Memling w operze

Trzecia, ostatnia część cyklu "Opera Gedanensis" - dzieł zamówionych przez Operę Bałtycką, a właściwie Gdańsk. Pierwsza była "Madame Curie" związanej z tym miastem Elżbiety Sikory, druga to "Olimpia z Gdańska" Zygmunta Krauzego o Stanisławie Przybyszewskiej.

"Sąd Ostateczny", jak łatwo się domyślić, dotyczy genialnego tryptyku mistrza z Brugii, który możemy podziwiać w gdańskim Muzeum Narodowym. Nie jest jednak łatwo napisać operę, a nawet libretto, o obrazie. Mamy tu więc próbę połączenia wszystkiego, co dało się z tematu wycisnąć: legend i fantazji na temat historii powstania tryptyku i samego Memlinga (akt I) z burzliwą historią, jaką przeszedł "Sąd Ostateczny": miał trafić do Włoch, trafił (dzięki piratom) do Gdańska, stamtąd porwano go do Paryża, Berlina, znów do Gdańska, do Turyngii, Leningradu i w końcu z powrotem do Gdańska. Co chwila znajdujemy się w innej epoce, co oddane jest przez aluzje stylistyczne.

W ogóle Knittel, znany szerzej jako twórca muzyki elektronicznej i improwizator, co prawda stosuje elektronikę i w tym dziele, ale jest ona tylko środkiem towarzyszącym zupełnie tradycyjnej chwilami muzyce (założenie jest popularyzatorskie wedle słów kompozytora).

Strona wizualno-reżyserska próbuje więc godzić ogień z wodą; podobnie wykonanie samej muzyki pod batutą Szymona Morusa. Na szczególne pochwały zasługują wykonawcy głównych ról: Robert Gierlach (Memling), Jan Jakub Monowid (Tomaso Portinari) i Anna Mikołajczyk (Katarzyna Tanagli).



Dorota Szwarcman
Polityka
18 listopada 2017
Spektakle
Sąd Ostateczny