagłej śmierci. Uprawiany zawód oraz związana z nim forma, w jakiej tkwi główny bohater, narzucają mu jasny tok postępowania. Sędzia szybko dochodzi do wniosku, że za śmiercią Pana K. stoi ktoś z domowników i zamiast oddać zmarłemu należny hołd, rozpoczyna prywatne śledztwo.

Postępowanie sędziego do złudzenia przypomina działania nieudolnych naukowców, którzy na siłę starają się znaleźć potwierdzenie dla swych nietrafionych teorii. Najpierw stawia on mało przekonującą tezę, uznając, że w dworku z całą pewnością doszło do morderstwa, choć wszelkie poszlaki wskazują na co innego, a później usiłuje dopasować do niej fakty. Absurdalność całej sytuacji upodabnia ją do procesu z „Alicji w Krainie Czarów", podczas którego Walet Kier sądzony był za kradzież i zjedzenie ciastek, a owe rzekomo skradzione ciastka nienaruszone leżały przez cały czas na sędziowskiej ławie. Bezsensowny upór sędziego, który cytując Dostojewskiego, zastanawia się, jak by tu „przygotować pieczeń z zająca, nie mając zająca" bawi widzów, ale również napawa ich pewną dozą przerażenia. Ukazuje bowiem siłę manipulacji, która sprawia, że – jak mawiał Goebbels – „kłamstwo powtarzane wiele razy staje się prawdą".

Stworzona przez Malajkata kreacja to prawdziwy teatralny majstersztyk. Doskonale poddaje się on gombrowiczowskiej formie, tworząc postać złośliwego i małostkowego manipulatora. Do osiągnięcia celu, aktor angażuje wszystkie dostępne mu środki – zabawnie intonuje wyrazy, robi śmieszne miny, prycha, pochrząkuje oraz gestykuluje w taki sposób, by jego bohater jawił się widzowi jako człowiek drżący ze zniecierpliwienia i pogrążony w obsesji. Udowadnia tym samym, że posiada wybitny komediowy talent, którym zwykle nie może się w pełni wykazać w telewizyjnych produkcjach.

Jednocześnie, oglądający spektakl widzowie odnoszą wrażenie, że mają do czynienia raczej z monodramem lub stand up showem Malajkata niż z przedstawieniem prezentowanym przez kilku aktorów. Reszta obsady dosłownie „znika", ginie za wielkimi szafami, łożami i stołami, porozstawianymi w bogatym dworku. Większość aktorów wypowiada zaledwie pojedyncze kwestie i nie ma możliwości odpowiednio rozbudować odgrywanych przez siebie postaci. Owa niewątpliwa słabość przedstawienia zdaje się jednak leżeć raczej po stronie reżyserki, która – starając się uwypuklić doskonałą kreację sędziego – zepchnęła pozostałych bohaterów na daleki plan, czyniąc z nich zaledwie skromny dodatek do Malajkata. Magda Warzecha gimnastykuje się, by jak najlepiej odegrać „rozmemłaną" po gombrowiczowsku Cecylię, Rafał Mohr wykorzystuje wszystkie dostępne mu narzędzia, by oddać nadwrażliwość swojego bohatera – Adama, jednak przydzielony aktorom limit czasu i kwestii, jakie wypowiedzieć mogą na scenie, wyraźnie odbiera im energię.

Na uznanie zasługuje za to przemyślana i oryginalna scenografia Macieja Preyera. Dzięki ustawieniu na scenie drzwi, przez które swobodnie przechodzą bohaterowie, a którym nie towarzyszy elewacja ani inne elementy budynku, widzowie mogą jednocześnie śledzić akcję dziejącą się na zewnątrz i wewnątrz posiadłości. Dobrze skomponowane stare drewniane meble i strumień pary, ulatującej z bliżej nieokreślonego źródła, oddają ponurą atmosferę dworku.

Dynamizm i komiz spektaklu pomaga też budować świetnie skomponowana ścieżka dźwiękowa. Kiedy w dworku Pana. K zapada noc, słychać skrzypienie starych mebli i szczekanie psów za oknami. W chwili gdy sędziemu udaje się osiągnąć upragniony cel i wmówić Adamowi, że to właśnie on jest domniemanym mordercą, z głośników dobiega zaś niezapomniany motyw z filmu „Psychoza", w rytm którego sędzia odtańcowuje swój tryumfalny taniec. To niezapomniane połączenie utrwalonej w pamięci doświadczonego widza makabry z radością szalonego bohatera uderza siłą wyrazu, wywołując salwy śmiechu na widowni.

„Zbrodnia z premedytacją" to spektakl, który dowodzi aktualności i uniwersalności gombrowiczowskich refleksji. Nie tylko trafnie oddaje on bezwzględną machinę manipulacji, w której tryby każdego dnia wplątują nas media, politycy, a nawet sieci fast foodów i supermarketów, ale także dotyka popularnego dziś problemu, jakim jest tabu śmierci. Należy zauważyć, że to właśnie lęk przed zbliżającą się śmiercią Pana K., przeczuwaną przez jego żonę, dzieci oraz służących popchnął ich do „ucieczki" i zamknięcia się za bezpiecznymi drzwiami swoich pokojów, czyli do tego właśnie gestu, który sprowadził na domowników falę podejrzeń śledczego. Zachowanie postaci wyjaskrawia lęki towarzyszące ludziom żyjącym w erze ponowoczesności, w której częstokroć odrzuca się żałobę, prosi o nieskładanie kondolencji, kremuje ciała zmarłych, aby nie trzeba było oglądać ich na pogrzebie, a towarzyszące żegnaniu bliskich obrzędy ogranicza się do minimum.



Agnieszka Moroz
Dziennik Teatralny Szczecin
15 listopada 2014