Moc krzyża

"Irydion" w reżyserii Andrzeja Seweryna, spektakl jubileuszowy przygotowany i zrealizowany z okazji stulecia Teatru Polskiego, to pełen uznania ukłon w stronę dziedzictwa Arnolda Szyfmana, założyciela i wieloletniego dyrektora teatru, a także wyjątkowy prezent dla wiernych teatromanów. Mimo negatywnych ocen części krytyków, spektakl przyciąga rzesze widzów, którzy w epicko-dramatycznym poemacie trzeciego wieszcza, oprócz wątków patriotycznych i narodowych, odwołań do problematyki narodowej, dostrzegają również metafizyczną i ponadczasową wymowę dramatu. W "Irydionie" bowiem ukazuje Krasiński genezę współczesnej cywilizacji zachodniej.

Do pisania "Irydiona" przygotowywał się Zygmunt Krasiński długo i intensywnie, poprzez studia filozoficzne i historyczne; pomysł i pierwsza wersja utworu zrodziły się na przełomie 1832 i 1833 roku, a ostateczny kształt nadał dramatowi poeta w 1835 roku. "Świat nasz dzisiejszy cały wynikł z chrześcijaństwa osiadłego na gruzach Rzymu. Rzym Grecją pochłonął, duch chrześcijaństwa Rzym zagarnął. Przydaj do tego plemiona północne, które przed krzyżem padły na kolana, jak go tylko ujrzały na szczycie Kapitolu, a będziesz miał nas samych, dzieci filozofii greckiej, religii Chrystusa i kodeksu rzymskiego" - tak pisał o "Irydionie" sam autor. I takie myślenie zapewne bliskie było Andrzejowi Sewerynowi, kiedy podjął się realizacji wielkiego dzieła. "Teatr Polski jest wierny sobie. Wierny wartościom, które niesie dziedzictwo narodowe, polska literatura teatralna, chrześcijańskie myślenie o świecie. To dziedzictwo, tak jak "Irydion", jest ciągle aktualne" - mówi reżyser i dyrektor Teatru Polskiego.

W III wieku naszej ery, pod naporem barbarzyńców, następuje rozpad imperium rzymskiego, starcie pogaństwa i chrześcijaństwa. W Wiecznym Mieście młodzieniec o imieniu Irydion, syn Greka Amfilocha, wychowany przez ojca na mściciela krzywd Grecji, marzy o zemście. Chce zniszczyć cesarstwo poprzez zrujnowanie stolicy i polityczną anarchię, odpłacając za niewolę ukochanej ojczyzny. Jego pobudki, podsycane przez Masynissę, szatana we własnej osobie, są czysto negatywne. Zajadły wróg nauki Chrystusa, Masynissa, swoich prawdziwych celów nie ujawnia Irydionowi, za to młodzieniec doskonale pojmuje środki działania prowadzące do niszczenia i posługiwania się bronią podstępu. Dlatego poświęca honor ukochanej siostry, Elsinoe, by zdobyć zaufanie cezara Heliogabala, przeciw któremu w rzeczywistości spiskuje, dążąc do obalenia władcy. Oszukuje chrześcijan, pozornie przyjmując ich religię i chce ich wykorzystać, popychając do postępków sprzecznych z nakazami Ewangelii. Wreszcie składa w ofierze odwzajemnioną miłość do chrześcijanki Kornelii. Cel, do którego zmierza i metoda, którą obiera, stawiają go wobec samych tragicznych wyborów .

