Nasza Kraina Czarów jest inna

Nie postrzegam różnych pokoleń jako stron konfliktu. Integrację w tym przypadku można rozumieć dwojako: jako dialog nastoletniości z dojrzałością lub jako akceptację różnic. Bo różnice między pokoleniami oczywiście istnieją, ale nie stawiałabym ich na dwóch biegunach. W ciągu życia stykamy się z wieloma pokoleniami, to ciekawe, że są one stałe i zmienne jednocześnie – każdy z nas przynależy do swojego od początku do końca, ale raz jesteśmy pokoleniem młodych, potem pokoleniem trzydziestolatków, pokoleniem seniorów itd.

„Nasza Kraina Czarów jest inna" – rozmowa z reżyserką spektaklu „Alicja w Krainie Czarów. Remix", Zdenką Pszczołowską
Zdenka Pszczołowska
13 maj 2025
Karolina Sierszulska
Z początkiem wiosny w Teatrze Nowym w Poznaniu odbyła się premiera sztuki „Alicja w Krainie Czarów. Remix". Za reżyserię spektaklu odpowiada Zdenka Pszczołowska – absolwentka komparatystyki literackiej i per formatyki na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz reżyserii dramatu na Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie. Spotkałyśmy się zaraz po premierze, by porozmawiać o procesie twórczym i kulisach powstawania „parafrazy", doskonale znanej opowieści Lewisa Carrolla, po którą reżyserka sięgnęła kolejny raz. Czy można przedstawić ją inaczej? Kto pomógł jej zinterpretować tekst na nowo? Czym jest tytułowy „remix"? Zapraszamy do rozmowy.

Dlaczego Alicja? Jest to opowieść tak otwarta na interpretacje, że nierzadko osoby sięgające po nią chcą po prostu zmierzyć się z tym światem i zobaczyć, co przyniesie ta interakcja. Jaka jest Twoja motywacja do sięgnięcia po ten tekst, w końcu tak mocno już zakorzeniony w masowej wyobraźni?

To powieść, która w symboliczny sposób organizuje moją wyobraźnię. Trudno mi to precyzyjnie wytłumaczyć, bo nie jest to racjonalne, a raczej intuicyjne i impresyjne. To nawiązuje do mojej ciągłej potrzeby zadawania pytań, na które nie da się odpowiedzieć. Próby objaśnienia świata „Alicji w Krainie Czarów" trwają od ponad stu lat i nie przynoszą satysfakcjonujących rezultatów. Albo raczej satysfakcjonująca jest właśnie ta niemożność odczytania przebiegu zdarzeń i sensów, przy jednoczesnym poczuciu, że jest to gdzieś bardzo blisko, jakby w zasięgu myśli, a jednak nie. To, co zdecydowanie mnie nie interesowało, to wierna adaptacja obrazów z powieści, jakby bezwiedna i najczęstsza jako strategia. Zaczęłam rozważać o życiu Alicji z powieści, ale też o życiu Alice Liddel, która była pierwowzorem bohaterki, o wszelkich sytuacjach "poza kadrem", o tym co się dzieje pomiędzy tymi sytuacjami, do których dopuszcza nas autor. Alicja to też wielość problemów związanych z obecnością osoby w świecie sensu largo oraz w świecie przeżyć wewnętrznych, a brak dosłowności wpływa na interpretacyjny urodzaj. Silna obecność Alicji w masowej wyobraźni wzmacnia te mechanizmy, buduje intertekstualność kolejnych odczytań, co dla mnie jest walorem.

Słowo „Remix" w tytule, jak sama zdradziłaś, oznacza według Ciebie pewną parafrazę oryginalnego tekstu Lewisa Carrolla niż jego adaptację, czy muzycznie też będziemy mieli okazję dobrze się pobawić?

