Niby bez Dijon, ale zawsze życie

W ubiegłą sobotę w Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielcach miała miejsce polska prapremiera sztuki Hanocha Levina „Wszyscy chcą żyć". Izraelskiego dramaturga upodobał sobie już w 2014 roku Piotr Szczerski- długoletni dyrektor teatru wystawił wtedy „Jakiś i Pupcze" obsadzając w głównej roli Dawida Żłobińskiego. Również na jego ręce złożył prośbę o dokończenie prac nad nowym tekstem Levina, które rozpoczął na krótko przed śmiercią.

Reżyser przed premierą obiecywał, że spektakl nie będzie emanował ciężarem tematu śmierci, mieliśmy spodziewać się 'komedii oswajającej temat umierania osadzonej w scenerii lunaparkowo-cyrkowej'. I rzeczywiście trudno snuć poważne rozważanie o końcu ostatecznym, kiedy jeszcze przed podniesieniem kurtyny wita nas czwórka nienagannie przystrojonych w złote łańcuchy i lśniące bielą koszulki muzykantów, z zatkniętymi za ucho papierosami i kapeluszem wyciągniętym po datki.

Hrabia Pozna (Krzysztof Grabowski) obudzony przez muzykę swoich synów pieszczotliwie nazywanych Poznasmarkami (zespół TEMPERO)- wstaje zdegustowany życiem i brakiem ulubionej musztardy Dijon. Jego nastawienie do świata szybko zmienia wizyta niespodziewanych gości- dostaje ultimatum- jeśli w ciągu dwóch dni znajdzie osobę, która dobrowolnie za niego umrze, pozostanie żywy, jeśli nie- raz na zawsze skończą się jego cierpienia. Sytuacja przestaje przedstawiać się tak dobrze dla Hrabiego, kiedy nagle okazuje się, że wszyscy- nawet starzy, kalecy, nieszczęśliwi- jak na złość, chcą żyć!

Chęć oddania życia okazuje się być tylko złudzeniem rozżalonej matki, czy uniesionej patosem chwili żony. Widzimy, że wszystkie rzucane w przypływie miłości „Umarłabym za Ciebie" w obliczu realnej śmierci tracą moc. Umierając stajemy się egoistami i mamy do tego niezbywalne prawo, bo nic co ziemskie już nas nie dotyczy. Główny bohater jest skłonny oddać wszystko co ma, wyzbyć się godności (a nawet przyrodzenia) po to, żeby przeżyć. Nie dopuszcza myśli o własnym końcu, jak sam mówi „śmierć innych to fakt, ale nasza śmierć to bujda".

We „Wszyscy chcą żyć" smutna prawda-do czego jest w stanie posunąć się człowiek, żeby uchronić się przed śmiercią-nie dominuje. Na scenie panuje ciągły ruch, gwar, tłum kolorowych, dziwacznych postaci rodem z cyrku, które tańczą, biegają, przyglądają się z zaciekawieniem poczynaniom Pozny, idealnie wpasowując się w scenografię lunaparkowej karuzeli z kucykami. Całość uzupełniana przez klezmerską muzykę na żywo sprawia wrażenie ciągłej zabawy. Wesela, nie pogrzebu. Stanowi widowisko, które nie pozwala skupić się na umieraniu.

Uwagę zwraca scena stosunku głównego bohatera z wędrowną prostytutką odbywanego przy pomocy kawałka nadgryzionej kiełbasy. Być może jest to scena godna namiotu cyrkowego i niezbyt wyszukana, ale na pewno przedstawiana ku ogromnej uciesze teatralnego audytorium.

Najciekawszą postacią z ukazanego gremium osobliwości wydaje się być Poznabucha – grana przez obchodzącą w tym roku trzydziestolecie pracy artystycznej Beatę Wojciechowską. To ona zaciera ręce do pochowania znienawidzonego współmałżonka, kiedy tylko dowiaduje się o jego rychłej śmierci. Oczekuje momentu, w którym uwolni się spod władzy męża-tyrana i zacznie życie na nowo. Używa wszystkich kobiecych sztuczek, by upewnić się, że Pozna odpowiednio zabezpieczy ją na przyszłość. Jednak jakaś cząstka niej w przypływie miłości albo po prostu patosu, skutecznie uniemożliwia jej dalsze, spokojne życie. Wypowiada magiczne słowa obietnicy i postanawia jej dotrzymać. W końcu w relacji z mężem czuje się silna- to ona stała się Panią jego życia i śmierci. Zaczyna korzystać z władzy. Z najwyższą przyjemnością odrapuje męża z kolejnych resztek szacunku- „Kobieta nie schodzi do grobu bez jaj swojego męża". A jemu słowa protestu „umrę z godnością" nie przechodzą przez gardło.

Duet aktorski Beaty Wojciechowskiej i Krzysztofa Grabowskiego niezwykle wiarygodnie oddaje relacje panujące w związku Pozny i Poznabuchy. Po pojawieniu się nagłego bodźca- potencjalnej śmierci jednego z nich, ich relacje intensyfikują się. Zamiast rozczarowania sobą i wzajemnej niechęci pojawia się chęć rewanżu, wykorzystania partnera do własnych celów. Nie są to, co prawda, emocje konstruktywne, ale za to w wykonaniu dwójki kieleckich aktorów wywołują salwy śmiechu wśród publiczności.

„Wszyscy chcą żyć" to niewątpliwie komedia stanowiąca uciechę dla oka. Niezależnie od tego czy widz przychodzi popatrzeć na sprawne widowisko, czy po dawkę dobrego humoru- znajdzie coś dla siebie. Jednak Hanoch Levin zasłynął jako twórca „smutnej komedii" dlatego widzowie muszą liczyć się z tym, że rubaszny klimat wprowadzony przez zespół Teatru Żeromskiego zostanie zachwiany, całość nie skończy się ani dobrze, ani zabawnie. A oni wrócą do domu z materiałem do refleksji.



Iga Januchta
Dziennik Teatralny Kielce
9 marca 2016