Miłosne podchody

Zgrabnie skrojona komedia obyczajowa z typowo angielskim poczuciem humoru w inteligentnym przekładzie Klaudyny Rozhin, która zna się na rzeczy i potrafi wypatrzyć tekst, który się sprawdza na scenie.

Będzie więc tu niejedno qui por quo, nie wszystko okaże się takie, na jakie się wydaje, ale jednak - jak to w komedii - na koniec przynajmniej jedna para się odnajdzie. Bo o miłosne podchody tu idzie, nawet jeśli bohaterowie nie od razu zdają sobie z tego sprawę.

Rzecz się toczy w dobrym tempie, mimo że terenem akcji jest z pozoru senny sklepik z tanią odzieżą "Kup ciuszek", co brzmi prawie jak Kopciuszek i nie przypadkiem. Albowiem markowe czerwone szpilki, które ktoś oddaje na sprzedaż, będą tu przymierzane i traktowane jak środek poszukiwania baśniowego Kopciuszka.

Jeśli dodać do tego, że aktorzy mnożą się, zaludniają ruchem scenę - jest ich tylko czworo, ale grają grubo ponad dziesięć postaci, często gęsto z poczuciem humoru i śmiało używaną charakterystycznością - i budzą rosnące zainteresowanie, bo intryga sprawia niespodzianki.

Półtorej godziny dobrej zabawy, w sam raz na jesienne szarugi, bo choć premiera warszawska odbyła się już w czerwcu, to jesienna w Nowym Sączu, 13 października, na powitanie mniej słonecznej pory roku. "Mała rzecz a cieszy" doda nieco słońca do nadciągającego zachmurzenia, zwłaszcza że doborowe grono wykonawców potrafi rozbawić i wzruszyć widownię.



Tomasz Miłkowski
Przegląd
23 listopada 2018
Portrety
Piotr Jędrzejas