Na jarmarku i po drugiej stronie lustra

Piękną jesień mamy tego lata. Pogodowe nonsensy sprzyjają, by czas spędzić w teatrze, zwłaszcza w takim, który nonsensowność uczynił materią swoich spektakli. Być może to dzięki niepogodzie Lato Teatralne Mumerus przyciągnęło sporą publiczność, a być może dzięki temu, że kreowany przez Wiesława Hołdysa i jego aktorów świat na opak i na wspak, świat pełen dziwów i fantastycznych stworzeń jest niezwykle pociągający

Cztery spektakle grane podczas Lata Teatralnego Mumerus (26-29 lipca) w Teatrze Zależnym Politechniki Krakowskiej oraz w Willi Decjusza ukazały dwa odmienne oblicza krakowskiej trupy teatralnej. W jarmarcznych, hałaśliwych i rozśpiewanych przedstawieniach "Jarmark cudów" i "Święto głupców, czyli Walka karnawału z postem", nawiązujących do dawnych ludowych wierzeń i zabaw, odnawiających tradycje dawnych teatrów ulicznych, Mumerus przeniósł publiczność w czasy czarownic, zabobonów i karnawałowego świętowania. Natomiast nastrojowe, ascetyczne, ale sugestywne seanse "Ampuć, czyli zoologia fantastyczna" i "Droga do ósmego kwadratu" uwodziły widzów pomysłową scenografią i doskonałą grą aktorską, za pomocą niewielu środków artystycznych wyczarowując światy niemożliwe, ale bardzo wiarygodne.

Dokąd idą Nędza z Bidą?

Na "Jarmarku cudów" sprzedaje się święte obrazy i naguski z paschalnego wosku poświęcone przez siedmiu ojców świętych, różańce i szkaplerze, proszki na różne choroby; można też dostać skuteczne remedia na złe duchy i inne dolegliwości. Rozśpiewanym handlarzom, kuglarzom, mnichom i czarownicom towarzyszy świetny zespół muzyczny, który co prawda nie gra zgodnie z duchem epoki, ale nadaje przedstawieniu niezwykłą dynamikę. Jest i kukiełkowy teatrzyk o tym, jak od siedemnastego wieku Nędza z Bidą z Polski idą, ale z niej nie wynidą, i sabat czarownic przywołujących diabła, który potem straszy publiczność swoim czarcim ogonem. Kulminacją przedstawienia są egzorcyzmy zakonnicy, która oddała się szatanowi za obietnicę dostatniego życia. Przy całej zabawowej atmosferze i ludowej swawoli aktorzy zachowują profesjonalizm, a szybkie zwroty w tym pozbawionym jednolitej fabuły spektaklu sprawiają, że trudno nie poddać się jarmarcznemu szaleństwu. Ze spektaklu wyszłam z rozbawieniem i z natką pietruszki, która jest świetnym remedium na impotencję.

Do czego może służyć durszlak?

Pomimo deszczu, który przeszkodził aktorom wystąpić w plenerze, walka opasłego Karnawału z wychudzonym Postem w "Święcie głupców, czyli Walce karnawału z postem" była niezwykle emocjonująca. Spektakl ożywia nie tylko słynny obraz Petera Bruegla (wszystkie postacie oraz główny układ przedstawienia są odwzorowaniem dzieła flamandzkiego mistrza) oraz tradycje ludowego święta głupców, ale również staropolskie teksty Jana Andrzeja Morsztyna, księdza Józefa Baki i anonimowych sowizdrzałów. Podobnie jak "Jarmark cudów" jest to widowisko energiczne, rozśpiewane i zabawne. Najbardziej zaskoczyła mnie niezwykła inwencja w wykorzystaniu rekwizytów, a przede wszystkim sprzętów kuchennych. Na obrazie Bruegla bronią Postu jest łopata piekarska, a orężem Karnawału rożen ze świńską głowizną, kaczką i kiełbasą. I to zostało wiernie przeniesione do przedstawienia, natomiast wykorzystanie garnków oraz ubijaczek z miksera jako instrumentów muzycznych, a także durszlaka jako konfesjonału to już przezabawne pomysły reżysera. Szczytem pomysłowości jest pokazanie bohatera obscenicznego wiersza Morsztyna Nagrobek kusiowi za pomocą przymocowanej do kawałka deski i bezradnie dyndającej ubijaczki do jajek. Natomiast stylistycznym zgrzytem jest według mnie piosenka odśpiewana przez aktorów na melodię Białego misia - to niepotrzebne mrugnięcie w stronę współczesnej karnawalizacji nasunęło mi refleksję, że głupców nadal wielu, ale takiego świętowania, jak ongi bywało, już nie ma.