Na scenie nie zobaczymy plejady znanych i popularnych gwiazd, bowiem reżyser świadomie daje szansę młodym aktorom. Trzeba przyznać, że był to słuszny wybór - większość z nich gra znakomicie. Krzysztof Kwiatkowski, w roli Irydiona, radzi sobie bardzo dobrze, tworząc postać targaną silnymi emocjami, z dozą pewnej wzniosłości, unikając przy tym przesadnej koturnowości. Warsztat aktora wymaga jeszcze pracy, ale przypuszczam, iż tkwiący w młodym artyście potencjał, pozwoli mu na stworzenie w przyszłości wielu ciekawych ról. Interesującą postać kreuje kolejny "świeży aktor", Krystian Modzelewski. Jego Heliogabal, cesarz, to kwintesencja słabości Romy, która - jak wielokrotnie w dziejach bywało - musi ulec silniejszemu. Wraz ze swymi przybocznymi sługusami boski cezar maluje obraz zepsucia, wyuzdania i groteskowej śmieszności słabnącego kolosa. Niestety, sceny ukazujące ich wzajemne relacje i wspólne zabawy są momentami zbyt przesadne i schematyczne. Niepotrzebnie. Nieco większej ekspresji można by oczekiwać od Anny Cieślak (Elsinoe), natomiast mnie osobiście intryguje i zachwyca Marta Kurzak w roli Kornelii, młodziutkiej chrześcijanki. Ma w sobie coś z szekspirowskich postaci tragicznych, a przy tym sporo kobiecego ciepła i delikatności. Z kolei Jerzy Schejbal, w ważnej, kluczowej wręcz dla dramatu roli Masynissy, złego ducha i kusiciela, kierującego działaniem młodego Greka, to dla mnie rozczarowanie. Ten nauczyciel i przewodnik, który mami niedoświadczonego młodzieńca mądrością oraz rozumem, obietnicami nieśmiertelności i spełnionej zemsty, wydaje się zbyt papierowy, a jego aktorskiej kreacji brakuje siły przekonywania i mocy autorytetu. Drobna rola, acz perełka, to Olgierd Łukaszewicz jako chrześcijański biskup Wiktor. Podziwiać należy warsztat aktorski i umiejętność doboru środków wyrazu, jak najbardziej przystających do konkretnej roli, jak i całości dramatu. Wyróżnić chciałabym również Pawła Ciołkosza, odtwórcę roli Symeona, przywódcy młodych chrześcijan, który wbrew naukom Chrystusa, decyduje się orężem wspomóc Irydiona. Aktor kreśli ciekawy psychologiczny portret młodzieńca, wcześniej boleśnie doświadczonego przez los, co ma niemały wpływ na podejmowane przez niego decyzje.

Czas odpowiedzieć na pytanie, czy "Irydion" Seweryna trąci myszką, czy jest czymś anachronicznym, nudnym i przebrzmiałym, jak chcieliby niektórzy krytycy? Zdecydowanie nie. Towarzysząca mi licealistka dostrzega w obecnej inscenizacji sporo odniesień do współczesności, do ludzkich problemów i rozterek dnia dzisiejszego. Na scenie zachwyca ją piękno i czystość słowa. Młodzi bohaterowie i ich dylematy, pozornie odległe, nie wydały jej się obce, tak jak bliskim jest również ten rodzaj przekazu teatralnego, który proponuje Andrzej Seweryn.

Warto zaznaczyć, że główną siłą spektaklu jest tekst i słowo. Oszczędna scenografia, przygotowana przez Magdalenę Maciejewską, zdecydowanie podkreśla jego wagę. W scenografii nie ma antycznego przepychu, jest natomiast minimalizm, symbolika koloru i bryły. Czerwone płatki róż, sypiące się w pewnym momencie na głowy bohaterów i pozostające na scenie do końca przedstawienia, kryją w sobie dwuznaczność - w pewnym momencie kojarzą się bardziej z plamami krwi niż z wyrazem tryumfu i hołdu. Spodobał mi się pomysł reżysera, by muzyków posadzić bezpośrednio na scenie, po obu jej bokach. Tym bardziej, że muzyka na żywo, czasem bardzo mocna, wręcz drażniąca ucho, doskonale współbrzmi z treścią i klimatem przedstawienia.

Ogromne wrażenie robi samo zakończenie - kwintesencja całości. Zapada ciemność, którą po chwili rozświetla snop światła, ukazując ogromny krzyż na scenie. Do uszu widzów dociera płynący z offu głos Andrzeja Seweryna, czytającego końcówkę dramatu. Oto u stóp krzyża, pomiędzy Szatanem a Aniołem, trwa spór o duszę Irydiona. Zdecydowany akcent finalny jest symboliczny i wymowny. Mówi o mocy krzyża, który pokona wszelkie niszczące siły, pełne zła i pogardy dla człowieka; o obietnicy wolności i szczęścia, które przynieść może jedynie wiara i zaufanie pokładane w Chrystusie.

Podsumowaniem niech będą słowa dyrektora teatru, podkreślającego wyraźnie, iż: "Nie mamy w Teatrze Polskim monopolu na dyskusje o Polsce, ale mamy prawo o niej rozmawiać, najlepiej jak potrafimy. Nie zastępujemy przecież polityków i naukowców, mówimy językiem teatru. Chcemy pokazać, że istnieje inna rzeczywistość, niż ta, którą widzimy codziennie."



Anna Czajkowska
Teatr dla Was
22 lutego 2013
Spektakle
Irydion