Nie lubię hałasu

Mam cudowną właściwość wypierania trudnych sytuacji. Kiedy zdecydowałam się na udział, byłam w ciąży, tuż przed przesłuchaniami tę ciążę straciłam, byłam okopana w rozpaczy. Zaraz kolejna ciąża, hormony, lęk o dziecko... Delikatnie mówiąc, nie umiałam się tam dobrze bawić.

Z Dorotą Osińską, wokalistką i aktorką Teatru Rampa w Warszawie, rozmawia.

Bohdan Gadomski: Znowu jest głośno o pani Pisze się i mówi o tytułowej roli w spektaklu "Eva", który miał premierę 3 listopada ub. roku w Teatrze "Rampa" w Warszawie. Kto wpadł na pomysł przypomnienia nieżyjącej amerykańskiej piosenkarki Evy Cassidy?

Dorota Osińska: - Głośno? Na moje szczęście nie aż tak... Nigdy zresztą nie było o mnie zbyt głośno, a ja naprawdę nie lubię hałasu. Dobrze mówią i dobrze piszą, i przychodzą nas oglądać. To bardzo krzepiące. A na pomysł wpadłam ja. To był impuls.

Inspiracją do powstania "Evy" był nie tylko anielski głos bohaterki, ale również pani talent i porównanie do Cassidy. Jakie podobieństwa widziała autorka i reżyserka Joanna Szczepkowska między wami?

- Na początku chyba głównie głos, emocje i w jakimś sensie podobieństwo drogi - niepozorna dziewczyna z niezwykłym głosem, która nie odnalazła się w świecie show-businessu.

Kiedy odkryła pani Evę Cassidy?

- Jakieś 16 lat temu. W Polsce jeszcze nie było jej płyt, ale udało mi się zdobyć nagrania.

Jakie wrażenie zrobiła na pani historia tej piosenkarki?

- Robi wciąż. Gdy dla potrzeb spektaklu tłumaczyliśmy tę książkę o niej, polało się wiele łez. Joasia tak napisała scenariusz, że najpierw my podczas prób, a teraz publiczność szczerze płacze, a to nieczęste zjawisko. Nawet Korcz żartował, że powinno się przed "Evą" wręczać prześcieradła na te wszystkie łzy.

Reżyser Joanna Szczepkowska narzuciła pani od razu swoją koncepcję na opowiedzenie tej historii, czy konsultowała ją z panią, odtwórczynią roli bohaterki?

- Wcześniej nie spotkałam się z reżyserem, który byłby aż tak czujny na najdrobniejsze błyski, niuanse. Z jednej strony myślę, że te 15 lat w teatrze były po to, by doprowadzić do naszego spotkania. Praca z Joasią to największa lekcja uprawiania tego zawodu, która wywróciła mnie spodem do wierzchu i pozwoliła zbudować siebie silną i wewnątrzsterowną.

Jaką postać gra w spektaklu Joanna Szczepkowska?

- Gra sztucznie wykreowaną "Gwiazdę", dla której katharsis staje się właśnie spotkanie gdzieś w barze skromnej, niedbale ubranej dziewczyny, która wchodzi na scenkę z gitarą i zaczyna śpiewać i odmienia tym wszystko. Każda ma dokładnie to, czego ta druga nie ma.

Jak długo trwa pani kariera wokalna?

- Gdyby liczyć od debiutu z Korczem podczas Festiwalu Piosenki Żołnierskiej, gdzie zarobiłam pierwsze pieniądze, to 21 lat.

Występowała pani na scenach muzycznych i teatralnych nie tylko w Polsce, ale także w USA, Kanadzie, Niemczech i Francji. Co proponowała pani tamtej publiczności?

- W zeszłym roku mieliśmy jeszcze Rzym. Dumnie brzmi ta lista, ale na 21 lat pracy to były, bądźmy szczerzy, incydenty. Proponowałam to, co w Polsce. Muzyka nie ma barier językowych.

Ogólnopolską popularność dał pani udział w programie telewizyjnym "The Voice of Poland". Jak zapamiętała pani ten program?

