Medytująca melancholia

Z prof. Bogusławem Dopartem, znawcą twórczości Adama Mickiewicza, wykładowcą UJ, na temat "Pana Tadeusza" gawędy część szósta.

DP Jest coś w Księdze Szóstej, co budzi opór. I to już od pierwszych wersów, w których pojawia się bocian, żniwiarki, kosy, sierpy - obrazek, przyznajmy, jak z jakiegoś potwornego socrealistycznego plakatu. Ale przecież to wciąż "Pan Tadeusz"! Co tu tak właściwie się dzieje? - Czy tylko to Pana trapi? Księga Szósta, księga zaścianka, wydaje się bez poetyckiego blasku i bez głębszego znaczenia. W poprzedniej były intrygi, waśnie, na koniec zamkowa, a raczej karczemna, bijatyka. W późniejszej księdze będą zapasy retoryczne, demagogia i wrzawa. A tu - jakby ospałość Mickiewiczowskiej Muzy, gnuśność peryferyjnej codzienności. Mgła i zgryzota w centrum polszczyzny. Ludzie w Soplicowie znudzeni, zasępieni, nieradzi sobie. Na żniwnych polach monotonny wysiłek. Zagadkowy ruch na gościńcu, ale żywa akcja wyparta przez głuche przeczucia, próżne starania, niewczesne projekty. I jeszcze te pańskie sierpy, te bociany. Słuszne pytanie: co właściwie tutaj się dzieje? Zaskoczę pana. Jest w tej księdze wielkie piękno, subtelne i pełne odcieni. Tylko że Mickiewicz zmienia swą metodę poetycką i my, czytelnicy, musimy dopiero się jej nauczyć. Choćby ten pejzaż... Jest w "Panu Tadeuszu" i mitopoezja złoto-srebrnych pól nad błękitnym Niemnem, i sielankowy landszaft, i balladowy matecznik, i ogród, a także sad, z poezji ziemiańskiej rodem, i baśniowy człekokształtny las, i poetyckie niebo... A tutaj: gościniec, pola uprawne, gromada przy pracy. Plus zając w kapuście, bocian nad kałużą, wrony na kopach. Samo życie, zwyczajna powieściowa sceneria. Polski realizm jest jeszcze w powijakach, i Mickiewicz w pionierski sposób organizuje powieściowe, realne postrzeganie przestrzeni; uczy, jak patrzeć wprost na świat otaczający. I dopiero później sierpy i bociany zastygną w stereotypy poetyckie czy malarskie. Przyczyniają się do tego rozmaite wąskie koncepcje sztuki narodowej, ale i emigranckie nostalgie. I cepeliada wiadomego chowu. Na to "Pan Tadeusz" nie zasłużył. Tu nawet powieściowy opis jest realno-idealny, niezwykły. DP Pan Profesor zwraca pewnie uwagę na wers, gdzie "pieśni brzmią jak muzyk niewidzialne głosy" ... - Słusznie! Cały passus wersów 25-33 to najprzedniejsza robota opisowa. Niby obrazek rodzajowy pt. "Żniwa i sianokosy" albo "Kosiarze we mgle". Ale ludzi we mgle nie widać, tylko sierpy, kosy. Jakieś rozmazane smugi, fragmentaryczne desenie, monotonna akustyka. To jakby eksperymentalny film artystyczny, uruchomiona abstrakcja ze ścieżką dźwiękową. Albo wręcz awangardowa instalacja plastyczno-muzyczna. Ten Mickiewicz... Zawsze znajduje chwyt estetyczny nie z tej ziemi. Przede wszystkim dba o to, żeby przestrzeń, przyroda, nie była tylko biernym tłem dla ludzkich działań i przygód. W Mickiewiczowskiej naturze tkwi zawsze łut duchowości, co najmniej empatycznej wrażliwości, a często opatrznościowej sprawiedliwości. DP To, jeśli dobrze wnioskuję, sprawia, że przyroda odgrywa tak niebagatelnie znaczenie w "Panu Tadeuszu". - Tak, i to się zmienia koncepcyjnie wraz z biegiem poematu. W Księgach I-IV, gawędowych, jak pamiętamy, poeta opiera się na prastarych tradycjach kultury skosmizowanej. W takiej kulturze najważniejsze dzieło boże, kosmiczna całość, staje się wzorcem dla wszelkich działań i zachowań kulturowych. Jako na niebie, tak i na ziemi; jako w kosmicznej świątyni Pana, tak się ma dziać i w naszym małym ludzkim domostwie. Pamiętamy ten epizod z Księgi Pierwszej: słońce zapada, a wtedy Sędzia nakazuje przerwać wszelkie prace. Bo zegar kosmiczny nie tylko odlicza godziny. On także wskazuje granice zakreślone wszelkiemu