My, Irokezi Europy

W poprzedniej premierze Klaty, kończącym jego dyrekcję w krakowskim Starym Teatrze "Weselu" Wyspiańskiego, chocholi taniec w popularnej wersji zombie trwał od pierwszej do ostatniej sceny. O polskiej niemocy jest też nowy spektakl reżysera.

Nowaczyński, endek i pozytywista, akcję swojej "powieści dramatycznej" 1910 r. umieścił tuż po I rozbiorze Rzeczpospolitej na dworze autora idei rozbiorów i twórcy potęgi Prus Fryderyka II, gdzie biskup Krasicki, ten od gorzkich fraszek, przybywa prosić o pieniądze. Spisany przez Nowaczyńskiego indeks polskich wad narodowych jest tyleż rozległy, co znany, powtarzany i po kolejnych pokoleniach Polaków spływający jak po kaczkach (choć wielokrotnie tu powtarzane porównanie Polaków do Irokezów jakoś dźwięczy w głowie).

Stąd trudno zgadnąć, dlaczego Klata, zamiast zwartego, dwugodzinnego spektaklu dotyczącego ważnych i aktualnych rozważań o władzy (polska upadająca republika szlacheckich wolności kontra pruski autorytaryzm bez wolności za to z porządkiem i prosperity), zrobił 4,5-godzinny, rozwlekły, z kilkoma zakończeniami i pantomimicznymi wstawkami.

Tym bardziej że w wagę tekstu Nowaczyńskiego zdają się nie wierzyć nawet aktorzy, skoro zamiast nauczyć się go na pamięć, posiłkują się rozstawionymi po całej scenie irytującymi prompterami.

Mimo tych uwag aktorstwo jest mocną stroną przedstawienia, świetni są nie tylko protagoniści - Jan Peszek w roli tytułowej i Michał Kaleta (akurat on pamiętał swoje kwestie) w roli lawirującego między serwilizmem i próbą ratowania godności Krasickiego.



Aneta Kyzioł
Polityka
18 maja 2018
Spektakle
Wielki Fryderyk
Portrety
Jan Klata