Neoliberalny strzał

"Diamenty to węgiel, który wziął się do roboty" Demirskiego i Strzępki to świetny portret Polaka, który został poza marginesem społecznej klasyfikacji w momencie transformacji, przedstawiony poprzez zabawną i błyskotliwą żonglerkę z metateatralną konwencj

Punktem wyjścia dla spektaklu jest „Wujaszek Wania”. Nie jest to jednak prosta kontynuacja dalszych losów Wojnickiego i Sieriebriakowa. Demirski i Strzępka opierają historię na kanwie dramatu Czechowa, lecz jednocześnie ją komplikują oraz uwspółcześniają. Zawikłanie postępowania bohaterów spowodowane jest poprzez ich niepewny status – są to jednocześnie aktorzy, Czechowowskie postaci, a także bohaterowie, mający świadomość, że są bohaterami. Skutecznie złamana zostaje jakakolwiek bariera dzieląca świat widzów od świata przedstawionego. Nowoczesność zaś wkrada się na poziomie nieprzystosowania Wujaszka Wani do otaczającej go rzeczywistości – został poza marginesem jakiejkolwiek społecznej klasyfikacji w momencie polskiej transformacji przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Ciągłe wypominanie tytułowej postaci nieprzystosowania i obrazowanie jego niechęci do społecznej integracji odsłania wykluczenie każdego z bohaterów – niemożność odnalezienia się w neoliberalnym świecie, który chwalą i w który tak bardzo chcą wierzyć.

Uosobieniem takiego społeczeństwa, będącego aspiracją bohaterów, jest profesor Sieriebriakow, na którego przyjazd wszyscy czekają. Rodzinne „guru” jednak nie pojawia się – jak informuje Wanię Sonia pod koniec przedstawienia – nie żyje bowiem od dziesięciu lat. Frustracja Wojnickiego, który przecież próbuje go postrzelić od przeszło stu lat – tyle bowiem grywany jest Czechow na scenie, jest nie tylko kolejnym metateatralnym piętrem, wywołującym salwy śmiechu widzów. Wzoru, do którego się z upodobaniem dąży, potwierdzającego walory neoliberalnego społeczeństwa i reprezentującego jego najlepsze strony – nie ma. Każdy z bohaterów nie odnalazł się w nowym systemie, w obliczu polskiej transformacji pozostał bezradny. Jednocześnie, poprzez grę z Czechowem odkryty zostaje stan ducha całego pokolenia. Apatia, ciągłe narzekanie, złość, próba ratowania się przed rzeczywistością najbanalniejszymi wymówkami – za pomocą tych postaw widoczna jest niemoc bohaterów. Strzępka z Demirskim w zabawny sposób odwracają wydźwięk scen, które dłużą się w swoim ukazywaniu osobowościowego marazmu – czyż nie poprzez sceniczną nudę i pozorne nie-dzianie się ukazał Czechow to, co w kondycji ludzkiej najważniejsze?!

Bardzo dobrze sprawdza się tu żonglowanie metateatralną konwencją. Balansuje na granicy efekciarstwa, jednak nie przekracza jej. Widz zostaje w pełni zaangażowany w sceniczną akcję – począwszy od pierwszych scen, kiedy to w widoczny sposób zaprasza się go do uczestniczenia w oczekiwaniu na przyjazd profesora. Włączenie oglądającego w obręb przedstawienia i zaktywizowanie go posiada tutaj dodatkowy wymiar – nie bez powodu, co rusz przypomina nam się, że aktorzy grają za nasze pieniądze. Jesteśmy więc na tym samym poziomie co Tielegin, który próbuje jako „ostatni inteligent” wybronić swoją postać za pomocą biletu z filharmonii czy Sonia, która w Sieriebriakowie podziwia przede wszystkim umiejętność wyniesienia benefitów z systemu. Przedstawienie w formie przypomina farsową błazenadę, wypełnioną dużą ilością niesmacznych dowcipów i obscenicznych żartów, które z jednej strony – ocierają się o ordynarność, z drugiej – śmieszą do łez. Udaje się tu jednak wydobyć także intelektualne podrygi – tematy współcześnie istotne, nieraz wręcz publicystyczne,  których oskarżycielski ton przebija spod śmiechu, wywołanego stertą pozornie błahych wygłupów. Demirski, rzucając hasło „neoliberalizm” i pozornie wychwalając świat zbudowany na jego wartościach, w rzeczywistości zdejmuje z piedestału tę ideę wraz z wykluczeniem Seriebriakowa z teatralnej przestrzeni. Jedyne, co jest „neoliberalne” i smakuje tu dobrze – to wódka.



Magdalena Urbańska
Dziennik Teatralny Kraków
6 sierpnia 2010