Mały lord po krakowsku

Dyrektor Opery Krakowskiej, Bogusław Nowak, nie powinien na razie grać w totolotka. W marcu wyczerpał na wiele miesięcy, a może lat, limit wygranych. Wraz ze współpracownikami - Laco Adamikiem i Tomaszem Tokarczykiem - zdecydował się bowiem przygotować światową premierę "Małego lorda" Stevena Markwicka i ryzyko się opłaciło

Co prawda Markwick nie jest postacią znikąd, ma wiele sukcesów, choćby "Tajemniczy ogród", ale jego nowy musical był niewiadomą. Powstał przecież, podobnie jak "Tajemniczy ogród", na podstawie powieści Frances Hodgson Burnett "Little Lord Fauntleroy", która dziś może wydawać się staroświecka.

Bo oto Cedric, ubogi amerykański chłopiec, dowiaduje się, że jest prawdziwym angielskim lordem Fauntleroy, przyszłym księciem Dorincourt. Wyjeżdża więc na Wyspy i tam wywiera zbawienny wpływ na oschłego dziadka. Kompozytor (i jednocześnie librecista) zobrazował dwa światy -

Ameryki, muzyki gospel, ragtime\'u czy fokstrota, i dostojny angielski. Oczywiście towarzyszy temu przesłanie, że uczciwość popłaca i to ona powinna być w życiu nakazem.

Krakowskie widowisko będzie się cieszyć powodzeniem zarówno u dzieci, jak i dorosłych. Co prawda bez olśniewającej scenografii, ale przykuwa uwagę wpadającą w ucho muzyką, co jest zasługą nie tylko kompozytora, lecz także kierownika muzycznego i żywiołowego dyrygenta Sebastiana Perłowskiego. Role dorosłych solistów nie są nadzwyczaj trudne, ale oprócz śpiewu musieli oni wykazać się grą aktorską. Matka Cedrica - Magdalena Walach, Pan Hobbs - Michał Kutnik czy książę Dorincourt - Andrzej Biegun całkiem nieźle wywiązali się z obu zadań.

Trzeba zauważyć odtwórcę roli Cedrica, Dominika Dworaka. Napisana przez Markwicka rola nie należy do łatwych, a Dominik generalnie poradził sobie z nią, jest więc nadzieja, że wraz z innymi Cedricami - Mateuszem Kałuckim oraz Danielem Kukurbą - odciągnie rówieśników od komputerów i przeniesie w inny świat.



Paweł Dybicz
Przeglad
25 marca 2011
Spektakle
Mały lord