Musicie mi uwierzyć...

..że takiego spektaklu w Teatrze Animacji jeszcze nie było. Twórcy "Barona Münchhausena", budując dystans pomiędzy aktorem a widzem, rozegrali ciekawą partię z fikcją. Nie tylko literacką.

Podstawą konstrukcji spektaklu w reżyserii Konrada Dworakowskiego są dwa obszary komunikacji: w obrębie świata przedstawionego - opowiadaczem jest tytułowy Baron Münchhausen, oraz na linii scena - widownia, która staje się istotną częścią przekazu. Wszelkie informacje płyną w stronę publiczności kilkoma kanałami. Bo pomimo tego, że bohater był gawędziarzem, wiele z nich jednak zostało zakodowanych w obrazach oraz muzyce.

Tytułowego Barona Münchhausena gra w spektaklu Marcin Ryl-Krystianowski, nasz poznański John Malkovich. Co o tym bohaterze wiemy na pewno? Że jego pierwowzór żył w XVIII wieku i był żołnierzem. Lubił podróże, często się awanturował. Nikt jednak, jak sądzę, nie poświęci głowy dla uwiarygodnienia informacji, iż... ujeżdżał armatnią kulę albo sam siebie za włosy wyciągnął z bagna.

Münchhausenowi - choć głupoty plótł i bajki opowiadał - nikt nie zarzucił konfabulacji. Gdyby do tego wszystkiego przyznał się jednak ktoś widzowi znany, przy kawie i ciastku, ten zapewne by z tym dyskutował. Ale nie w teatrze. Bo ten rządzi się własnymi prawami. Widz wie, że na scenie z niczego można stworzyć cały świat i że każdy może stać się jego częścią. Opowieści Barona zabawne jednak były do pewnego momentu, gdyż obowiązującą w tej przestrzeni umownością postanowił potrząsnąć Joker tego spektaklu - alter ego Münchhausena (w tej roli świetny Marek A. Cyris).

Z chwilą jego wkroczenia na scenę, publiczność nie miała wyjścia. Musiała wrócić do bliżej sobie znanej rzeczywistości. Do hałaśliwego świata, w którym jest oślepiana obrazem, gdzie manipuluje się prawdą i usprawiedliwia kłamstwo. Do rzeczywistości, która wymaga refleksji nad tym, czy rzeczywiście świat uboższy o wszelkiej maści i wagi wytwory naszej wyobraźni by nas satysfakcjonował.

Wszystko to - pomimo rozmachu - bo np. na scenę wjeżdża koń rzeczywistych rozmiarów, dzieje się dyskretnie. Baron (w dwóch postaciach) jest królem sceny. Ale tę wypełnia także jego własna, żywa narracja. Narrację grają m.in. Julia Dorosz, Igor Fijałkowski, Mariola Ryl-Krystianowska... Zabieg tak samo prosty, jak genialny, zwracający uwagę na złożoność całej opowieści.

"Baron Münchhausen" angażuje emocjonalnie widza poprzez współbrzmienie sztuk. Każda scena jest muzycznym (za sprawą Piotra Klimka) i plastycznym arcydziełem. Marika Wojciechowska, autorka scenografii, postawiła na elementy stonowane w kolorystyce. Wiele detali zgeometryzowała. W surrealistyczny nawias wzięła kwestie fundamentalne. W efekcie każda scena to wizualna niespodzianka o pewnym stopniu niedomówienia. To m.in. armatnie kule, które wyglądają jak śnieżki... i gigantyczne oko, przypominające, że właśnie "pod powiekami kryje się prawda".



Monika Nawrocka-Leśnik
kultura.poznan.pl
7 marca 2018
Spektakle
Baron Münchhausen