Monopol na diabelskie zwierciadło

Nigdy nie dowiemy się jaki cel przyświecał Andersenowi, gdy w 1844 roku pisał „Królową Śniegu"...Czy fenomen baśni o tak uniwersalnym charakterze byłby dużym zaskoczeniem dla autora? Pewnie nie, bo ponadczasowa opowieść, którą zna chyba każdy z nas, wciąż zachwyca. A współcześnie, w znieczulicy i obojętności XXI wieku wydaje się być aktualna jak nigdy przedtem. Motyw przyjaźni, która dobrem zło zwycięża był już eksploatowany niezliczoną ilość razy, interpretowany na setki sposobów. I to nie tylko przez pisarzy, twórców teatralnych i specjalistów od marketingu... Jednym słowem - klasyka.

Jedną z takich wersji (dodam, że naprawdę godną uwagi) jest „Królowa Śniegu" w reżyserii Ewy Piotrowskiej. Premiera spektaklu odbyła się - 1 grudnia w Teatrze Powszechnym w Radomiu. I chociaż wprost proporcjonalnie do ilości przestawień o lodowej krainie, wzrasta trudność w stworzeniu czegoś wartościowego i jednocześnie innego od pozostałych, to twórcom radomskiej adaptacji udała się ta trudna sztuka i w rezultacie powstał spektakl dość wyjątkowy. Nowatorski i tradycyjny zarazem. Kameralna przestrzeń niewielkiej Sceny Fraszka idealnie współgra z ogólną koncepcją widowiska. W nastrojowym świetle, przy dźwiękach muzyki skomponowanej przez Wojciecha Błażejczyka na scenie pojawia się tytułowa bohaterka (Magdalena Witczak), a wraz z nią magiczny i baśniowy klimat. Jej białe futro, świecące dłonie, wyraźnie wyczuwalna dominacja w hipnotyzującym głosie, odbierają postaci realność, sytuując ją gdzieś na pograniczu jawy i snu.

Cała fabuła została podzielona na pojedyncze sceny, płynnie przenikające się w dwóch planach: aktorskim i lalkowym. Obydwie płaszczyzny funkcjonują nadzwyczaj sprawnie, razem tworząc interesującą całość. Na słowa uznania zasługuje młody zespół aktorów, który z niezwykłą fantazją kreuje wyraziste postacie. Bo chociaż bohaterowie są określeni przez tekst pierwowzoru, aktorzy starają się nadać każdemu z nich jakiś indywidualny rys. I tak, np. krzepka babcia Gerdy (świetny w tej roli Robert Mazurek) wywołuje uśmiech na twarzy nie tylko najmłodszych widzów. Bez wątpienia jednak największym atutem przedstawienia jest sama oprawa plastyczna. Mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że warto wybrać się na „Królową Śniegu" chociażby tylko po to, żeby zobaczyć piękne lalki i maski autorstwa litewskiej artystki Giedre Brazyte. Realistyczne, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. Osią spektaklu jest stolik – rower, który raz po raz zmienia swoje zastosowanie. To ciekawe rozwiązanie kwestii zmiany miejsc wydarzeń, dynamizujące akcję. Nie ma niepotrzebnych dłużyzn, nudnych fragmentów, a czas, który spędzamy w teatrze topi się szybko jak prawdziwy śnieg.

Zło kusi, omamia, fascynuje – jak wiadomo nie tylko w bajkach. I chociaż diabelskie zwierciadło się rozbiło, zmieniając postrzeganie tego co piękne i dobre, to podejrzewam, że ani jeden z jego odłamków podczas spektaklu nie poleciał w kierunku widowni. Monopol na pesymistyczne widzenie świata mieli tylko Kaj i Królowa Śniegu. A mnie bardzo się podobało.



Magdalena Tarnowska, stażystka, l: mata, h: AUW545332
Dziennik Teatralny
10 grudnia 2012
Spektakle
Królowa Śniegu