Marzę o Fauście

Patrząc na zespół, który udało nam się wzmocnić nowymi aktorami, mam nadzieję, że będę miał okazję zaprosić widzów na "Fausta", o którym od dawna marzę - mówi ZBIGNIEW RYBKA, dyrektor Teatru im. Jana Kochanowskiego w Radomiu.

Zbigniew Rybka, dyrektor naczelny i artystyczny Teatru im. Jana Kochanowskiego w Radomiu, o specyfice sceny, nadziejach i planach na przyszłość:

Problemem Radomia jest wysokie bezrobocie. W takiej sytuacji bilet do teatru nie staje się artykułem pierwszej potrzeby...


- Z jednej strony mówi się o 20-procentowymi bezrobociu, z drugiej zaś udało mi się spowodować powrót publiczności. Okazuje się, że ci, którzy są zainteresowani teatrem, jeżdżą do Warszawy, ale też przychodzą tutaj.

Można odwoływać się do tzw. patriotyzmu lokalnego?


- Jeśli słyszę głosy: "w naszym teatrze zobaczyłem ciekawy spektakl" - odczuwam wielką satysfakcję. Myślę, że w ten sposób teatr dobrze wypełnia funkcję społeczną, buduje świadomość "małej ojczyzny".

Kiedy zaczęła powracać publiczność?

- Ku mojemu zdziwieniu - już po pierwszej premierze. I wcale nie była to farsa. Zaproponowałem Katarzynie Deszcz realizację "Wizyty starszej pani". W spektaklu zagrała gościnnie Emilia Krakowska i... jakoś poszło. A sytuacja, jaką zastałem, nie była łatwa. Miałem cztery sztuki, na które sprzedawały się bilety. Najbardziej zaskakujące było to, że nie mogłem grać "Emigrantów", bo trudno było skompletować obsadę.

Ale to spektakl na dwóch aktorów? No właśnie.


- Tego nie wymyśliłby nawet Mrozek!

Żeby teatr w Radomiu nie był teatrem absurdu, musieliśmy bardzo szybko zbudować repertuar. Dziś gramy nie cztery, ale 19 sztuk. W ciągu sezonu dajemy 10-12 premier. Widzów przyciągają gwiazdy. Oprócz Emilii Krakowskiej jest Katarzyna Jamróz i Jerzy Bończak. Sam z przyjemnością oglądam gwiazdy na scenie. A jako dyrektor wiem, że to bardzo ciekawe doświadczenie dla publiczności i dla zespołu.

Nagrodzony spektakl Michała Siegoczyńskiego "2084" był współprodukcją, z inną sceną.

Czy będą następne?

- Z pewnością tak. Zależało mi na powodzeniu tego przedsięwzięcia, bo był to dobry sposób na pokazanie się poza Radomiem. Przekonanie innych, że nasz teatr jest traktowany na równych prawach ze scenami stołecznymi. W tym przypadku z Teatrem Na Woli, w którym przedstawienie to jest grane w tej samej obsadzie. Dodatkową korzyścią jest możliwość dzielenia się kosztami. Ten pomysł realizowałem już wcześniej w Rzeszowie, więc nie był dla mnie nowością.

Dzięki różnorodnej ofercie zaczyna mieć pan widzów po swojej stronie. Jak reagują władze?


- Organizator teatru, czyli miasto, oczekiwał poprawy sytuacji w teatrze. Uważnie nam się przygląda, mam wrażenie, że docenia wysiłki. Uczestniczy też we współtworzeniu teatru i nie zadaje pytań typu: po co wam nowe reflektory.

A jak wygląda stan techniczny sceny?

- Teatr otwarto w latach 70. ub. wieku i wtedy był nowoczesny. Teraz wiele urządzeń nadaje się do muzeum. Od lat nie są produkowane i nie można wymienić części. Zdarzyło się przerwanie spektaklu, bo podczas przedstawienia zatrzymała się obrotówka.

Możecie liczyć na prywatnych sponsorów?


- Z tym jest bardzo ciężko. Po prawie trzyletnich staraniach w tym roku udało się po raz pierwszy. Dzięki temu otworzyliśmy Scenę Fraszka przeznaczoną dla dzieci. Nie był to wielki koszt ale bez sponsorów byśmy sobie nie poradzili.

Co dla pana, dyrektora radomskiego teatru, znaczą nazwiska Jana Kochanowskiego i Witolda Gombrowicza?

- Kochanowski jest szlachetnym, ale trudnym patronem. Nie miałem jeszcze odwagi zaprezentowania jego utworów, ale mam pewne plany. Z Gombrowiczem jest dużo prościej. Dla teatru jest z pewnością bardziej inspirujący. Za sprawą Wojciecha Kępczyńskiego od wielu lat organizujemy Międzynarodowy Festiwal Gombrowiczowski. Dzięki temu przedsięwzięciu jesteśmy rozpoznawalni nie tylko w Polsce. Dopóki szefuję teatrowi w Radomiu, będę bardzo dbał o ten festiwal.

Kierowanie teatrem daje możliwość spełniania własnych marzeń repertuarowych. Jakie są pana?

- Jak wspomniałem na początku rozmowy, staram się zaproponować widzom możliwie różnorodny repertuar. Poza tym wzbogacamy naszą ofertę, sprowadzając interesujące, z różnych powodów ważne spektakle w cyklu "Goście Teatru Powszechnego", organizując czytania otwarte dla publiczności. Patrząc na zespół, który udało nam się wzmocnić nowymi aktorami, mam nadzieję, że będę miał okazję zaprosić widzów na "Fausta", o którym od dawna marzę. Myślę, że ten spektakl wielu z nas - bez względu na wiek - pomoże odpowiedzieć na kilka istotnych pytań...



Jan Bończa-Szabłowski
Rzeczpospolita
23 listopada 2010