- Ledwo. Mam cudowną właściwość wypierania trudnych sytuacji. Kiedy zdecydowałam się na udział, byłam w ciąży, tuż przed przesłuchaniami tę ciążę straciłam, byłam okopana w rozpaczy. Zaraz kolejna ciąża, hormony, lęk o dziecko... Delikatnie mówiąc, nie umiałam się tam dobrze bawić. Może w innych okolicznościach?

Na jakiej pozycji jest pani teraz?

- Obiecującej. Wydałam, zdaniem pana, najlepszy, jak dotąd album. Mam kontrakt na jeszcze dwa. Zagrałam w wymarzonym spektaklu, który dopiero zaczynamy eksploatować. Przeprosiłam się z gitarą, rozłożyłam skrzydła i napisałam już 10 nowych piosenek - spodobają się panu, gram koncerty i spektakle. Ludzie dopisują i tu, i tu. Teatr daje mi spokój bytowy, dzieci zdrowe. Nawet nie ma tu już miejsca na więcej dobra.

Widocznie jednak zależy pani na karierze, skoro zdecydowała się wziąć udział w 61. eliminacjach (preselekcjach) Konkursu Piosenki Eurowizji?

- To był szalony moment. Początek pracy z Rickiem. Miał gotowy numer, w trzy dni powstało nagranie, clip i master. No i skoczyłam na te głębiny.

Jak doszło do pani występu u boku słynnego tenora hiszpańskiego Jose Carrerasa?

- Jego management odnalazł mój, padły wiążące propozycje i się udało. Zaśpiewaliśmy razem dwie piosenki, trzecią wykonałam solo.

Jak doszło do współpracy z kompozytorem Pawłem Steczkiem?

- Spotkaliśmy się w "Rampie" przy spektaklu "Cafe Sax", gdzie Paweł był kierownikiem muzycznym. Najpierw oczarowała mnie jego gra, potem, po kilku miesiącach znajomości, no i co w przypadku tworzenia naturalne, ogromnej wzajemnej fascynacji, mieliśmy już wspólnie napisaną płytę. Bardzo magiczny czas.

Byłem kilka dni temu na waszym wspólnym koncercie w Łodz. Warunki w Klubie Nauczyciela więcej niż skromne. Jest pani przygotowana do każdych, jakie spotka w codziennej pracy piosenkarki?

- Nie uwierzyłby pan, z jakimi czasem trzeba obcować warunkami. Trzeba mieć pokorę. I dać z siebie wszystko.

Moim zdaniem w repertuarze tego wieczoru miała pani za mało piosenek Steczka z ostatniej płyty, za dużo tych z poprzednich.

- Nie wszystkie piosenki z nowej płyty da się zagrać tylko z fortepianem. No i ludzie oczekują na koncertach repertuaru, który znają, niekoniecznie płytowego, ale chociażby "Calling You". Lubię tak układać koncerty, jak się akurat czuję. Żadnych schematów i konwenansów nie biorę wtedy pod uwagę.

Widzę, że coraz więcej pani pisze, a teksty nowych piosenek są bardzo ciekawe i głębokie.

- Dobrze jest poszukać w sobie własnych słów i własnych dźwięków. Weszłam na nieodkryty teren, który daje mi spokój i spełnienie.

W przyszłości chciałby pani zająć się głównie pisaniem tekstów piosenek dla innych?

- Już dawno przestałam zaprzątać sobie myśli przyszłością. Poddaję się prawom swojej drogi. Żadnych planów, mało oczekiwań. Zgoda na siebie i na swój los. O ileż łatwiej oddychać.

___

Dorota Osińska - urodziła się 12 listopada 1978 r. we Wrocławiu. Ukończyła andragogikę (kształcenie dorosłych) i animację kulturalną na Uniwersytecie Warszawskim. Ma w dorobku 4 płyty. Współpracuje m.in. z W. Korczem, J. Satanowskim, M. Czapińską, J. Cyganem. Ma syna i córkę.



Bohdan Gadomski
Express Ilustrowany
17 stycznia 2019
Portrety
Dorota Osińska