Na kanapie u Lubiczów

"Prawdziwa miłość może być tylko wzajemna", powtarzają bohaterowie Iluzji. Nie tyle nawet oni sami, co postacie w opowiadanych przez nich historiach. Iwan Wyrypajew mnoży w dramacie poziomy zapośredniczenia. Wiemy już od Anaïs Nin, że nie widzimy rzeczy takimi, jakie one są, lecz takimi, jakimi my jesteśmy. Ale czy faktycznie tkwimy w ciągłym złudzeniu? W końcu "perception is reality". Czy naprawdę nie ma nic poza tym, nie istnieje nic pewnego?

Na scenie stoją jedynie cztery fotele i niski stolik. Po prawej stronie, tuż za bocznymi fotelami, widzimy grające na żywo trio jazzowe. W tle sceny wisi szklana witryna rozświetlona białym światłem. Czworo aktorów i cztery butelki wody mineralnej. I tyle.

Wszystkie fotele odwrócone są w stronę widowni. Każdy z aktorów opowiada historię jednej postaci, stając się nią jedynie na moment. Dystans wciąż jest jednak zachowany. Gwarantują go zdania wprowadzające i uwagi techniczne, wypowiadane głosem pozbawionym emocji. Interakcja pomiędzy aktorami polega prawie wyłącznie na uprzejmej pomocy koleżeńskiej. W relacje wchodzą z widzami, nie ze sobą.

Bohaterowie noszą anglojęzyczne imiona – Danny, Sandra, Albert i Margaret. Opowiadają sobie wzajemnie o swojej miłości. Zdania są okrągłe i zgrabne, a treść stanowi odpowiedni frazes. „Miłość to praca, to sztuka odpowiedzialności. […] To przecież najważniejsze, ponosić za coś odpowiedzialność. […]Być wdzięcznym i być odpowiedzialnym – to cała formuła życia”[1]. W taki sposób na łożu śmierci Danny dziękuje swojej żonie. Okazuje wdzięczność nawet za stanowczość, bezkompromisowość i ostre słowa, bo przecież „miłość to bardzo prosta rzecz dostępna dla nielicznych”[2]. Jego śmierć kobieta opowiadająca tę historię podsumowuje krótkim:

„I Danny umiera. I pauza.
I Sandra siedzi obok, i patrzy na swojego męża.
I teraz już go nie ma.
I Sandra wstaje i wychodzi z pokoju. I pauza.
Pauza.”[3]

Rok później, tuż przed śmiercią, Sandra opowiada o swojej miłości Albertowi, najlepszemu przyjacielowi męża. Od tej pory on uważa ją za miłość swojego życia i śpieszy zawiadomić o tym fakcie swą żonę Margaret. „Albercie, jesteś starą pierdołą”, słyszy w odpowiedzi. Bowiem, jak podkreślają wszyscy, Margaret była „kobietą z bardzo dużym poczuciem humoru”.

Zastanawiam się, czy jesteśmy w telewizyjnym studio programu typu talk-show, czy w mieszczańskim salonie. Okazuje się, że obydwa skojarzenia były trafne. Jesteśmy bowiem na kanapie u Lubiczów. W świecie, w którym, siedząc w fotelu, opowiada się o własnej wizji miłości, nie ma miejsca na cierpienie. Dlatego też wzmianki o ciężkiej chorobie lub kazirodczym związku muszą okazać się okazjonalnym żartem.

Tekst Wyrypajewa daje dość duże możliwości interpretacyjne. Agnieszka Glińska jednak z nich nie skorzystała. W jej realizacji aktorzy zdają się podążać w kierunkach wskazanych przez autora, ale wyłącznie w wyznaczonym przez niego zakresie. Wyraźne są starania, by nie przesadzić w żadną ze stron. Szklana witryna w tle sceny oraz grana na żywo subtelna muzyka wzmagają jedynie wrażenie uładzonej serialowej rzeczywistości. Jest ładnie, sprawnie i bezpiecznie, ale bez charakteru.

W kluczowym momencie spektaklu Albert usiłuje przekonać Margaret, że uczucie, które żywili do siebie przez kilkadziesiąt lat było niewłaściwe. W akcie złości na płynność rzeczywistości Margaret popełnia samobójstwo. „Przecież powinna być jakaś stałość w tym niestałym kosmosie”, pisze w liście pożegnalnym. Nie ma jednak mowy o stałości, kiedy wszystko jest czyjąś prywatną iluzją. Pewne pozostaje tylko to, że kolejne przedstawienie Agnieszki Glińskiej będzie zachowawcze.

[1] I. Wyrypajew, Iluzje. Komedia, przeł. A. L. Piotrowska, „Dialog” 2011, nr 9 (658), s. 109.
[2] Ibidem, s. 110.
[3] Ibidem.



Matylda Małecka
Książe i Żebrak
19 września 2011
Spektakle
Iluzje