Metafizyka dla uzależnionych

Każdy chciałby zrozumieć Witkacego. Prócz tych, którzy właśnie niezrozumienie opracowanych przez niego idei uważają za najwyższy stopień wtajemniczenia. Na deskach polskiego teatru wielokrotnie gościły jego dramaty i powieści. Jednak po raz pierwszy zmierzono się z jego dziełem pt. "Jedyne wyjście": Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie prezentuje właśnie niedokończoną powieść Witkacego

Pośrodku sceny ustawiono deskę, okrytą jasną tkaniną, pełniącą najpierw rolę łoża małżeńskiego, na którym siedząc mąż opowiada o swoim ożenku, a następnie stołu. W tyle widać drzwi. Z boku sceny stoi łóżko – nie zasłane, jakby dopiero ktoś je opuścił. Bokiem do niego ustawiona jest masywna, duża toaletka z olbrzymią ramą na lustro, przez którą przewieszono welon. Wchodzi dwóch mężczyzn, zajmują miejsca po obu stronach mebla, przy użyciu identycznego schematu ruchowego stają naprzeciw siebie, niczym swe lustrzane odbicia. Niemal całkowita synchronizacja nie usuwa wrażenia, że funkcjonują jako antonimy, zaś zwierciadłem, przez które patrzą na siebie wzajemnie, jest kobieta, co najlepiej można zaobserwować podczas kurtuazyjnej wizyty byłego kochanka. Rustalka przystaje przed stołem, dokładnie w jego połowie, mając po obu stronach swych mężczyzn.

Rustalka Ideyko (Marta Konarska) – elegancka, platynowa piękność poślubiła Izydora Smogorzewicza-Wędziejewskiego, filozofa, parającego się metafizyką i ciągłą negacją istnienia Boga. Izydor próbuje sprowadzić wiarę Rustalki do absurdu, jednak ona, nie przywykła do odbywania filozoficznych dysput, rozumie jego punktu widzenia. Na próżno służąca (Kamila Kuboth) wpada do pokoju z kolejnymi potrawami, wywijając istne hołubce przy akompaniamencie góralskiej muzyki – Izydor spożywa jedynie alkohol. W końcu para skupia się na oczekiwaniu Marcelego (Grzegorz Mielczarek) – byłego kochanka Rustalki i najlepszego przyjaciela Izydora. Jest to element umowy przedmałżeńskiej, przewidującej wolność seksualną obydwojga. Nie oznacza to jednak braku zazdrości u męża – Smogorzewicz-Więdziejewski nie kryje satysfakcji ze zwycięstwa w konkurach, a gość mimo woli odczuwa respekt. Gdy jednak obaj panowie rozpoczynają światopoglądową dyskusję wspomagając się kokainą, kobieta schodzi na dalszy plan.

Nie udaje się jej jednak uciec z głowy Marcelego: w jego narkotycznych wizjach oboje z mężem pojawiają się jako węże z ludzkimi głowami. Artyście udaje się w końcu wyeliminować gado-Izydora, ale i tak nie zdobywa Rustalki. Kobieta tkwi w jego głowie jak drzazga, dająca o sobie znać, gdy Marceli odbywa intymne spotkanie z Suffretką Nunberg, podczas spotkania „biznesowego” z nie cierpianą przez siebie arystokracją. Obsesja na punkcie kobiety, seksualne wyuzdanie, uzależnienie od narkotyków i rozchwiana psychika palą na popiół duszę Marcelego. 

Spektakl aż nadto sugestywnie definiuje nam postać artysty jako samego Witkacego – co oczywiście wynika z tekstu - zresztą puenta, postawiona przez Suffretkę nie pozostawia co do tego żadnych wątpliwości. Powieść pochodzi z ostatniego okresu życia Witkacego. Biografowie wprost mówią o jego psychicznym rozbiciu, opanowaniu przez uzależnienie. Próba przywołania jego postaci na deskach teatru została podjęta przez grono doświadczonych twórców, jednak nie brakło i „świeżej krwi” w postaci młodych aktorów z PWST. Nie jest to próba zbyt udana – świat według Witkacego został przedstawiony z całą dosłownością, dążąc w stronę nie przystającej do niego groteski. Witkiewicz został odczytany płasko, jak gdyby nie chciano drążyć w jego szalonym mózgu. Za spektaklem przemawiają świetne kreacje aktorskie Grzegorza Mielczarka, Marty Konarskiej, Marcina Koźmińskiego i Marcina Sianko, grającego bliskiego przyjaciela a zarazem i artystycznego rywala Marcelego, Romka Tępniaka. „Efekt zwierciadła” i wiążąca się z tym opozycja malarza i filozofa to najważniejszy element sztuki. Wyodrębniająca się z tego historia Marcelego jest niczym innym, jak przeniesieniem akcji do jego umysłu. Wydaje się, iż nawet intermedia taneczne, wykonywane w ciemności przez parę tancerzy w strojach, przypominających dwa szkielety z zaznaczonymi cechami płciowymi, są projekcjami jego głodu seksualnego. Muzyka Bartosza Chajdeckiego, który niejednokrotnie pozwolił się poznać jako obiecujący kompozytor, dobrze współgra z przedstawieniem – towarzyszy akcji, a także zaostrza napięcie poprzez mocne efekty dźwiękowe. Godna uwagi jest reżyseria światła moderowana przez Krzysztofa Sendke i scenografia Mileny Dutkowskiej. Nie wiem niestety, na ile pocieszyłoby to samego Witkacego.



Maria Anna Piękoś
Dziennik Teatralny Kraków
19 listopada 2011