Marzec, 2019 (1)

Marzec, 2019
Śmierć, teatr, męka Chrystusa, samotność, poszukiwanie tożsamości, okrucieństwo, to tylko niektóre z tematów „Końcówki" Becketta. Jak to połączyć, jak zagrać np. dojmującą samotność, jednocześnie posługując się teatralną, nieco pretensjonalną, emfazą? Doświadczyłem tego podczas performatywnego czytania utworu w krakowskiej „Loży", gdzie – dzięki propozycji reżysera, Józefa Opalskiego – miałem zaszczyt zmierzyć się z postacią Hamma, dziękuję Żuku! (2.03.)
***


„Hamlet" w Toruniu w reżyserii Pawła Paszty, niedzielny spektakl, tłumy widzów, wśród nich bardzo dużo młodzieży, to cieszy. Przedstawienie zaczyna się rewelacyjnie, reżyser błyskawicznie buduje swój sceniczny świat, który natychmiast akceptuje publiczność, ale potem bywa różnie: raz gorzej (kiedy aktorzy starają się rozgrywać realistyczne scenki), raz lepiej (kiedy do głosu dochodzi inscenizacyjna wyobraźnia twórcy). Nie wszystkie pomysły zrozumiałem, pozostawmy z boku siedem specjalnie spreparowanych starych pianin, bo to mobilny element scenografii, owego zbudowanego przez Pasztę świata, bardziej niepokoi mnie siedem kobiet, które grają obok hamletowych protagonistów właściwie wszystkie pozostałe role (i męskie i żeńskie), czyżby świadczyło to o brakach w zespole aktorskim, czy może wynika z przemyślanej koncepcji? (3.03.)
***
Dużo mówi się o grożącym Andrzejowi Zybertowiczowi procesie sądowym za naruszenie dóbr osobistych grupy uczestników obrad Okrągłego Stołu poprzez sugestię, że mogli być na usługach SB, a tamta władza podzieliła się z nimi rządami. Wielu dziennikarzy i polityków uważa groźby opozycjonistów za histerię, ale na ogół zapomina się, że bulwersujący fragment wypowiedzi profesora składał się z dwóch zdań: nie tylko posłużył się cytatem ze starego komentarza Andrzeja Gwiazdy o podzieleniu się komunistów władzą ze swoimi agentami, ale również zasugerował, że w słowach Gwiazdy była „głęboka prawda". Gdyby prof. Zybertowicz powiedział, że dzisiaj, po latach, można zweryfikować opinię Gwiazdy, stwierdzić na ile była ona uzasadniona, to zachowałby postawę godną naukowca, bezstronnego i dociekliwego, a tak... przesądził sprawę z pozycji politycznej opcji, obrażając wielu aktorów tamtych wydarzeń. (5.05.)
***
Bohaterem teatru Doroty Masłowskiej (w adaptacjach i dramatach) jest słowo, a ściślej jego imitacja, bo z jego pomocą, korzystając z niewiarygodnego słuchu, autorka przedstawia naszą rzeczywistość z pozoru wprost, ale kreowaną, komponowaną i stylizowaną, w przypadku „Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną" rzeczywistość blokowisk i dresiarzy. Nie są to moje klimaty, nie jest to mój teatr, bo mam wątpliwości, czy słuszne autorskie diagnozy na kimkolwiek robią terapeutyczne i oczyszczające wrażenie, poza konstatacją „klawo jest" (ach, te ryki śmiechu publiczności po każdym „kurwa", które pada ze sceny!). W Małopolskim Ogrodzie Sztuki aktorki są tak zdolne, że żałuję wspaniałych ról, które na nie czekają, podczas kiedy one muszą z małpią zręcznością coś udawać, sorry takie czasy! (6.06.)
***
Oto swoiste signum temporis w trzech zdaniach: po pierwsze, mój teatr (nazwijmy go modernistycznym) rozwijał się pod hasłem "to nie jest nasza rzeczywistość i dlatego teatr jest taki, żeby rzeczywistość się zmieniła", a dzisiejszy teatr (postmodernistyczny, popkulturowy, post-dramatyczny, czy jak go jeszcze nazwać?) rozwija się pod hasłem „to jest nasza rzeczywistość i dlatego teatr jest taki, a rzeczywistość niech się nie zmienia i nadal go stymuluje" – różnica w definiowaniu jest na tyle wyraźna, że bez trudu można zauważyć zmianę w społecznej roli teatru dawniej i dziś. Po drugie, w wielu wywiadach z młodymi reżyserami czytam o współczesnym kryzysie męskości, co nie może pozostać bez wpływu na kształt ich przedstawień (bo jak wiadomo teatr stał się doraźną trybuną publicystyczną), więc dla przykładu warto odnotować te z ostatnich premier, które