Muszę jeść, więc póki co wystawiam sztuki

- Rosja to dziwne połączenie sacrum z maskaradą, czegoś świętego z jarmarcznością. Widać to dobrze u Dostojewskiego, Gogola i Puszkina - mówi Iwan Wyrypajew przed premierą "Borysa Godunowa" Modesta Musorgskiego w Teatrze Wielkim w Poznaniu.

Z Iwanem Wyrypajewem, dramaturgiem, reżyserem, aktorem i dyrektorem artystycznym Teatru Praktika w Moskwie, rozmawia Monika Nawrocka-Leśnik.

Monika Nawrocka-Leśnik: W ubiegłym roku na łamach tygodnika "Do Rzeczy" pojawiła się informacja, że chce pan rzucić teatr. Skąd ten pomysł?

Iwan Wyrypajew: - Rzeczywiście powiedziałem, że chcę skończyć z teatrem, ale to wypowiedź wyrwana z kontekstu. Nie chcę rzucić teatru w ogóle, tylko skończyć z jego pewną odmianą. Problem polega na tym, że bardzo trudno jest mi pracować w teatrze instytucjonalnym, bo za mało myśli się w nim o twórczości i często są to zwyczajne "fabryki", które produkują kolejne spektakle. A ja nie chcę pracować tylko dla pensji. W związku z tym założyłem niedawno z żoną [Karoliną Gruszką - przyp. red.] firmę producencką i w przygotowaniu jest nasz pierwszy spektakl. To będzie moja nowa sztuka, w której wystąpi Karolina i ja sam, pierwszy raz grając po polsku. Pokażemy ją w Teatrze Polonia w Warszawie. Nie wiem, co będzie dalej... Ale na pewno chcę wyjść z systemu, w jakim funkcjonują zarówno teatry w Polsce, jak i w Rosji.

Podobno chciałby pan założyć własną szkołę, kupić dom i zamieszkać na polskiej wsi?

- Tak, to mój cel i marzenie. Chcemy stworzyć otwarte centrum, w którym mógłbym uczyć własnej metody gry aktorskiej. Metody, która umożliwia rozwój człowieka.

Wiem, że ważna jest dla pana także relacja pomiędzy widzem a aktorem. Czy buduje się ją tak samo w teatrze dramatycznym, jak i w operze?

- W operze nie pracuję z aktorem, tylko mówię mu, kiedy ma wstać, iść... Ale w teatrze dramatycznym zbudowanie relacji to bardzo trudne zadanie. Wymaga czasu. To długi proces.

A czego szuka pan w teatrze?

- Teatr dramatyczny to sztuka i literatura. Tekst, przy pomocy którego kontakt aktora z widzem jest prawdziwy, a spotkanie tych ludzi nie jest udawane. W większości przypadków jednak to się nie udaje. Bo żeby przygotować taki spektakl, aktor musi naprawdę dużo ćwiczyć. Musi nauczyć się "być" i ćwiczyć tę swoją obecność na próbach, ale też w domu, w prywatnym życiu.

W jaki sposób można to osiągnąć?

- Na przykład praktykując jogę albo medytując. Musimy pogłębiać swoją świadomość.

W powietrzu czuć ducha Jerzego Grotowskiego. Czy on pana inspiruje?

- Nie znam jego szkoły. Czytałem o nim, ale nie potrafię powiedzieć, co nas łączy.

"Borys Godunow" to pana pierwsza realizacja w operze. Praca ta ma więcej plusów czy minusów?

- To ciekawe doświadczenie, ale jak już powiedziałem, docelowo chciałbym robić coś innego. Narzekam na teatr instytucjonalny, ale muszę też przyznać, że w tym akurat teatrze (Teatrze Wielkim) bardzo lubię pracować. I chodzę na próby z przyjemnością. Praca w operze ma oczywiście swoje plusy: to na przykład codzienne spotkanie z muzyką. I co najważniejsze, aktorzy - śpiewacy operowi ją słyszą. Oni wchodzą na próbę, czytają nuty, zaczynają śpiewać i zdarza się cud... A ja jestem tylko osobą, która nimi kieruje. Reżyser to wykonawca, nie autor. Moją rolą jest wyłącznie połączenie widza z Musorgskim.

W jaki sposób w takim razie pan to zrobi?

- Wykorzystując wszystkie dostępne mi środki: śpiew, ruch... Nad chorografią do spektaklu pracuje Oleg Glushkov. Piękne kostiumy z kolei wykonała Katarzyna Lewińska.

Cofniemy się do Rosji z przełomu XVI i XVII wieku?