Kto mieszka w rurach?

Kto hałasuje w rurach i dlaczego różne rzeczy giną w najmniej odpowiednim momencie? Jak się można dowiedzieć ze spektaklu zainspirowanego bestiariuszem Jana Gondowicza "Ampuć, czyli zoologia fantastyczna", winne są temu przeróżne stworzonka, które mieszkają obok nas. W rurach żyją rurarze, które od czasu do czasu mogą wychynąć z kranu i polizać myjących się z zamkniętymi oczyma, a po kątach kryją się wnętrzaki, które buszują po mieszkaniach, ukrywając różne przedmioty, szczególnie te najbardziej potrzebne. Absurdalna i przezabawna lekcja biologii w wykonaniu Anny Lenczewskiej i Roberta Żurka jest nie tylko pouczająca - daje również możliwość podziwiania ich aktorskich możliwości. Kolejne zwierzaki-cudaki, ich wygląd, sposoby odżywiania się i zwyczaje są opisywane przez aktorów raz w konwencji tragicznej, raz komiczniej, raz z rozpaczą w głosie, raz w radosnych podskokach. Z tego powodu spektakl robi wrażenie nieco warsztatowego - jest próbą zagrania tego samego na wiele sposobów. Można jednak przypuszczać, że skoro aktorom udało się nie zanudzić publiczności pseudoencyklopedycznym spisem zoologicznym, to równie dobrze poradziliby sobie z książką telefoniczną. Przede wszystkim są w swojej grze tak sugestywni, że po powrocie do domu naprawdę można spotkać ampucia i zostać polizanym przez rurarza

Co zobaczył Jan po drugiej stronie lustra?

Co by było, gdyby siedmioipółletnia Alicja była czterdziestoletnim Janem? Otóż też by chciał/chciała zostać hetmanem/królową i robił/robiła wszystko, by nim/nią zostać. Widać po drugiej stronie lustra zasady gry w szachy wciągają nie tylko małe dziewczynki, ale też dorosłych mężczyzn, a zarazem każdego, kto wraz z teatrem Mumerus postanowił przebyć "Drogę do ósmego kwadratu" [na zdjęciu]. Spektakl swobodnie łączy i w dowolnej kolejności przeplata wątki ze znanej opowieści Lewisa Carolla, zachowując aurę pierwowzoru, a przy tym wzbogacając go o pomysłowe rozwiązania sceniczne. Anna Lenczewska, grająca jednocześnie czarną i biała królową, nie tylko zmienia ton głosu, ale zdaje się nawet mówić tylko jedną stroną twarzy. Trzy kręcące się czarne parasole udają pociąg, w którym Jan/Alicja prowadzi konwersację z konduktorem. Wszystko kończy się matem i ten mat brzmi w spektaklu bardzo złowrogo - oznacza koniec gry nie tylko dla Alicji, ale i dla publiczności.

Obejrzenie czterech Mumerusowych dziełek dzień po dniu pozwala z jednej strony na uchwycenie specyfiki tego teatru, z drugiej zaś na zaobserwowanie, jak reżyser i aktorzy radzą sobie z różnymi konwencjami. Przede wszystkim jednak po takiej dawce uwodzicielskich spektakli ma się ochotę na więcej. Na szczęście nie trzeba długo czekać - w drugiej połowie sierpnia podczas Lata Teatralnego STeN teatr Mumerus znów zabierze widzów w swoje nonsensowne światy. Być może tym razem pogoda będzie mniej nonsensowna.



Aleksandra Jastrzębska
E-splot
3 sierpnia 2011