Milczenie rodzi zło

To zdarzyło się naprawdę: matka i dwie córki zamordowały ojca i męża. Ich historia zainspirowała Brytyjkę Shelagh Stephenson, do napisania sztuki "Milczenie". Od soboty mogą ją oglądać widzowie kieleckiego teatru

Spektakl zaczyna scena morderstwa. Do śpiącego mężczyzny podchodzą czy raczej wmaszerowują trzy kobiety. Padają strzały. Kolejne sceny to rozmowy morderczyń: córek i żony zabitego z policjantem, prawnikami, psychiatrą przeplatane scenami z przeszłości. Dzięki nim dowiadujemy się co działo się w tym domu.

Córki (obie po 30-tce) piszą do matki list zachwycając się celą w areszcie i żartując z regulaminu, który jest niczym w porównaniu z tym jaki wprowadził w domu ich ojciec - tyran bijący je za każde jego przekroczenie: za brzęczące naczynia, za rozmowy, za niewłaściwą odległość miedzy przedmiotami. Złamany nos, ręce, siniaki to efekty ojcowskich pouczeń.

W retrospektywnych scenach poznajemy przeszłość Billego - ojca, który w dzieciństwie był maltretowany przez matkę a teraz ma, jak mówi, własną armię, rodzinę, która należy tylko do niego.

Poznajemy historię matki - Marii, wcześnie osieroconej, nieśmiałej i lękliwej dziewczyny, której Billy wydawał się wybawieniem. Ona tylko raz odważyła się uciec, ale kiedy połamał jej żebra i zagroził, że następnym razem zabije poddała się. Nie protestowała, kiedy gwałcił córki, kiedy katował ją i dzieci. Wszystkie trzy kobiety akceptowały to co się działo, innego świata nie znały. Kochały ojca i podkreślały, że nie był złym człowiekiem. Do morderstwa pchnął je strach o własne życie, wiedziały, że albo one, albo on.

Żadna z osób próbujących im pomóc nie jest w stanie zrozumieć dlaczego nie buntowały się, nie wołały o pomoc. To Susan wykrzykuje: Pan by też tak robił, nie można było inaczej.

Brutalnego, odpychającego, ale i czułego Billego przekonująco zagrał Mirosław Bieliński, jego zahukaną żonę Teresa Bielińska. Marzena Ciuła-Szczerska i Zuzanna Wierzbińska, to siostry Susan i Janet - naiwne, nierozłączne, czasami nawet mówiące jednym głosem. Monolog starszej Susan wywołuje dreszcze, a oczy wilgotnieją gdy młodszej głos drży jakby chciała powstrzymać łzy.

Czterem świetnym kreacjom głównych bohaterów dorównują koledzy z planu filmowego. Policjant, prawnicy, psychiatra pokazani są na ekranie w olbrzymich zbliżeniach - widać tylko ich twarze, więc tym większe brawa dla całej czwórki: Janaszka, Pesty, Pruchniewicza, Platy (debiut na kieleckiej scenie), za stworzenie tak wiarygodnych postaci. Zaproponowany przez reżyser Katarzynę Deszcz zabieg okazał się świetny i dla tempa narracji i dla uatrakcyjnienia formy spektaklu.

Oszczędna scenografia Andrzeja Sadowskiego wzmacnia oskarżycielski wydźwięk tego, co oglądamy. Sztuka mówi o milczeniu, które towarzyszy przemocy w rodzinie. Milczą ofiary, kat, ale także sąsiedzi, nauczyciele. To milczenie przerywa Stephenson pokazując, że zło rodzi się w milczeniu świata.

Po spektaklu kwiaty, życzenia i gratulacje odebrała od kolegów i widzów Teresa Bielińska obchodząca w tym roku jubileusz 30-lecia pracy na scenie.



Lidia Cichocka
Echo Dnia
24 listopada 2010
Spektakle
Milczenie