Chyba najłatwiej wytłumaczyć moją strategię pracy z tekstem właśnie za pomocą pojęcia parafrazy, chociaż jest to swojego rodzaju uproszczenie. Co ważne tekst powstawał w ścisłej współpracy z zespołem aktorskim, dzięki czemu to nie jest tylko moje spojrzenie na ten świat, ale także wynik podróży postaci po tym świecie. Muzycznie nie nawiązujemy do tego, co kojarzy się powszechnie z remiksem, ale audiosfera będzie niezwykła, bardzo scalająca przestrzeń. Andrzej Konieczny i Myra-Ida van der Veen pisząc muzykę inspirowali się współczesną muzyką orkiestrową z rozszerzonymi technikami wykonawczymi, nowymi technologiami oraz iluzjami psychoakustycznymi. Ich metody pracy wpływają na świetny efekt, ale też same w sobie są sztuką. Mamy nadzieję, że uda się wydać płytę z muzyką ze spektaklu.

Czy każdy z nas jest trochę Alicją, nierzadko zagubioną w abstrakcyjnej rzeczywistości?

To – nomen omen – bardzo abstrakcyjne pytanie. Trzeba zacząć od tego, że niekoniecznie jest to przedmiot refleksji, ale jeśli już się nim staje, to wszystko zależy od interpretacji. Na pewno Alicja stwarza pokusę takiej generalizacji, bo zagubienie jest doświadczeniem uniwersalnym. Inna sprawa to to, w jaki sposób odbieramy rzeczywistość – czy ona sama w sobie wydaje się abstrakcyjna, czy to może zagubienie sprawia, że czasem bywa tak postrzegana? Nasz spektakl jest adresowany przede wszystkim do widzów nastoletnich. Współpracujemy z grupą ekspertów, uczniów III Liceum Ogólnokształcącego, którzy pozwalają nam weryfikować język i treść spektaklu. Myślę, że oni lepiej odpowiedzieliby na to pytanie, ale na podstawie ich opowieści, chciałabym podkreślić, że "alicjowość" nie zależy od płci. Jak powiedział jeden z ekspertów: "w gruncie rzeczy niezależnie od płci jesteśmy podobni do siebie, po prostu jesteśmy ludźmi" i ta wypowiedź bardzo koresponduje z tym, co ja sama myślę o bohaterce powieści (i spektaklu) oraz o tym, czy każdy jest trochę Alicją – jest, a może raczej bywa lub bywał. To nie jest cecha permanentna.

Na śniadaniu prasowym w Teatrze Nowym w Poznaniu mówiłaś, że tym spektaklem dążysz do integracji, a nie konfrontacji. Czy wierzysz, że jest to jeszcze możliwe? Na scenie pojawią się dwie Alicje – młodsza i starsza. Wierzysz, że nierzadko zwaśnione i walczące strony konfliktu pokoleniowego mogą się dogadać? Czy Alicja, młoda dziewczyna, to jest właśnie ta osoba, która pozwali nam wzbić się ponad te podziały?

Nie postrzegam różnych pokoleń jako stron konfliktu. Integrację w tym przypadku można rozumieć dwojako: jako dialog nastoletniości z dojrzałością lub jako akceptację różnic. Bo różnice między pokoleniami oczywiście istnieją, ale nie stawiałabym ich na dwóch biegunach. W ciągu życia stykamy się z wieloma pokoleniami, to ciekawe, że są one stałe i zmienne jednocześnie – każdy z nas przynależy do swojego od początku do końca, ale raz jesteśmy pokoleniem młodych, potem pokoleniem trzydziestolatków, pokoleniem seniorów itd. Z tego powodu wolałabym mówić raczej o zmiennej pokoleniowej, o jakiejś płynności lub też przepływowości. Nie chcę myśleć opozycjami. Ten spektakl jest też o tym.

Jaka jest Twoja wizja Krainy Czarów? A może raczej: czym jest Twoja Kraina Czarów? Czy bliżej jej do oryginalnych, starodawnych ilustracji Johna Tenniela, surrealistycznych obrazów Salvadora Dalego, a może wykropkowanych wizji Yayoi Kusama? W końcu tyle artystów i artystek sięgało po to dzieło. Co w tym świecie znajdziemy nowego?

Estetycznie spektakl nie nawiązuje do kultowych ilustracji. Z Anią Oramus, scenografką, i Magdą Muchą, kostiumografką myślałyśmy o Krainie Czarów jako odbiciu rzeczywistości znanej nam. Jest to świat, który stopniowo wyłania się z liminalnej przestrzeni: trochę dworca, trochę poczekalni, trochę stacji metra, trochę korytarza. Zatem pozornie normalny świat stopniowo morfuje. Dużą inspiracją była dla nas pływalnia – Alicja na początku swojej przygody płacze, kiedy staje się mniejsza, okazuje się, że pływa w morzu, a to jej łza. U nas morze symbolizuje basen i on stanowi punkt odniesienia dla postaci w scenie procesu. To tam lokujemy wspomnienia zeznających. Nasza Kraina Czarów jest inna od jej znanych reprezentacji, mimo blasku i kolorów przypomina momentami koszmar.

