Metoda błotna

"Rewizorem" Gogola Teatr Studio zainaugurował festiwal Nikołaja Kolady, jednego z najsławniejszych dzisiaj dramaturgów i reżyserów rosyjskich, budzących zachwyt i potępienie. Takie sprzeczne uczucia wzbudza także jego premiera w Warszawie.


Kiedy Horodniczy (wielka rola Krzysztofa Stelmaszyka) pod koniec spektaklu nabiera pełną garść błota, które zalewa pół sceny, i przymierza się, aby błotną kulę rzucić w stronę publiczności, nastaje chwila grozy. Horodniczy jednak zmienia zamiar, a błotne ukamienowanie dotknie Dobczyńskiego (Modest Ruciński) i Bobczyńskiego (Łukasz Simlat). Obnażeni i bezbronni, ostatni sprawiedliwi w Sodomie, poniosą karę za korupcyjną katastrofę. Wszak to przez nich, bo przybiegli z wiadomością, że przybył już do miasteczka rewizor, oszuści nad oszustami zostali wystrychnięci na dudka, ośmieszeni i złupieni. I to przez kogo? Jakiegoś nieopierzonego młokosa Chlestakowa (Eryk Kulm), który w mig wykorzystał sytuację z biegłością kutego na cztery nogi złodzieja. Tej sceny próżno szukać u Gogola, ale nieuchronnie wynika ona z przebiegu scenicznych wypadków - może dlatego Koladzie potrzebne było błoto, aby poniżenie Bobczyńskiego i Dobczyńskiego pokazać tak wyraziście.

Prawdopodobnie można to samo opowiedzieć bez stosowania "metody błotnej". Wolałbym, aby artyście

i widzom wystarczała metafora, żeby obrzydliwy brud wyciekał z każdego gestu i zachowania, a niekoniecznie dosłownie. Nie sposób jednak odmówić reżyserowi konsekwencji w obnażaniu natury świata skąpanego w błocie.



(-) (-)
Stolica
10 grudnia 2014
Spektakle
Rewizor