Najważniejsza jest osobowość

Rozmawiamy z Wojciechem Pszoniakiem gościem Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy.

- Podoba się Panu festiwalowa Krynica? 
- To szczególne miejsce. Również ze względu na Bogusława Kaczyńskiego, który jest duchem wydarzenia. Polska potrzebuje takich imprez i ludzi, bo to jest prezentacja naszego dorobku kulturalnego. 

- Jak to się stało, że Pański monodram "Belfer" trafił na III Europejski Festiwal im. Jana Kiepury w Krynicy? 
- To właśnie dzięki dyrektorowi festiwalu. Chociaż Bogusława Kaczyńskiego nie było na premierze spektaklu, to zaufał mi na tyle, że zaprosił mnie do Krynicy. 

- Grywa Pan zazwyczaj w nieszablonowych produkcjach. Taki jest również "Belfer". Lubi Pan utwory budzące kontrowersje? 
- Nie wiem, czy to, co gram jest kontrowersyjne. To jest o czymś. Dzisiaj w tym chaosie wartości, przy braku wytycznych, nie wiadomo, co jest sztuką i kto jest artystą. Mam swój pogląd na sztukę, ale nie jest to dla mnie domena absurdalnej wolności, która wychodzi znikąd. Do zagrania monodramu zmusiła mnie niejako sytuacja życiowa, bo jestem rozdarty między Francją a Polską. W zasadzie nie lubię grać na scenie sam, ale ten monodram zaintrygował mnie także swoją aktualnością i tym, że porusza sprawy bardzo ważne. 

- Jest Pan wielbicielem Kiepury? 
- Ja się z Kiepurą wychowałem. Moja matka była wielbicielką opery i operetki. Jestem z tą muzyką zżyty od dziecka. 

- A jak ocenia Pan kunszt aktorski Kiepury? 
- Nie cenimy go za aktorstwo, ale za głos i śpiew. To trudna sprawa, bo na przykład w operze nie ma jako takiej mistrzowskiej gry aktorskiej, bo to niemożliwe. Trudno jest jednocześnie pięknie śpiewać i idealnie grać. To naprawdę trudna sprawa. 

- Jak Pan kreuje swoje postacie? Ma Pan na to jakiś specjalny sposób? 
- Specjalnego sposobu nie mam. Wychodzę z założenia, że jak się gra żołnierza, to nie trzeba wiedzieć, kim jest żołnierz. Natomiast w roli najważniejsze jest to, co człowiek ma w środku, co tej roli ofiarowuje, czyli osobowość. 

- Wiem, że jest Pan wybitnym smakoszem. Odkrył Pan już jakiś godny polecenia przysmak w Krynicy? 
- Jeszcze nie, gdyż jadam głównie w hotelu, gdzie karmią nas znakomicie. Na razie namawiano mnie na sławnego tu ponoć marynowanego pstrąga. Kto wie, może się skuszę... 

- Jakie atrakcje planuje Pan dla swoich fanów przez najbliższe miesiące? 
- Na pewno nadal będę grał "Belfra". Poza tym piszę książkę i dwa scenariusze filmowe, o których nie powiem nic więcej, by nie zapeszyć. No i wciąż będę przemieszczał się między Francją a Polską... 

- Jakie wspomnienia przywiezie Pan z festiwalowej Krynicy? 
- Zobaczę, jeszcze wszystko może się zdarzyć... Ale myślę, że będą to same dobre wrażenia. 

WOJCIECH PSZONIAK 
Aktor teatralny i filmowy. Urodził się w 1942 roku we Lwowie. Jedna z najciekawszych aktorskich osobowości polskiej sceny ostatnich pięćdziesięciu lat. Od ponad 20 lat mieszka we Francji, mimo tego ma wciąż żywy kontakt z polską sceną. Jego najnowszym spektaklem jest monodram "Belfer" sztuka Jeana Pierra Dopagne, opowiadająca historię zdesperowanego nauczyciela literatury, który popełnia masowe morderstwo na swoich uczniach.



Katarzyna Wieczorkiewicz
Gazeta Krakowska
30 sierpnia 2005