Matka Polka Wałęsowa?

Gdy brałam do ręki książkę "Marzenia i tajemnice" Danuty Wałęsy spodziewałam się, że po przeczytaniu kilku stron odłożę ją z powrotem na półkę. Nie wierzyłam, że Danuta Wałęsa może mieć coś ciekawego do powiedzenia. Jakże się pomyliłam! Wspomnienia byłej prezydentowej wciągnęły mnie niemal natychmiast i choć samej książce można kilka rzeczy zarzucić myślę, a przynajmniej mam taką nadzieję, że Danuta Wałęsa świadomie wybrała taką właśnie formę pokazania światu swojego prawdziwego "ja".

Z wielkim entuzjazmem przyjęłam więc wiadomość, że Krystyna Janda chce przenieść wspomnienia byłej pierwszej damy na scenę teatralną. Może okażę się człowiekiem małej wiary, ale znów miałam wątpliwości, jak to miałoby wyglądać. Krystyna Janda zaadaptowała tekst, zaprojektowała (o ile tak można powiedzieć) scenografię oraz zagrała główną rolę. Całość wyreżyserował Janusz Zaorski. Aktorka wycisnęła z opowieści Danuty Wałęsy to, co najważniejsze. Pominęła zajmujące dużą część wspomnień opowieści na temat duchownych, których spotkała na swojej drodze życiowej. Zrezygnowała z dywagacji na temat opozycjonistów i przyjaciół Lecha Wałęsy. Skupiła się tylko i wyłącznie na życiu, uczuciach i przemyśleniach Danuty Wałęsy ukazując kulisy wspaniałej kobiecej historii dziejącej się na marginesie przełomowych wydarzeń, w których główną rolę grał jej mąż Lech Wałęsa.

Ta mała, a zarazem wielka historia, to opowieść o życiu Danuty Wałęsy. Życiu w cieniu swojego męża, życiu w cieniu wielkiej polityki i historii, życiu w samotności. Życiu, któremu jedyny sens nadawały narodziny kolejnych dzieci i kolejne przełomowe lata polskiej historii: rok 1970, 1980, 1981, 1989 itd.

Krystyna Janda, jako Danuta W. snuje swoją opowieść przy kuchennym stole, przygotowując szarlotkę, ulubione ciasto swoich dzieci. Została przy tym stole sama, dzieci dawno odeszły w świat, a mąż zafascynowany komputerem i nowymi technologiami zapewne siedzi gdzieś w pokoju i słucha Radia Maryja (by jak mówi "Lepiej poznać swojego wroga"). Danuta opowiada zatem o wyjeździe z rodzinnej wsi, pracy w kwiaciarni, w której poznała Lecha Wałęsę, ślubie (z którego niewiele właściwie pamięta), narodzinach kolejnych dzieci, przeprowadzkach, rewizjach, aresztowaniach, nagrodzie Nobla i wielu, wielu innych hostoriach. Najważniejsze nie są jednak kolejne fakty z życia jej i męża a to, że wreszcie sama się do nich ustosunkowuje. To wreszcie ona - Danuta W. - zabiera głos i opowiada swoją historię, opowiadając zarazem historię wielu Polek, które wspierały mężów w czasach PRL-u ograniczając własne życie do gotowania obiadów, sprzątania i opieki nad dziećmi, by w tym czasie ich mężowie mogli zająć się "tworzeniem historii". Z opowieści byłej prezydentowej wyłania się dość smutny obraz kobiety, której zdania mąż nigdy nie brał pod uwagę, a bez której jego życie być może wyglądałoby inaczej (to dzięki niej miał pewność, że cokolwiek będzie się działo, to istnieje miejsce, w którym ktoś na niego czeka, czuwa nad jego dziećmi - miejsce do którego zawsze może wrócić). Wyłania się obraz kobiety, która traktowana była przez wielu jedynie jako "żona swojego męża". Tymczasem okazuje się "żona swego męża" ma własne zdanie, swoją historię do opowiedzenia, swoje zasługi - to, czego mąż nigdy nie doceniał. Danuta W. wychodzi teraz z cienia i opowiada światu, jakie naprawdę było jej życie.

Realizacja i inscenizacja wspomnień Danuty Wałęsy, na którą zdecydowała się Krystyna Janda, właściwie wyczerpuje możliwe interpretacje "Marzeń i tajemnic" - chyba, że ktoś z twórców teatralnych zdecydowałby się na inne odczytanie biografii byłej pierwszej damy. Wówczas miałby jeszcze przynajmniej dwie możliwości interpretacji. W uproszczeniu: po pierwsze odczytanie skrajnie "feministyczne", według którego Danuta Wałęsa przerywa milczenie i wyrasta na kobietę buntującą się przeciwko swojemu mężowi. I po drugie - skrajnie nazwijmy to podejściem "katolickim" - prezydentowa wyrasta na Matkę Polkę wiernie stojącą obok swojego męża, przez całe życie wspiera go rezygnując zarazem z własnych marzeń. Każde z tych odczytań byłoby jednak nadużyciem. Danuta Wałęsa, zarówno ta prawdziwa jak i ta w interpretacji Krystyny Jandy, stoi gdzieś pośrodku, nie przyświeca jej żadna konkretna idea. Może poza tą tylko, że... chce opowiedzieć swoje życie. Bohaterka jest Matką Polką Wałęsową. Tak jak jej mąż, mający w sobie coś z demokraty i z dyktatora, łączy w sobie bycie "Matką Polką", żoną oraz - samą sobą.

Spektakl wyreżyserowany przez Janusza Zaorskiego wpisuje się w tendencję modnego ostatnio "teatru środka". "Danuta W." to spektakl prosty, acz momentami wymagający (dla niektórych widzów dwie i pół godziny z jedną aktorką na scenie to nie lada wyzwanie). Ascetyczna scenografia (stół, krzesło i piekarnik, w tle projekcje rodzinnych zdjęć z archiwum Wałęsów oraz historii Polski), a w samym środku tego wszystkiego Krystyna Janda obierająca jabłka i piekąca szarlotkę sprawiają, że widz skupia się na opowieści, nie na obrazie.

"Danuta W." Krystyny Jandy to spektakl dobry i choć od takiej formy jak monodram oczekuje się wcielenia (wtopienia) w postać, aktorka zdecydowała się zrelacjonować życie prezydentowej pozostając sobą, a nie grając Danutę Wałęsę. Decyzja ta na pewno sprawdziła się w przedstawieniu.

Teatr Polonia - "Danuta W."; reżyseria: Janusz Zaorski; adaptacja, wykonanie i scenografia: Krystyna Janda; asystent scenografa: Małgorzata Domańska; światło: Andrzej Wolf; spektakl pokazany na scenie GTM przy Nowym Świecie w ramach XXIV Gliwickich Spotkań Teatralnych; 11.05.2013;



Alicja Siwik
www.portalkatowicki.pl
15 maja 2013
Spektakle
Danuta W.
Portrety
Krystyna Janda