Miłość jak śmierć

Zagonione miasto, w którym zapomniano już czym jest miłość, zdaje się żyć wspomnieniami dawnego szczęścia i frustracją dnia dzisiejszego. Desperacji, nieszczęściu i pośpiechowi przygląda się Bóg, dla którego w tym wszystkim brakło już miejsca. Sztuka Petera Turriniego, z którą żegna się Teatr im. Juliusza Słowackiego stawia pytania o szczęście, a raczej jego brak, we współczesnym świecie.

Na scenie krzesła, ławki, stoły i stoliki w pozornym nieładzie, który stanie się przestrzenią dla epizodów, nie związanych ze sobą bezpośrednio. Scenografia autorstwa Iwony Kempy i Anny Sekuły jest nowoczesna, miejska – przezroczyste i stalowe meble, uzupełniane czasem kolorowymi akcentami, nie tworzą przytulnego wnętrza. Przypominają raczej poczekalnię, w której każdy z bohaterów czeka na szczęście, które się nie zjawia.

W pierwszej scenie Bóg opowiada słowami z Księgi Rodzaju o dokonanym przez Siebie dziele stworzenia świata. Nieco przerysowane gesty i biały strój czynią tę postać zbyt czytelną. Jednak z końcem opisu, oddaje głos swojemu Stworzeniu – człowiekowi, od tej pory jedynie obserwując jego działania.

W trakcie spektaklu poznajemy historię małżeństwa Elfriede i Michaela (Dominika Bednarczyk, Sławomir Maciejewski), w którym wygasła wszelka miłość – pozostał jedynie żal, tęsknota oraz dziecko - urocza dziewczynka, która jako jedyna dostrzega w świecie postać Boga. Rodzice zestresowani pracą, gonitwą za szczęściem, nie zauważyli nawet w którym momencie odeszli od siebie. Mąż ucieka w romans, a żona poświęca się troskliwej opiece nad małą Florą. Zaskakujący finał tej relacji, zaczerpnięty z prawdziwej historii, przyprawia o dreszcz grozy. Michael „z miłości" zabija swoją żonę i córkę.

Ujmującą historię opowiada Ella (Anna Tomaszewska), która żyje w żałobie po mężu, szukając wciąż sytuacji, które mogłyby jej o nim przypominać. „Z miłości" i tęsknoty przychodzi do opery, przysiadając się do nieznanych mężczyzn, gawędząc z nimi o muzyce i...podjadając połowę tortu – dokładnie tak jak miała w zwyczaju ze swoim mężem. W konsekwencji kobieta trafia na komisariat, spotykając się tam z Michaelem, który sam zgłosił popełnione przez siebie morderstwo.

Inną zapadającą w pamięć historią jest opowieść Hilde (wspaniała w tej roli Marta Konarska), której odebrano trójkę dzieci. Bliska obłędu kobieta rozpaczliwie pragnie miłości, uwagi, sprawiedliwości i szczęścia, które nie przychodzi.

Na uwagę zasługuje z pewnością także muzyka (Bartosz Chajdecki) oraz wizualizacje (Grzegorz Mart), które w specyficzny sposób oddają atmosferę pośpiechu i niepokoju. Spektakl w reżyserii Iwony Kempy z pewnością nie pozostawia widza obojętnym. Stawia nurtujące pytania czym jest miłość i do czego może prowadzić, jak kochać by nie zabijać i jak być szczęśliwym mimo niesprzyjającego szczęściu świata.



Agnieszka Bednarz, Stażystka od 11 marca 2013
Dziennik Teatralny Kraków
3 kwietnia 2015
Spektakle
Z miłości