- Tak, bo chciałbym pokazać część rosyjskiej kultury i historii, a "Borys Godunow" jest naprawdę bardzo rosyjski.

Co pana zdaniem w kulturze Rosji jest najciekawszego?

- Rosja to dziwne połączenie sacrum z maskaradą, czegoś świętego z jarmarcznością. Widać to dobrze u Dostojewskiego, Gogola i Puszkina.

Czy w "Borysie Godunowie", tak jak wspomniani klasycy, zadaje pan fundamentalne pytania o sens życia? Czy raczej zajmuje się aktualnymi bolączkami Rosjan? O czym według pana jest ta opera?

- "Borys Godunow" to wielopłaszczyznowa opera. A jej głównym bohaterem nie jest Godunow tylko naród. Masa, która nie może podejmować decyzji, skonfliktowana na wielu poziomach: mentalnym, kulturowym... Rosja to kraj, w przeciwieństwie do Polski, gdzie nie ma środka. W Rosji człowiek jest albo bardzo bogaty, albo bardzo biedny. Kolosalne różnice widać też w rozwoju duchowym człowieka, jego wykształceniu. Był to problem za czasów Puszkina, potem kiedy był ZSRR. I teraz znowu mamy to samo.

Czy obecna polityka Rosji może wpłynąć na odczytanie tego dzieła?

- "Borys Godunow" jest wciąż dla Rosji dziełem aktualnym. Nie chodzi o szczegóły, tylko mechanizmy władzy, które są takie same, bez względu na to, czy rządzi prezydent czy car. W Rosji nic się zmieniło, choć mieliśmy na to szansę po koniec lat 90., aż do 2010 roku. Ale to chyba mechanizm, którego nie można zniszczyć. Może to karma Rosjan?

Podróżuje pan cały czas pomiędzy Polską a Rosją. W którym kraju czuje się pan lepiej?

- To trudne pytanie. Staram się z żoną i córką zorganizować swoje życie tak, żeby być niezależnymi od okoliczności: od polityki, kultury, pracy. Tak, żebyśmy wszędzie czuli się dobrze. Nie miejsce jest ważne, ale ludzie.
W Moskwie oczywiście jest więcej możliwości - np. finansowych, bo to teraz stolica kultury, ale mieszkać wolę w Warszawie. Tam mamy swoje mieszkanie na Saskiej Kępie, a w Moskwie wynajmujemy. Lubię Warszawę, bo jest tam dużo więcej zieleni niż w Moskwie. Córka chodzi też w Warszawie do przedszkola. I jest bardziej Polką. Mówi po rosyjsku, ale tutaj spędza większość czasu.

Czyli nie myśli pan o powrocie na stałe w rodzinne strony?

- Nie. Syberia - to może brzmi romantycznie, ale tam panują naprawdę okropne warunki. Tam nic się nie rozwija. W Irkucku nie pokazano do tej pory żadnego mojego spektaklu. Kilkanaście lat temu wyrzucono mnie z teatru, bo myślałem o tym, że można go robić inaczej. To bardzo konserwatywny teren. Teatr jest jednego rodzaju. Oczywiście jest też piękna przyroda, ale nawet to Rosjanie potrafili zepsuć. Teoretycznie mógłbym tam zamieszkać, otworzyć centrum, ale ono nie miałoby szans na przeżycie.

Czuje się pan bardziej reżyserem czy dramatopisarzem?

- Dramatopisarzem. Myślę jednak, że byłbym także dobrym pedagogiem. Chciałbym uczyć. Gdybym mógł, to pisałbym tylko sztuki i prowadził szkołę. Ale muszę jeść, więc póki co wystawiam sztuki.

___

Iwan Wyrypajew - dramaturg, reżyser, aktor i dyrektor artystyczny Teatru Praktika w Moskwie, laureat wielu nagród w dziedzinie teatru i filmu. Absolwent Wyższej Szkoły Teatralnej w Irkucku (wydział aktorski) i Wyższej Szkoły Teatralnej im. Szczukina w Moskwie (wydział reżyserii). Grał w teatrach w Magadanie i na Kamczatce. Stworzył własne Studio "Przestrzeń gry" w Irkucku. Jest autorem scenariuszy i reżyserem takich filmów jak m.in. "Euforia" (Złote Lwiątko na MFF w Wenecji), "Tlen" (Grand Prix MFF Nowe Horyzonty), "Zbawienie" (Sputnik - Grand Prix). Realizował też spektakle w Warszawie i Krakowie. Jego sztuki grane są również w Anglii, Francji, Niemczech, Czechach i Kanadzie.



Monika Nawrocka-Leśnik
kultura.poznan.pl
18 czerwca 2016
Spektakle
Borys Godunow