Na pożarcie

"Zrób to dla siebie. Zrób to dla teatru. Zrób to dla świata" - prosili wykonawcy. Czy ktoś to zrobił w Teatrze Studio?

Jedna z ostatnich premier stołecznego Teatru Studio pokazuje interdyscyplinarność tej sceny. "Come Together" w reżyserii Wojtka Ziemilskiego to spektakl eksperyment, rzecz o odwiecznej walce teatru z widownią. Walka ta nacechowana jest zarówno podziwem, jak i pogardą, zarówno ciekawością, jak i lękiem. Na stronie internetowej teatru można przeczytać: "Warto zobaczyć ten spektakl, bo jest naprawdę dobry", ale również, że "przede wszystkim jest inteligentny". I decyduj teraz, widzu, czy wystarczy ci inteligencji? Wyruszysz w nieznane?

Wyruszyłam. Pomimo angielskiego tytułu przedstawienie grane jest po polsku. Na początku inspicjentka Olga Karoń powiedziała, że nie jest to spektakl interaktywny i widzowie są proszeni o niewchodzenie na scenę. Pod żadnym pozorem. Następnie na tę scenę wkroczyła piątka wykonawców, którzy przedstawili się jako: Wojtek - rzeźbiarz, Marysia - choreografka, Krzysztof "aktor, który schodził deski tego teatru", Lena - aktorka i reżyserka, oraz Sean - wokalista i multiinstrumentalista. Zaczęli kusić katalogiem scenicznych przyjemności, nawołując, aby widzowie do nich dołączyli i weszli na scenę. Potem przyszła pora na groźby i emocjonalny szantaż: Lena - znakomicie! - przedstawiła wszystkie fazy rozpaczy według szkoły Stanisławskiego.

Co powinniśmy zrobić, kiedy już znajdziemy się na tym teatralnym warsztacie asertywności? Moja rada brzmi: widzu, wstań i wydaj swe ciało na pożarcie paszczy sceny: "umownego miejsca, w które niby nikt nie wierzy, ale w które w gruncie rzeczy wierzymy wszyscy". Żyje się tylko raz.



Kamila Łapicka
wSieci
4 kwietnia 2017
Spektakle
Come Together