Męski striptiz nie tylko dla pań

Gdy zaproponowano mi pójście na tą sztukę, od razu w mojej głowie zrodził się obraz kiczowatego, kulinarnego widowiska. Z błędu wyprowadziła mnie znajoma. Powiedziała mi, że jest to coś na miarę komedii "Goło i wesoło" Stephena Sinclaire\'a i Anthony\'ego McCartena. Z racji, że znałem i lubiłem owe dzieło, stwierdziłem, że zaryzykuję. Poszliśmy na premierę tej sztuki do Teatru Rozrywki w Chorzowie 16 października. Dawno się tak nie uśmiałem

Sztuka Samuela Jokic’a to opowieść o siedmiu bezrobotnych mężczyznach, którzy pragnąć sławy i fortuny, snują refleksje, jak ją zdobyć. Pewnego dnia, nie mając ani grosza przy sobie, postanawiają założyć… grupę striptizerską.

I tutaj wyjaśnia się sprawa nazwy przedstawienia, której na powyżej podanym przykładzie, nie należy brać dosłownie.

Opowieść przedstawia realia głównie trójki przyjaciół : Larry`ego (Rafał Dziwisz), Gordona (Kajetan Wolniewicz) oraz Spencera (Andrzej Róg).

Od momentu, kiedy po dość długiej rozmowie wszyscy zgadzają się, że mogą spróbować zarabiać na życie „rozbierając się do rosołu” przed tłumami wpatrzonych w nich kobiet, sztuka zaczyna wyciskać z nas łzy (ze śmiechu oczywiście).

Widok Spencera, który po zgodzeniu się na ten biznes oraz dokładnym sprawdzeniu czy nikt nie patrzy, próbującego ściągać z siebie stary podkoszulek, który napina mu się na wystającym (na pół metra przed niego) brzuchu przyprawił o dziki śmiech całą salę. Gdy publiczność przestała się śmiać ,a trwało to chwilę, Spencer zaczyna sobie uświadamiać że to jednak nie jest zajęcie dla niego (co pociąga za sobą taką samą opinię pozostałych bohaterów). Lecz jednak pomimo wszystko bohaterowie zbierają resztę członków do ekipy na castingach i są gotowi zawojować świat.

Gra aktorska, jak i sami aktorzy, była na bardzo wysokim poziomie. Choć nie wiem czy w tym przypadku „wysoki poziom” to dobre określenie. Występ był idealnie komiczny oraz godny podziwu. Od pierwszego wypowiedzianego słowa słychać, iż potrafią stworzyć z publicznością swoistą więź, tak że rozbawiali ich do łez, czasem nawet nic nie mówiąc. Potrafili wczuć się w postać i idealnie ją odwzorować. Ich wystające brzuchy idealnie pasowały do komicznej atmosfery, którą roztaczali wokół siebie. Biegajać w samych szortach czy podkoszulkach rozbawiali publiczność do łez.

Muzyka pojawiała się wówczas, gdy np. bohaterowie ćwiczyli układy – muzyka rodem z Dirty Dancing czy Grease. Gdy Spencer ćwiczył striptiz – towarzyszyła temu mocna, hard rockowa muzyka, co tylko podsycało komiczna atmosferę. Autora muzyki nie da się jednoznacznie określić, ponieważ pojawiały się bardzo różnorodne utwory, w większości instrumentalne.

Oświetlenie, tego elementu nie można pominać. Na pewno na każdym, kto widział spektakl, zrobił on ogromnę wrażenie. Mówię tu o scenie końcowej, kiedy to pokazywany jest finałowy występ striptizerów.

Praca światła była oszałamiająca. Strumienie światła padające na aktorów, mieniły się we wszystkich kolorach tęczy, podczas gdy dookoła panowała kompletna ciemność. Scena ta wywarła wielkie wrażenie na widziach, co potwierdzili swoim bardzo donośnym i spontanicznym wybuchem śmiechu.

Język jakiego używali aktorzy był raczej kolokwialny, w końcu były to perypetie bezrobotnych. Jednak wszystko było bardzo przejrzyste i łatwe w odbiorze. Zdarzało się także, iż padały słowa łaciny podwórkowej, lecz to i tak spotykało się z pozytywnym odbiorem publiczności (mam tu na myśli niepohamowaną falę śmiechu).

Rekwizyty u aktorów ograniczały się momentami do męskich stringów (co szczególnie przypadło do gustu paniom) lecz przeważnie bywała to rozciągnięta, brudna garderoba. Przeważnie aktorzy musieli rozbierać się „do rosołu”, co wiąże się z tytułem i treścią przedstawienia.

Miejsce, w którym rozgrywa się akcja to początkowo bar, w późniejszych aktach akcja przenosi się do domu Larrego. Gdy zaczynają trenować układy taneczne jako już grupa striptizerów znajdują się prawdopodobnie w salonie, który jest częścią baru, a na końcu przenosimy się na scene gdzie odbywa się pokaz.

Pomimo, że sztuka opowiada o striptizerkach, nie brakło także panów na widowni. Choć nie ukrywam, że w niektórych momentach oczy o wielkości pięciozłotówek miały właśnie panie (najczęściej podczas momentów gdy garderoba u aktorów ograniczała się do samych slipów lub do przepastnych dynamówek, po kolana, w kwiatki, jak w przypadku Gordona).

Reasumując, spektakl wypadł bardzo pozytywnie, a może nawet ponadprzeciętnie. Szutka Samuela Jokic`a to teraz chyba jedna z najlepszych propozycji śląskiej sceny teatralnej. Genialna gra aktorska, świetne oświetlenie, komiczna muzyka, bezlitosne i powalające teksty aktorów oraz 7 kompletnie nie umiejących tańczyć striptizerów jest naprawdę godne zobaczenia i to nie tylko dla pań.

Jeśli macie ochotę na kawałek porządnej komedii, przy której uśmiejecie się do łez, to „Kogut w rosole” jest obowiązkową pozycją!



Michał Winter
Dla Dziennika Teatralnego
2 grudnia 2011
Spektakle
Kogut w rosole