zmieniają obsadę z męskiej na żeńską lub przyjmują kobiecy punkt widzenia (toruński „Hamlet", krakowskie „Panny z Wilka", „Wojna polsko-ruską..." i „Zmowa milczenia"), ale – ponieważ każda reakcja rodzi kontrreakcję – w Poznaniu przygotowują „Śluby Panieńskie", w których zagrają wyłącznie mężczyźni, bo nęci ich babska omnipotencja, a ja już widzę jak młoda, polska teatrologia rozpoczyna ogólnonarodową dyskusję (zastępczą) o rozwoju teatru i o koniecznych zmianach obsadowych, w sytuacji, kiedy panie mogą wszystko, a panom wystygło! Po trzecie, aby opowiadać o dzisiejszych czasach, trzeba koniecznie wykorzystać język Masłowskiej i nie posługiwać się polszczyzną Tuwima, Miłosza, czy innych poetów, co usiłował mi wmówić jeden z najwybitniejszych teatralnych krytyków starszego pokolenia, ale ja wiem swoje – można i tak i tak, zależy, czy sceniczna stylizacja ma polegać na imitowaniu rzeczywistości, czy na tworzeniu jej metafory. (7.03.)
***
Kiedyś teatr służył nam w trudnych czasach jako oręż przeciwko złu, a teraz my w trudnych czasach służymy teatrowi jako paliwo pomysłów inscenizacyjnych. Ostatni wywiad dyr. Krzysztofa Głuchowskiego w Gazecie Wyborczej świadczy o końcówce mojego świata i bardzo mnie zasmucił. Wynika z niego, że mimo kilkunastoletnich starań (chyba, że moja kadencja została zaliczona do momentów zagrażających teatrowi), a więc mimo moich starań (patrzmy optymistycznie!) pozostawiłem w „Słowaku" jedynie brudne i zakurzone firanki, bo nawet scena obrotowa powstała dzięki staraniom dyr. Głuchowskiego, mało, on też znalazł zapomniane popiersie Stanisława Wyspiańskiego w piwnicach teatru, mimo że gipsowa forma tej rzeźby (dłuta Konstantego Laszczki) gotowa do wykonania odlewu w brązie stała w moim gabinecie, a odchodząc w 2016 roku przekazałem ją nowemu gospodarzowi gmachu! (8.03.)
***
Zakonnik Chrystusowców, ksiądz katolicki zgwałcił niespełna trzynastoletnią dziewczynkę, którą pod pozorem opieki wywiózł z domu rodzicielskiego, a potem przez blisko dwa lata traktował ją jak przymusową nałożnicę, doprowadzając do ciąży i zmuszając do aborcji. Tu nie chodzi o ocenę czynu (właściwie czynów), bo ta jest oczywista, ani o to, że oprawca po wielu latach przestał być księdzem i zakonnikiem i odsiedział stosunkowo krótki wyrok, nie chodzi też o zmowę milczenia świadków, którzy albo wiedzieli, albo musieli się domyślać czego dopuszcza się trzydziestoletni duchowny wobec dziecka, ale o utrzymanie zadośćuczynienia w wysokości miliona złotych, które zostało prawomocnie zasądzone dorosłej już dziś ofierze. Wyrok był precedensowy, ponieważ do tej pory instytucje kościelne nie płaciły odszkodowań za czyny swoich zdewiowanych księży (nawet często roztaczały nad nimi parasol ochronny), więc prawnicy Towarzystwa Chrystusowego złożyli do SN wniosek o kasację, która – o ile zostanie skutecznie przeprowadzona – może oznaczać dalsze zamiatanie pod kościelne dywany spraw o pedofilię i żadne głosy opinii publicznej, ani filmy Smarzowskiego, czy Ozona, a ostatnio Sekielskiego nic tu nie pomogą. (12.03)
***
Edukacja (nauczyciele, ale i artyści) nie przynosi budżetowi państwa żadnych wymiernych zysków i prawdopodobnie z tego powodu jest lekceważona przez kolejne ekipy rządowe (nie tylko PiS-u!). Pragmatyczny populizm nakazuje pomijać w podziale dóbr te grupy zawodowe, mimo że „produkty", które przynoszą społeczeństwu są nie do przecenienia jako arcyważne dla rozwoju i przyszłych losów narodu („Takie będą Rzeczpospolite, jakie ich młodzieży chowanie"). We współczesnej ekonomii te profity nazywają się „wartością dodaną", i niby wszyscy o tym wiedzą, jednak nauczyciele zmuszeni będą prawdopodobnie strajkować i wychodzić na ulicę w coraz bardziej jawnych protestach, a ci, którzy skazują ich na wegetację poniżej ludzkiej godności popełniają zbrodnie, bo nie mogę sobie wyobrazić, żeby byli aż tak głupi. (14.03.)
***
cdn

 



Krzysztof Orzechowski
Dziennik Teatralny
15 marca 2019