Miłość jest nieobliczalna
Nie da się policzyć, zmierzyć, porównać, dokonać jej analizy, ani się przed nią obronić. Inspiruje, popycha do popełniania niezrozumiałych czynów lub niszczy - nigdy nie wiadomo, z którym rodzajem szaleńczego uczucia przyjdzie nam się zmagać. Choć cierpienia, których nam przysparza, często są trudne do zniesienia, to właśnie ona nadaje życiu sens, pozwala odkryć nieznane rejony własnej osobowości. Jednak miłość zawsze źle się kończy. Kończy się.Po prezentowanych w Teatrze Nowym szaleństwach inscenizacyjnych w rodzaju „Transferu” czy „Ślepców” dobrze obejrzeć spektakl o prostej konstrukcji i przejrzystej fabule, zrealizowany przy użyciu nieskomplikowanych środków, podejmujący tematykę, która dotyczy każdego z nas. Żywila Pietrzak podjęła się przeniesienia na deski teatralne tekstu Esther Vilar opowiadającego o trzech rodzajach miłości: matematycznej, zniewolonej i platonicznej. Każda jej odmiana jest rodzajem relacji między kobietą i mężczyzną. Matematyczny rodzaj uczucia wyrażony został przez ukazanie losów związku Niny Gluckstein ze znanym argentyńskim śpiewakiem tang Chucho Santelmo (Paweł Audykowski), miłość zniewolona to uczucie wybitnej aktorki teatralnej Roberty Dawson (Żywila Pietrzak) oraz znanego polityka, którego nigdy nie powinna pokochać, natomiast platonicznie wielką aktorkę kocha student szkoły teatralnej Carbonetti (Dariusz Wieteska). Spektakl rozpoczyna mowa Roberty do publiczności - aktorka odtwarzająca rolę Niny Gluckstein przerywa przedstawienie informując widzów, że tydzień wcześniej odszedł mężczyzna, którego kochała, czyli jedyna osoba, dla której przez całe życie wychodziła na scenę. Aktorka w kontrakcie zastrzegła sobie, że na widowni musi znajdować się jedno zarezerwowane miejsce, które przeznaczyła dla swojego ukochanego. On jednak od lat nie zaszczycił jej obecnością podczas żadnego przedstawienia. Roberta całe życie radziła sobie z poczuciem braku, trudno było jej żyć bez mężczyzny, za którym nieustanie tęskniła. Aktorka jednym gestem zrywa perukę, demaskując teatralną fikcję, przechodząc od roli Niny do opowieści o swoim własnym życiowym dramacie, który pod wieloma względami przypomina przeżycia odgrywanej przez nią bohaterki.
Dominującym kolorem w spektaklu jest - z oczywistych powodów - czerwień. Na scenie znajduje się podwyższenie, platforma w kształcie trapezu, która wyznacza przestrzeń, w jakiej rozgrywa się akcja. Widzimy sypialnię Roberty - czerwoną podłogę, łóżko zasłane czerwoną pościelą, czarny wazon pełen białych róż, telefon, na którego dźwięk serce bohaterki zawsze biło mocniej, duże lustro oraz stojak, na którym znajduje się butelka szampana. W takiej scenerii rozgrywa się dramat kobiety, która kochała za mocno. Co jakiś czas ubrana w biały, elegancki kostium Roberta tańczy tango z adorującym ją studentem aktorstwa (tanga wygrywa siedzący z lewej strony sceny akordeonista, co dodaje przedstawieniu uroku), próbuje także czytać z nim tekst scenariusza - podczas czytania para wymienia się białymi różami, które bohaterowie z pietyzmem kładą na łóżku. Mimo, iż w spektaklu odtwarzającej główną rolę Żywili Pietrzak towarzyszy dwoje aktorów, przedstawienie w zasadzie uznać można za monodram aktorki, która podjęła się także opracowania tekstu oraz reżyserii. Wybór uniwersalnego tematu oraz jasność przekazu stanowią atuty „Matematyki miłości”.
Po serii teatralnych eksperymentów Teatr Nowy postawił na prostotę - z pewnością wypełni to poważną lukę, która powstała w repertuarze. Brak tu skomplikowanych, filozoficznych rozważań oraz wymagających zdolności interpretacyjnych zabiegów, jednak dzięki „Matematyce miłości” teatr spełnia jedną ze swoich istotnych funkcji - wzbudza emocje oraz opowiada o tym, co dotyczy człowieka, czyli istoty skazanej na miłość. W spektaklu Żywili Pietrzak każdy widz ma szanse odnaleźć coś, co jest mu bliskie, zidentyfikować się z bohaterką. Trudno bowiem znaleźć kogoś, kto nigdy w życiu nie kochał i nie cierpiał z powodu tego uczucia.
Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
30 marca 2010