stworzeniu, a słońce symbolizuje gawędową filozofię ładu. Jednak w powieści na taką filozofię nie ma miejsca. Powieść ukazuje otwarty na przyszłość strumień życia rozproszonego i przemijającego. Powieść oddziela współczesność od historii. Wyraża odczarowanie świata tradycyjnego, uruchomienie czasu, który zmierza w nieznane, pożerając stare formy życia i niosąc przemiany. Burda i dewastacja zamku Horeszków w Księdze Piątej - niszczycielstwo zainicjowane przez kogo? przez Gerwazego! - ujawnia też niszczycielską pracę czasu. Tradycyjny świat zaczyna kłuć w oczy swym anachronizmem. Także w Księdze Szóstej. Choćby Protazy - odgrywa on z młodzieńczym wigorem scenariusz woźnieńskich przezorności, ale to komedia omyłek: stary człowiek nie jest świadom, że na Litwie od dawna nie jada się pozwów i nie odszczekuje pod stołem zarzutów procesowych. Gospodarza Poematu najwyraźniej nie martwi odchodzenie na wpół zmurszałego, zrujnowanego świata. Ale przy tym Mickiewicz-poeta, Mickiewicz-romantyk nie potrafi zaakceptować powieści opartej jedynie na założeniach społecznych i historycznych, tzn. powieści bez metafizyki. Uprzedza nas o tym lojalnie, we wstępnym dwuwierszu: "Nieznacznie z wilgotnego wykradał się mroku/ Świt bez rumieńca, wiodąc dzień bez światła w oku". Świt blady jak nocna mara, dzień frasobliwy i zgaszony. Z tą niewesołą parą wkracza do romantycznej powieści medytująca melancholia. DP Potem pojawia się jeszcze ta sławetna mgła, która "coraz spadała". Przetyka ją, jak wiemy, słońce, co Mickiewiczowi nasuwa skojarzenia z pracą tkaczek. - Mgła jest w tej księdze od początku. Wisi nad ziemią jak strzecha nad chatą. Wije się jeszcze nieraz jak w jakimś horrorze. I nie może jej braknąć, bo ona symbolizuje podstawowy stan melancholijnej duszy. Poczucie nieprzejrzystości świata. Zagubienie umysłu w świecie pełnym mylnych dróg, ciemnych znaków, sprzecznych przesłanek. Wielki nasz melancholik romantyczny, Antoni Malczewski, przybrał za motto swej wspaniałej "Marii" słowa Kochanowskiego: "Wszystko się dziwnie plecie/ Na tym tu biednym świecie:/ A kto by chciał rozumem wszystkiego dochodzić,/ I zginie, a nie będzie umiał w to ugodzić". W tę stronę idzie też "Panatadeuszowa" filozofia powieści, wyłożona w głębokiej - tak, tak - nie tylko pięknej Księdze Szóstej. Tu już nie ma sprawiedliwości poetyckiej typu: "nie masz zbrodni bez kary", tu nie ma spoczynku w kosmicznej jedności. Wkrada się niepewność istnienia, jakaś absurdalność losu, dwoistość wszystkich rzeczy. Stronami słota, stronami pogoda. Nadzieja i przygnębienie, żałość i humor w pomieszaniu. Oto ksiądz Robak snuje z otuchą plany powstania nieświadom, że właśnie rujnuje mu dzieło życia pieniacz i nienawistnik - Gerwazy. Gdzie tu sprawiedliwość, gdzie moc zasługi? Piękny fragment, który pan przywołał, wersy 567-580, porównuje świat do pasa słuckiego, mającego, jak wiadomo, pogodną i żałobną stronę; także do wzorzystego kobierca tkanego na krosnach przez parę rękodzielników. To z czego jest nasz świat? Z niebiańskiego światła i przyziemnej mgły. Jest jak tkanina, rozpięta na warsztacie, zawsze niegotowa, ni to cielesna, ni to złudna. Czasem widziana w splendorze swych ozdób, ale częściej chyba od strony odwrotnej, jako kolorystyczna kakofonia i plątanina nici. Błyskająca biesiadnym złotem i purpurą albo czarno-srebrnym kirem. I takim samym symbolicznym pismem został opisany zaścianek ze swym rycersko-baśniowym przywódcą, Maćkiem nad Maćkami, oraz Maćkowym iście fantastycznym dworem, kokoszącym się między bohaterską historią a płodną naturą, między zagładą a biblijną obietnicą: "I przekują miecze swoje na lemiesze". Wielcy aktorzy czytają "Pana Tadeusza" - cz. VI.

Marcin Wilk
Nasz Dziennik
21 czerwca 2008