Mazarin w czerwieni

Teatr Scena Prezentacje gościł na Gliwickich Spotkaniach Teatralnych ze spektaklem "Diabeł w purpurze" w reżyserii dyrektora naczelnego i artystycznego tej sceny, Romualda Szejda.

Dramat autorstwa francuskiego dramaturga Antoine\'a Rault’a, opowiada o ostatnich polityczno-dyplomatycznych rozgrywkach kardynała Mazarin. Pierwszy minister pragnie doprowadzić do zawarcia pokoju pomiędzy Francją a Hiszpanią, którego gwarancją ma być małżeństwo króla Francji, Ludwika XIV z infantką Marią Teresą.

W tym historycznym dramacie udało się autorowi przemycić treści bardzo uniwersalne i odnoszące się do sytuacji politycznych we współczesnej Europie. Mazarin daje młodemu królowi lekcję makiawelizmu, z których wynika między innymi, że należy przyjaźnić się z wrogami, aby w przypływie zaufania zdradzili nam sekrety, które później możemy przeciw nim wykorzystać, artystom trzeba płacić, bo zawsze warto jest ich mieć po swojej stronie, a pomiędzy „braniem” a „przyjmowaniem” (pieniędzy) jest zasadnicza różnica. Trafne spostrzeżenia bawią widownię, która zawsze rada jest pośmiać się z polityki i jej mechanizmów. Niestety całość może wywołać znużenie, ponieważ, poza warstwą słowną, na scenie niezbyt wiele się dzieje, a nie wszystkie kreacje aktorskie wzbudzają jednakowy zachwyt. 

Głównego bohatera, w którego wcielił się Ignacy Gogolewski poznajemy w pierwszej scenie podczas porannej toalety. Odnosimy wrażenie, że jest to stary, nieco stetryczały człowiek, który ciężko podnosi się z łóżka, z trudem chodzi, mówi powoli i z wysiłkiem. Wydaje się już być zmęczony życiem, rządzeniem, ludźmi, a przywiązanie okazuje już tylko do drogocennych, nagromadzonych przez całe życie przedmiotów oraz małpki Mademoiselle Lili. A jednak, kiedy pierwszy minister Francji czuje nadchodzący koniec z żalem wyznaje, że nie chce opuszczać tego wszystkiego. Nie chce opuszczać życia. Mazarin nie wzbudza strachu i bliżej mu do dobrotliwego staruszka aniżeli despoty i tyrana. Pod tymi pozorami kryje się jednak przenikliwy umysł, który właśnie dzięki udawanej dobroci i uprzejmości steruje ludźmi i osiąga wyznaczone cele. Gogolewski w pełni zrozumiał lekcję mistrza Mazarin i tak samo zręcznie zmanipulował nas widzów, skupiając na sobie całą uwagę i sprawiając, że jego bohater wzbudza naszą szczerą sympatię. Znajdujemy w sobie zrozumienie dla kardynała, nawet jeśli jego postępowanie jest wątpliwe moralnie. Bo czy można go winić za to, że zbił fortunę, podczas gdy kasa państwa świeci pustkami, skoro brał tylko to, co inni mu dawali? Poza tym Mazarin, niczym faustowski diabeł, niby czyni źle, ale wychodzi z tego dobro. Najważniejsze jest wszak dla niego dobro Francji. Dlatego Mazarin nas wzrusza, rozśmiesza trafnymi i cynicznymi spostrzeżeniami dotyczącymi życia oraz polityki, jest znawca ludzkiej natury i tak jak on, my również znajdujemy w sobie zrozumienie dla ludzkich słabości.

Nie wszystkim jednak aktorom udało się stworzyć tak bogate portrety swoich bohaterów. Broni się Henryk Łapiński jako cichy Bernouin, zawsze dyskretny i zawsze w cieniu oraz Marek Włodarczyk, jako przebiegły Colbert. Miło jest patrzeć na Marię Ciunelis jako królową Annę Austriaczkę. Ciunelis partnerowała Gogolewskiego i zręcznie wraz z nim wygrywa niuanse niejednoznacznej przyjaźni, która łączyła tę parę. Bartosz Martyna jako Ludwik stworzył udaną postać młodego, zakochane mężczyzny, a nie władczego króla. Z kolei Matylda Damięcka, grająca Marię Mancini, próbowała stworzyć rolę młodej, lecz niegłupiej dziewczyny, jednak jej gra aktorska momentami wypadała mało naturalnie. Aktorzy bronią się jak mogą swoimi talentami, jednak nie da się ukryć, że wszyscy oni pozostają w cieniu roli Gogolewskiego. 

W scenografii zachowano umiar i za pomocą kilku zręcznych pomysłów stworzono wnętrze XVII pałacu. Na scenie występują różne odcienie czerwieni – jest to kolor, który towarzyszy pierwszemu ministrowi. Nie tylko bowiem stroje Mazarina są czerwona, ale również obicia mebli w jego pokoju. Czerwień nie przytłacza jednak swoją obecnością na scenie, lecz dyskretnie wskazuje na dominującą postać w dramacie, która sprawuje faktyczne rządy w kraju. Pokój Mazarina jest również jedynym miejscem w pałacu wyraźnie wyodrębnionym. Znajduje się w nim biurko z fotelem, wąskie łóżko, rzeźby. Kiedy akcja przenosi się w inne części pałacu, meble zostają po prostu zasłonięte materiałem. Warto przy tym wspomnieć, że piękne kostiumy do spektaklu zaprojektowała Zofia de Ines.

„Diabeł w purpurze” w inscenizacji Szejda jest spektaklem zagranym bardzo tradycyjnie, w którym ważne jest słowo i treść. Nie jest to teatr oparty na eksperymentach czy nowatorskich pomysłach. Ten typ teatru wciąż cieszy się dużą popularnością wśród pewnej grupy publiczności, która lubi rozumieć, co dzieje się na scenie i ceni teatr warsztatowo bardzo dobrze zrobiony, w którym aktorzy dostają szansę na zbudowanie pełnowymiarowych ról. Ten cel udało się osiągnąć bez wątpienia Ignacemu Gogolewskiemu, który stworzył ciekawy portret Mazarina. Sądząc po entuzjastycznym przyjęciu „Diabła w purpurze” przez festiwalową publiczność, mistrzowska gra Gogolewskiego wystarczyła, aby spektakl zachwycił. Dla mnie jednak było to trochę za mało, aby pod koniec nie odczuwać znużenia jednostajnością gry aktorskiej i rytmu przedstawienia.



Barbara Wojnarowska
Dziennik Teatralny Katowice
10 maja 2010
Spektakle
Diabeł w purpurze