Menedżer nie może dominować w teatrze publicznym

- Nie wolno zapominać, że teatr publiczny ma być instytucją artystyczną. Ona ma służyć sztuce, a sztuka ma służyć pogłębieniu wiedzy o człowieku. Przez banał i schematy tego się nie osiągnie - mówi Olgierd Łukaszewicz, aktor, prezes Związku Artystów Scen Polskich.

W Opolu brakuje pieniędzy na teatr. Samorząd wojewódzki obciął dotację, choć ustawa mówi, że obowiązkiem organizatora jest zapewnienie działalności instytucji kultury. - Kasa samorządowa musi być dla teatru otwarta i hojna, by dobro teatru było publiczne, a więc szeroko dostępne. O remanent ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej oraz ocenę jej skutków apelowałem już parę lat temu. Trzeba zbadać na nowo, czy samorządy wykorzystują m.in. możliwości, które daje ustawa, dotyczące współfinansowania oferty dla miasta. Bo stało się tak, że duże instytucje kulturalne w regionach oddano marszałkom, a te mniejsze dostały się prezydentom. Bez ustawowego zobowiązania tych dwóch organizatorów do budowania oferty kulturalnej miast, nie da się nic zrobić. W Opolu współpraca obu samorządów rokuje rozwiązanie problemów, co w kraju wcale nie jest takie powszechne. Inna sprawa to utrata wpływów z podatku CIT, spowodowana wyrejestrowaniem się z regionu dużych podatników. Teraz to już nie jest tylko sprawa wojewódzka, ale finansowanie kultury staje się problemem państwa.

Juliusz Osterwa napominał, że teatr to nie firma, lecz przedsięwzięcie. Tymczasem u nas w kryzysowej sytuacji władza często oczekuje "dochodowego repertuaru".

- To jest absolutnie sprzeczne z ideą teatru publicznego. Ważne, by nie przekroczyć tej cienkiej granicy, w której przymykamy oko na element komercyjny w działalności, który finansuje tę część, nazywaną teatrem publicznym.

Im mniej pieniędzy, tym częściej oko się przymyka. Teatry ratują się repertuarem lekkim, łatwym i przyjemnym, bo on zapełnia widownię i kasę.

- W Niemczech w czasach, gdy tam grałem, takie sztuki byłyby nie do pomyślenia w teatrze publicznym. Co innego trochę lżejszy repertuar, a co innego broadwayowskie czy londyńskie recepty na pełną kasę. Tam by skasowano dyrektora, że na coś takiego wydaje publiczne pieniądze.

U nas chwali się go. że choć ma głowę w chmurach, to jednak na karku. I oczekuje więcej takiej przedsiębiorczości. Obchodzimy w tym roku 250-lecie teatru publicznego w Polsce. Czym dla pana jest teatr publiczny?

- Teatr jest publicznym, kiedy "są w nim różne książki". Erwin Axer zagadnął mnie kiedyś: - Pan zdaje się dużo czyta, ale czy czyta pan też kryminały? Zdziwiłem się: - Po co? - A powinien pan, bo to przyda się panu w konstruowaniu scenicznych postaci. Ktoś, kto czuje się odpowiedzialny za teatr publiczny, finansowany ze środków publicznych, dba o różne rodzaje widowni.

Dla tego, kto finansuje teatr ideałem jest widownia pełna. W dążeniu do tego może pojawić się pokusa - myśmy to już przerabiali - zastąpienia teatru repertuarowego impresaryjnym.

- Obrona teatru repertuarowego była moim celem, gdy pierwszy raz podejmowałem się prezesury ZASP. Widzimy przecież w Europie kraje, gdzie teatrem jest tylko budynek. Budynek do wynajęcia na różne imprezy. Do przedstawienia może w nim dojść lub nie ze względów obiektywnych, czyli finansowych. Mieliśmy taką sytuację w czasie światowego kryzysu w Holandii. Pomyślano, że małe grupy teatralne będą tańsze. Nie przewidziano jednak, że skonfederowani w nich artyści utracą możliwość realizacji swoich wizji, bo nie dostaną dotacji. Tymczasem teatr niemiecki, choć poddany wielu restrykcjom oszczędnościowym, stał się gwarancją sytuacji, w której do przedstawienia wieczorem jednak dochodzi. Podobny model jest w Szwecji czy Austrii. U nas zaś od pewnego czasu obserwuję ataki na model odziedziczony po komunizmie, na sieć teatrów ze stabilnymi zespołami i zmiennym repertuarem. Po wojnie ci, którzy elektryfikowali kraj uznali, że w Polsce potrzebna jest także sieć teatrów. Uważam, że to jest wciąż aktualne. A tym, którzy mają wątpliwości polecam książkę Dragana Klaica "Gra w nowych dekoracjach. Teatr publiczny pomiędzy rynkiem a demokracją". Autor pisze: "Będę przekonywał, że w sytuacji rosnącej konkurencji ze strony teatru komercyjnego i dochodowego przemysłu kulturalnego, teatr publiczny musi wzmocnić te swoje specyficzne cechy, które dają mu prawo do utrzymania ze środków publicznych. Dlaczego? Dlatego, że jego krytyczna postawa może ożywiać społeczeństwo obywatelskie i kształtować rozmaite wspólnoty interesów. Każda niekomercyjna instytucja sceniczna musi zaznaczać swój wyjątkowy charakter, nadawać swojej twórczości i działalności jak najwyrazistszy, a zarazem ambitny i konfrontacyjny charakter, żeby dać publiczności możliwości edukacji, refleksji i doświadczeń społecznych. Standaryzacja programu i repertuaru, a także naśladowanie teatru komercyjnego pozbawia teatr publiczny swoistości i odbiera mu prawo do utrzymania z finansów publicznych."

Kiedy te finanse są skromne, ich dysponent może traktować je jako narzędzie kontroli nad tym "co jest grane". Na zasadzie damy kasę, ale nie na eksperymenty.

- Samorządy powinny odpowiadać za to, co będzie na scenie, a nie tylko za to, jak ona się finansuje. W teatrach powinny być dwie funkcje - dyrektora finansowo-administracyjnego i dyrektora artystycznego. To nie oznacza jednak, że dominować ma menedżer i że to on według swego gustu wybierze sobie dyrektora artystycznego. Ten powinien być powoływany w trybie ustawowym, czyli w drodze odrębnego konkursu. Niestety bywają przypadki wstrząsającego niezrozumienia roli teatru publicznego. W pewnym mieście menedżer teatru uznał, że szef artystyczny nie jest mu potrzebny i że "konsultacje artystyczne", czyli np. to, co ma grać, będzie sobie zamawiać na mieście. Nie wolno zapominać, że teatr publiczny ma być instytucją artystyczną. Ona ma służyć sztuce, a sztuka ma służyć pogłębieniu wiedzy o człowieku. Przez banał i schematy tego się nie osiągnie.



Iwona Kłopocka-Marcjasz
Nowa Trybuna Opolska
30 marca 2015