Skąd pomysł, aby zaprosić do teatru kawiarnię Fika Poznań i wspólnie z nią stworzyć ciasteczka, które pojawią się również w samym spektaklu?

Ciasteczka i napój są konstytutywnymi elementem świata Alicji w Krainie Czarów. Teatr, w przeciwieństwie do kina, stwarza możliwość uruchomienia także zmysłu smaku, dlatego zależało mi, żeby ciastka, które Alicja będzie jeść w spektaklu, znalazły się także poza sceną. Jedna z postaci, Walet Kier, w naszej interpretacji jest dworskim cukiernikiem oskarżonym o kradzież ciastek. Nie ma jednak na tę kradzież żadnych dowodów. Co więcej – Walet częstuje publiczność ciastkami na początku przedstawienia. Być może Walet jest sądzony za to, że ktoś inny poczęstował się ciastkiem? Fika słynie z wyjątkowych wypieków i kreatywności, a jej współwłaścicielka, Anna Orendorz, to przy okazji teatrolożka z wykształcenia, dlatego zaprosiłam ich do współpracy. Oczywiście moglibyśmy kupić ciastka gdziekolwiek, zależało mi jednak, by były to wypieki unikatowe, których nie da się kupić, które przynależą tylko do świata Krainy Czarów. Otwartość właścicieli Fiki na to pozwoliła.

Opowiadając o powstawaniu spektaklu, wspominałaś o współpracy z grupą licealistów, którzy aktywnie uczestniczyli w procesie twórczym. Powiesz coś więcej? Skąd pomysł? Czy było coś, co najbardziej poruszyło Cię w ich odbiorze/reakcji/refleksji?

Tak, współtworzyli z nami spektakl licealiści, którzy zgłosili się do projektu jako eksperci. Chciałam, żeby pomogli nam zrealizować przedstawienie komunikatywne dla nich i ich rówieśników. Nie chciałam podejść do młodego odbiorcy w sposób protekcjonalny. Ich obecność w zespole realizatorskim wydała mi się więc niezbędna. Wielkie wrażenie zrobiła na mnie odwaga, otwartość, zaangażowanie i pomysłowość licealistów. Potwierdziła się też moja intuicja, że osoby wkraczające w dorosłość mierzą się z podobnymi wyzwaniami jak dorośli. Problemem jest raczej to, że młodzi często nie są traktowani poważnie.

Czy wpadnięcie do Króliczej Nory utożsamiasz ze zderzeniem młodego człowieka z realiami dorosłego świata?

Nie myślałam o tym w ten sposób, chociaż może być to kusząca perspektywa interpretacyjna. Dla mnie jednak jest niewystarczająca – upraszcza to, co jest niezwykle skomplikowane, niewytłumaczalne, wymagające ciągłej refleksji i uwagi. Nie zadaję sobie pytania o to, czym jest wpadnięcie do Króliczej Nory. Robiło to wiele osób przede mną. Mnie bardziej ciekawi świat w tej Norze.

Wspomniałaś również, że „Alicja w Krainie Czarów. Remix" to będzie jazda, ale bezpieczna, trzeba będzie zapiąć pasy? Z czym widz wyjdzie ze spektaklu? Co zadzieje się w jego wnętrzu?

To, z czym wyjdzie widz ze spektaklu zależy od wielu zmiennych. Nam zależało na zadaniu pytań o kondycję młodego człowieka wkraczającego w dorosłość, o potrzebę przynależności oraz o to, co ta potrzeba nam przysłania (np. kwestie społeczne). Spektakl jest intensywny, zabawny, momentami przerażający, ale samego odbioru nie programuję, więc zapraszam do samodzielnego doświadczenia.

Zdjęcia autorstwa Klaudyny Schubert.



Karolina Sierszulska
Freshmag
5 lipca 2025