Między Mrożkiem a Almodovarem

rozmowa z Anną Burzyńską

Jak wyglądają "Mężczyźni na skraju załamania nerwowego"? 

- Trzeba zobaczyć sztukę... 

Najprzyjemniej byłoby pewnie na Dominikanie, gdzie właśnie odbyła się premiera tej Twojej sztuki; prawdopodobnie jesteś pierwszą autorką z Polski wystawioną na tamtejszej scenie...

- Można też tę sztukę zobaczyć w Warszawie w Teatrze Bajka czy w Teatrze Miejskim w Gdyni... Ale rozumiem Cię; też bym się chętnie udała na Dominikanę.

Nie zaprosili?!

- Zaprosili, ale to zbyt droga podróż, a Compaňa National de Teatro jest teatrem ubogim, zresztą i tak nie miałam teraz urlopu. Ale sztuka ma być w repertuarze trzy lata, zatem mam nadzieję ją zobaczyć. Ciekawa jestem, tym bardziej że premiera spotkała się ze świetnym przyjęciem; każdy z trzech spektakli oglądało 600 osób, reagując owacją na stojąco. Z fragmentu, jaki widziałam na YouTubie, domyślam się, że trafnie oddano sens tej sztuki, napisanej trochę na wzór gry komputerowej The Sims, gry, w której ludzie sterują innymi. A tu pani steruje czterema panami, doprowadzając ich na skraj załamania nerwowego. 

Czyżby to jakieś Twoje doświadczenia?

- We wszystkich moich sztukach są zakamuflowane jakieś moje doświadczenia. A jeżeli chodzi o mężczyzn na skraju załamania, to są one bardzo bogate... 

To wolę zmienić wątek i zapytam, czy polecisz do Hiszpanii, gdzie dojdzie do premiery "Najwięcej samobójstw zdarza się w niedzielę"?

- Sięgnął po ten tekst Jordi Vilá, reżyser z Barcelony, i tam w teatrze La Troca w październiku zaplanowano premierę. Chętnie ją zobaczę.

To wyjaśnijmy, że w 2006 roku ukazał się tom Twoich dramatów w języku hiszpańskim - w przekładzie Joanny Bielak i Xaviera Farré...

- ...a w nim właśnie "Mężczyźni na skraju załamania nerwowego" oraz "Najwięcej samobójstw zdarza się w niedzielę". Ta pierwsza sztuka już dwa lata wcześniej została przetłumaczona i wystawiona w Madrycie podczas Międzynarodowych Targów Literatury Teatralnej; spodobała się na tyle, że Stowarzyszenie Reżyserów Hiszpańskich zaproponowało mi publikację dwóch sztuk. Moja satysfakcja była tym większa, że w tej liczącej, jak dotąd, ok. 100 pozycji serii autorów polskich są jeszcze tylko Mrożek i Różewicz.

"Mężczyźni na skraju..." mieli być też wystawieni w Hawanie... 

- W kwietniu w hawańskim Teatro de la Luna odbyło się czytanie sztuki, co miało być początkiem jej realizacji. Kłopoty finansowe sprawiły, że reżyser Raúl Martin ostatecznie wystawił sztukę w teatrze na Dominikanie. 

Też kraju niebogatym, zatem honorarium pewnie wysokie nie było. 

- Symboliczne; dałam teatrowi tę sztukę właściwie za darmo. Ale, jak powiedziała mi pani Dominika Żurawska-Padée, sekretarz ds. kultury Ambasady RP w Hawanie, identyczną kwotę dostał Sławomir Mrożek od teatru w Hawanie, zatem przystałam na nią bez oporów.

Domyślam się, że się dobrze czujesz w obszarze języka hiszpańskiego, który świetnie znasz... 

- I bardzo lubię swoje sztuki w tym języku. Faktycznie, od lat jestem bardzo mocno związana z kulturą Hiszpanii, stąd i mój tytuł nawiązujący do "Kobiet na skraju załamania nerwowego" Almodovara, którego jestem fanką; trochę z jego klimatu znalazło się w mojej sztuce. Jak wiem, tekst do programu Compaňa National de Teatro zatytułowano "Ścieżka Almodovara", mocno mnie w nim do tego reżysera porównując, co oczywiście niezmiernie mi pochlebia...

I tak mężczyźni znaleźli się "na skraju załamania nerwowego", a Ty pomiędzy Mrożkiem a Almodovarem. 

- Na to wyszło... A mówiąc serio, nie śmiałabym się porównywać z którymkolwiek z tych twórców. Obaj są moimi mistrzami. Na Mrożku wszyscy się wychowaliśmy, a Almodovara oglądałam w Madrycie niemal 30 lat temu, kiedy w świecie nikt o nim jeszcze nie wiedział. I byłam nim zachwycona.

Obie sztuki, o których mówimy, mają ponure tytuły, acz są dość wesołe...

- Bo są to sztuki tragikomiczne, jednak z przewagą elementów komicznych... Opowiadając ponure historie lubię przełamywać je śmiechem.

I robisz to z powodzeniem, skoro "Najwięcej samobójstw..." przetłumaczono na niemiecki, francuski, hiszpański, kataloński, słowacki, bułgarski... 

- A ostatnio na włoski, to w związku z wrześniową premierą w Rzymie. Faktycznie, sztuka ta ma najdłuższy i najbogatszy żywot sceniczny. Lada moment ukaże się w Argentynie, w tomie prezentującym współczesną polską dramaturgię. W Polsce wystawiono ją także w Teatrze Telewizji i Teatrze Polskiego Radia.

Po tylu napisanych sztukach nie korci Cię, by coś wyreżyserować? 

- Absolutnie, mimo że pisząc, wyobrażam sobie, jakby to mogło wyglądać na scenie. Ale reżyserskich ciągot nie mam w ogóle. Natomiast bardzo lubię pisać sztuki - gdybym tylko dysponowała większą ilością czasu... Mam wiele tekstów, które chciałabym skończyć, bo piszę po kilka sztuk naraz, tyle że prowadząc Katedrę Teorii Literatury na Wydziale Polonistyki UJ i będąc kierownikiem literackim Teatru "Słowackiego" z konieczności piszę z doskoku. Najszybciej skończę sztukę na kobietę i mężczyznę, bo takie lubię pisać najbardziej - "Nocny portier i kobieta fatalna". 

To już nie zapytam, czy ta kobieta fatalna to też postać wywiedziona z Twojego życia.

- To ja chętnie nie odpowiem.



Wacław Krupiński
Dziennik Polski
1 lipca 2010