Maska w tradycji Korei

Siedmiu artystów z Korei. Surowa, ale jakże elektryzująca estetyka. I maska w roli głównej. Godzinny multimedialny pokaz w Centrum Sztuki Impart zakończył się owacjami na stojąco

Trzeci dzień festiwalu uwieńczył multimedialny pokaz koreańskiej grupy artystycznej Be-being. Grupa z powodzeniem od kilku lat zajmuje się eksplorowaniem tamtejszej tradycji sztuk widowiskowych i muzyki w celu wypracowania nowej, uwspółcześnionej formy. Zaprezentowany przez nich projekt nosił nazwę Yi-myun-gong-jak i poświęcony był masce oraz tradycji jej użycia w muzyce i sztukach performatywnych Korei.

Według tradycji w czasie widowisk maskowych jeden lub kilku wykonawców zakłada maski z wizerunkiem ludzi lub zwierząt i odgrywa przedstawienie. Chociaż takie maski wyglądają dość pospolicie, to na ich podstawie zaobserwować można typowe kształty koreańskich twarzy. Tak było i tym razem.

Artyści zaczarowali publiczność już w pierwszej minucie trwania pokazu. Na scenie pojawiły się dwie kobiety i trzech mężczyzn. Ubrani w identyczne zielone koszule o prostym kroju. Głos śpiewającej kobiety i spokojna muzyka grana przez pozostałych członków grupy skutecznie wprowadziły nas w klimat opowiadanej muzyką, śpiewem i maską historii. Koreańscy artyści podzielili pokaz na kilka części, których zwiastunem były zmieniające się kolory tła, od zielonego i czerwonego, po beżowe, szare i różowe.

Surowa, niemalże ascetyczna estetyka miała jednak swój ustalony porządek. Artyści rozpoczęli pokaz humorystycznie, na scenie pojawili się aktorzy przebrani w strój imitujący zwierzę, wkupiając się tym skutecznie w łaski rozbawionej publiki. Efektowny moment spektaklu nastąpił także w chwili, gdy na projektorze wyświetlono tańczącą kobietę w masce. Dopełnieniem tego tańca były pojedyncze, miarowe uderzania w drewniane instrumenty muzyków. Wytworzyło to liryczną aurę. Ten spokojny ton po chwili przeszedł w bardziej żywiołowy. Wszystko za sprawą dwóch postaci, które pojawiły się w drewnianych maskach na twarzy. Istotnym elementem ich występu był "spacer" po linie rozłożonej na deskach sceny, w trakcie którego muzycy powtarzali kilkakrotnie te same sekwencje muzyczne.

Godzinny występ zakończyła powtarzana jak mantra pieśń, która dźwięczała w głowach długo po zakończeniu koncertu. Czy to oznacza, że koreańska tradycja nie zostanie stłumiona przez współczesność?



Ala Turek
Kulturaonline
9 lipca 2011