Miłość i dżihad

Najnowsza premiera Teatru Gdynia Główna to odważny wybór repertuarowy. Tekst Marka Ravenhilla z 2005 roku dotyka kwestii związanych z islamskim terroryzmem.

Temat trudny i bardzo aktualny. Z drugiej strony każdy spektakl jest przecież, nomen-omen, produktem. W końcu chodzi o to, aby do teatru widownię ściągnąć, sprzedać bilety, narobić trochę szumu. Nie wiem jaka idea przyświecała twórcom spektaklu. Czy chcieli oni podjąć próbę odpowiedzi na nurtujące wszystkich pytania, czy raczej kontrowersyjnym tematem wzbudzić zainteresowanie widzów.

Sztuka Ravenhilla to w zasadzie monodram, oparty na prostym pomyśle dramaturgicznym. Na pierwszym planie mamy reżysera Jamesa (Wojciech Jaworski), który stara się przekonać wziętą aktorkę (Zofia Nather), by zagrała w jego filmie. Jej udział ma zapewnić sukces temu filmowemu produktowi. Opowiadanie reżysera staje się punktem wyjściowym sytuacji dramatycznej. Cała akcja opiera się na niezwykle ekspresyjnej grze Wojciecha Jaworskiego. Zofia Nather partneruje mu dla kontrastu używając bardzo skromnych środków – mimiki, gestów, mowy ciała. Jej bohaterka niewiele mówi, sprawia wrażenie skromnej, kilka razy wybiega ze sceny, poruszona pełną przemocy opowieścią Jamesa. Jest to świadomy zabieg, jednak trudno uwierzyć, że tak zachowuje się światowej sławy aktorka. Michał Rzepka, za Ravenhillem, śmieje się z Hollywood, z konsumpcyjnego stylu życia – ale to już było i to wiele razy. Co nowego możemy odczytać z tekstu Ravenhilla?

Wątek konsumpcyjno-hollywoodzki ginie w konfrontacji z fabułą prezentowanego przez Jamesa filmu. Śledzimy historię Mohammeda i Amy – współczesnego Romea i Julii. Film Jamesa to love story połączone z filmem akcji – Amy szkoli się w sztukach walk, by w finale odbić Mohammeda z więzienia. Wiemy, że jest to zupełnie niewiarygodna historia, możemy więc śmiać się do woli. I rzeczywiście, widownia Teatru Gdynia Główna zanosi się od śmiechu. Zwłaszcza gdy James w zachwycie nad wybranym przez siebie scenariuszem w kółko powtarza kwestie o dywaniku modlitewnym, nożu, smagłych ramionach Mohammeda. James mnoży pretensjonalne zwroty. Wszyscy się śmieją, a ja znowu nie wiem dlaczego. Czy bawi ich, że młoda, biała, dobrze sytuowana, atrakcyjna kobieta, która odniosła sukces, może zakochać się w dżihadyście?

Jedna z najlepszych scen to ta, w której Amy krzyczy: Mohammedzie, Mohammedzie, czemuż ty jesteś Mohammedem? To najlepszy fragment tekstu Ravenhilla. Nie jest to mój ulubiony dramatopisarz. Uważam, że wybiera sobie zbyt łatwą drogę w tym tekście. Zadaje zbyt łatwe pytania, obliczone na efekt widowni i krytyki. Ciekawsze pytanie stawia Michał Rzepka wybierając „Produkt" właśnie teraz, w sytuacji społeczno-politycznej, w jakiej obecnie znajduje się Europa.



Katarzyna Gajewska
Dziennik Teatralny Trójmiasto
12 lutego 2016
Spektakle
Produkt
Portrety
Michał Rzepka