Miłość zwycięża czas?

"Opowieść zimowa" nie należy do ulubionych dramatów Szekspirowskich - w Warszawie na afiszu pojawia się dopiero trzeci raz po wojnie (jeśli nie liczyć dwóch spektakli studenckich).

Reżyserzy mają kłopot z tym utworem o niejasnym przesianiu, już choćby dlatego, że pomiędzy trzecim a czwartym aktem upływa, bagatela, 16 lat. To dramat wpisany w poetykę baśni, której rzeczywistym bohaterem jest Czas. Występuje nawet upostaciowany jako Chór na początku czwartego aktu, ale tak naprawdę wchodzi do gry wcześniej, plącząc losy bohaterów.

No więc bajka i trudno ją zagrać, by stworzyć tajemniczy klimat. Marcin Hycnar szukał z powodzeniem wyjścia w inscenizacji początkowo ascetycznej, koncentrującej się na szaleństwie Leontesa (Oskar Hamerski) i wierności Hermiony (Patrycja Soliman), a potem bujnej, kolorowej, szalonej, ukazującej Czechy jako krainę, w której wszystko jest możliwe. Widowiskowość tego spektaklu okazała się uwodzicielska, aktorzy zaś skorzystali z okazji, aby poddać się tej teatralnej "rozpuście".

Wielką szansę odnalazł w tym przedstawieniu młodziutki aktor Piotr Piksa, grający z wyobraźnią oszusta o dobrym sercu, a jednocześnie uosabiający Czas w świetnej arietce. To szalony spektakl, który pozostawia widza w pewnej konsternacji.

Czy rzeczywiście, jak pisał Andrzej Żurowski, Hermiona "wyobraźnią pokonała czas", czy czas nadal z nami igra?



Tomasz Miłkowski
Przegląd
6 lipca 2017
Spektakle
Opowieść zimowa
Portrety
Marcin Hycnar