Mozaika oralna

Ekskluzywna restauracja w centrum Warszawy. On ma elegancki frak i dopala papierosa, ona kontempluje jaskrawość lakieru na paznokciach. Oboje czekają na danie z pierwszej strony miesięcznika kulinarnego. Milczą. I są nieświadomi tego, że tuż za ścianą tyka bomba zegarowa z opóźnionym zapłonem - telefonistka, która czterdziestogłosową charyzmą dyryguje nie tylko rezerwacjami stolików, ale przede wszystkim wizerunkiem polskich elit

racownicze perypetie Aśki – początkującej aktorki dorabiającej w snobistycznej restauracji – są odzwierciedleniem zachowań osób żyjących w wiecznym blasku fleszy. Rezerwacja stolika w najlepszym stołecznym lokalu sprawia, że wyłania się z nich typowa mentalność Polaków-krętaczy. Propozycje łapówek, groźby i wielominutowe lamenty to dla młodej telefonistki chleb powszedni. Sporadycznie, miodem na jej znerwicowane serce stają się krótkie rozmowy ze sławnymi osobistościami. Uważny widz wsłuchując się w tembr głosu rozpozna w dzwoniących: Krystynę Jandę, Ninę Terentiew czy (znakomicie sparodiowaną) Jolantę Kwaśniewską. Oprócz gagów komediowych – takich jak zabawa dwuznacznością słów bądź wyolbrzymianie stereotypów – w spektaklu umiejscowiony jest także wątek obyczajowy. Wiąże się on z walką o własne marzenia i pokonywaniem nawarstwiających się przeciwności losu… Gwoli ścisłości – problemy Aśki z pogodzeniem pracy z castingiem w Teatrze Narodowym zwieńczy happy end, a zdobyta rola stanie się pretekstem do rozmyślań nad porzuceniem posady (niedocenianej finansowo!) telefonistki.

Bezapelacyjnie, największym atutem spektaklu jest to, że gdy spłynie z niego humorystyczna polewa, okazuje się, że był to czas nie tylko trywialnej wesołości, ale głównie mówienia wprost o świecie zdeformowanym przez pieniądze: nieważnych uczuciach, tęsknocie za rodzinnym domem oraz kulcie jednodniowej sławy. I tutaj osobiście chylę czoła przed Katarzyną Kwiatkowską, która swoją grą nadała sztuce uniwersalny multiwerbalny wymiar, natomiast dystansem do niedoskonałości kreowanych postaci przemieniła tę teatralną hybrydę w wyborny żart.

Scenografię Wielkiego apetytu rozpisano na biurko, tło imitujące wnętrze luksusowego lokalu, telefon (rekwizyt klucz) oraz domofon, który łączy zaplecze z biurem chorobliwie impulsywnego szefa. Notabene, owa nieokazała dekoracja w ogóle publiczności nie rozczarowuje. Stanowi bowiem tylko dodatek do werbalnego majstersztyku serwowanego przez aktorkę. Jedyne, co dezorientuje widza to mnogość small talków, na których oparta jest cała konwencja monodramu.

Słowa wypowiadane z prędkością bolidu Formuły 1, brawurowa parodia celebrytów oraz pokazanie zaplecza polskiej gastronomii z ogromnym przymrużeniem oka czynią z tego komediowego one-woman-show sześć kwadransów lekkostrawnej rozrywki. Bez niesmacznej bufonady, za to z ucztą dla naszego zmęczonego ducha. Aż chce się krzyknąć: WYŚMIENITE!



Marta Małkińska
Teatrakcje
25 lipca 2011