Między Francją a polską strzechą

Rafał Kmita nie tylko o płycie ze spektaklu "Aj waj!"

Ile razy został już zagrany spektakl "Aj waj! czyli historie z cynamonem"?

- Właśnie w Toruniu, w Dworze Artusa daliśmy trzechsetne przedstawienie, a od premiery minęło w maju pięć lat. To wynik lepszy niż programu "Wszyscyśmy z jednego szynela", wystawionego w ciągu 14 lat 450 razy. "Aj waj!" jest bardzo ceniony przez widzów, którzy często dziękują owacją na stojąco, a i aktorzy lubią go grać. Pokazaliśmy go też we Francji, gdzie publiczność miała na bieżąco tłumaczone teksty - 700 osób znakomicie reagowało, a potem zgotowało nam 10-minutową owację. W Szwecji już nie jeden raz świetnie bawiła się na "Aj waju!" Polonia.

Wierzył Pan pisząc, że będzie miał ten spektakl taki odbiór?

- Znałem już smak sukcesu "Szynela", zatem towarzyszyła mi obawa, czy uda mi się dorównać do tamtego spektaklu. I nie myślałem o kwestiach literackich, bo wiedziałem, że warsztatowo się rozwinąłem, a bardziej wiązało się to z niepewnością, czy będzie zapotrzebowanie na spektakl o takiej tematyce. Okazało się, że w czasach konfliktów i agresji tak obecnej w życiu publicznym, ludzie potrzebują spektaklu tak pogodnego, ekumenicznego.

Długo miał Pan kłopoty ze znalezieniem muzyki...

- Już byłem bliski zamknięcia tych tekstów w szufladzie, zrezygnowany, po ponadrocznych poszukiwaniach, przetestowałem ponad 30 twórców, znanych i mniej znanych... I nagle na spektaklu "Rewizor" w Bagateli usłyszałem muzykę Bolka Rawskiego, którego nie znałem. Spotkaliśmy się i szybko okazało się, że pisze muzykę, o jakiej marzyłem. Był wtedy w szczególnym momencie życia, dotknięty wielką tragedią, co tylko dodało tej muzyce duszy.

Tak, ta muzyka urzeka od pierwszych taktów, została zresztą nagrodzona przez jury Festiwalu TALIA w Tarnowie. A teraz pojawiła się na płycie. Zapowiadał ją Pan trzy lata temu...

- Długo powstawała; wymagała gigantycznej pracy, bo też została nagrana wyjątkowo czasochłonną metodą. Ale najważniejszy jest efekt, który, myślę, słuchacz doceni. I nawet nie chodziło o sam śpiew, bo choć nie jest to muzyka łatwa, to ci aktorzy świetnie sobie z nią radzą. Bardziej o aurę całości, o interpretacyjne niuanse; powiem krótko - a przesłuchałem już gotową płytę kilkadziesiąt razy - nie zmieniłbym niczego! Największy kłopot był z remasteringiem, ze znalezieniem stosownego brzmienia. Długo szukaliśmy studia - i to wśród najlepszych. Bez skutku, W końcu kupiliśmy oprogramowanie, Bolek obłożył się książkami i zrobił to sam; było mu łatwiej, bo ukończył reżyserię muzyczną. Śmialiśmy się, że było jak z "Aj waja!", w którym jest scenka "Swatanie, czyli przyucza się". I Bolek też się przyuczył. On zyskał nowy fach, a płyta idealnie zachowany klimat spektaklu.

Ma też piękną oprawę graficzną, nad czym pracował Pan z Małgorzatą Rawską. Jak wiem, wkrótce pojawi się też wznowiona po latach płyta z "Pieśniami z "Szynela".

- Też właśnie w nowej szacie graficznej

Minął już rok od premiery spektaklu "DOŚĆ!...dobry wyrób kabaretopodobny", oznaczonego kolorem czerwonym... Kiedy ciąg dalszy?

- Właśnie pracuję nad niebieskim; mam pierwsze teksty, Bolek piszę muzykę, myślę, że wiosną zaczniemy ten program pokazywać.

Wyjaśnijmy, że Bolesław Rawski oprawił już znakomitą muzyką pierwszy spektakl. I tak stworzyli panowie spółkę autorską...

- Bolek jest świetny. Zyskałem przyjaciela, kompozytora, ale i kogoś, kto mi wiele pomaga w kwestiach organizacyjnych, z którym mogę rozmawiać o rozmaitych pomysłach... Ma niespotykany warsztat, widzę, jak świetnie pracuje z muzykami, jest świetnym aranżerem... Bardzo wrósł w naszą grupę. W przyszłym roku zaczniemy pewnie nagrywać płytę z naszymi piosenkami kabaretowymi z dwóch programów "Dość!", może jeszcze i z "Trzech zdań o umieraniu", z "Pop-showu"...

A na razie jest płyta z "Aj waja!"...

- Tak, w Empikach, w sklepach muzycznym, w sklepikach na krakowskim Kazimierzu, w internecie, i oczywiście na spektaklach. A jeszcze postanowiliśmy jako producenci - poza mną Bolek i Sonia Bohosiewicz - że wyślemy tę płytę do bibliotek, do domów kultury - niech trafi pod strzechy...

A Pan, jak słyszę, trafił jako autor do Francji, gdzie grana jest Pana komedia "Ca-sting", której premiera odbyła się kiedyś na Scenie STU.


- Wystawił ją w Paryżu teatr La Comédie Saint-Michel; w sierpniu była premiera, na której być nie mogłem, ale umowa została podpisana na dwa lata, zatem jeszcze zdążę zobaczyć, jak wygląda casting po francusku.



Wacław Krupiński
Dziennik Polski
16 października 2010
Teatry
Teatr STU
Portrety
Rafał Kmita