Nie bójmy się Fredry

Michał Frydrych - Major, Agata Wojtaszak - Pani Dyndalska w gnieźnieńskich "Damach i huzarach" ( Mirosław Skrzypkowski)
Setna premiera za dyrekcji Tomasza Szymańskiego w Gnieźnie, komedia fredrowska w Teatrze im. Aleksandra Fredry z okazji Roku Fredry to jakby odpowiedź na apel Andrzeja Seweryna na Międzynarodowy Dzień Teatru, który przypada 27 marca.


"Tegoroczny Międzynarodowy Dzień Teatru przyszło nam obchodzić w roku Fredry, w 220. rocznicę jego urodzin" - napisał Andrzej Seweryn i zaapelował: - "Skorzystajmy zatem z prawdziwie jubileuszowej okazji i zamiast wpychać Fredrę wyżej na piedestał zarezerwowany dla "wielkich", acz nie granych i nie czytanych, zacznijmy go czytać i grywać, nie dla honoru domu, nie z sentymentu dla rzeczy dawnych, nie z obowiązku wobec tradycji i broń Boże nie z szacunku dla "dostojnego nieboszczyka". Grywajmy go z szacunku dla siebie samych i naszych widzów. Teatr jest prawdą, nie zawężajmy jej zatem do naszego tylko widzenia rzeczywistości. Nie rezygnujmy na własne życzenie z teatralnych doświadczeń, które nie ożywiane mogą już za chwilę stać się dla nas niedostępne".

W tym orędziu ukryty jest apel do twórców teatru, aby szanowali się wzajemnie, ci, którzy burzą i ci, którzy wierni są tradycji.

Gnieźnieńskie "Damy i huzary" są tradycyjne, bez udziwnień. Barbara Zachmoc zaprojektowała wiejski dwór, aż zanadto wysprzątany, jak na żołnierskie siedlisko. Kostiumy z epoki. Aktorzy mówią z nienaganną dykcją Wszystko w stylu fredrowskim, chciałoby się powiedzieć, cokolwiek to znaczy. Ostatni spór, jaki się na ten temat toczył pod koniec XX wieku, nie przyniósł żadnych rozstrzygnięć.

Mir żołnierskiego siedliska burzą damy, które chcą wyswatać Majora (Michał Frydrych) z siostrzenicą Zofią (Martyna Rozwadowska). Aż się dziwię, że dotąd młode gniewne reżyserki nie zwietrzyły w tym okazji do "przepisania" sztuki po swojemu. Na szczęście Szymański, znając historyczne realia i obyczaje tamtych czasów oraz reguły gatunku, wypunktował wszystkie zwroty akcji, omyłki i suspensy, co widownia przyjmowała gromkim śmiechem. Wszystko kończy się happy endem, czyli ślubem Zosi z porucznikiem Edmundem (Szymon Kołodziej).

Szymański złamał się i wzorem młodszych koleżanek i kolegów dopisał co nieco do komedii Fredry. Czwórka huzarów stanowi chór rewelersów i z antresoli, która jest w stosownym momencie odsłaniana i zasłaniana, wyśpiewuje wiersze hrabiego Fredry będące komentarzem do akcji rozgrywającej się w salonie.



Stefan Drajewski
Polska Głos Wielkopolski
26 marca 2013
Spektakle
Damy i huzary