Nie ma jak tuńczyk w oleju

Białostocki Teatr Lalek słynie z stosowania w spektaklach niekonwencjonalnych rozwiązań, ciągłego eksperymentowania. Twórcy współpracujący z teatrem do realizacji przedstawień wykorzystują różnorodne metody, sięgają po nigdy wcześniej nierealizowane teksty. Dzięki nowatorskiemu podejściu BTL ukształtował specyficzny charakter, rozpoznawalny w Polsce i na świecie. Profil ten jest doceniany zarówno w kraju, jak i za granicą, dowodem niech będą liczne nagrody i wyróżnienia, które teatr nieustannie zdobywa

Najnowszym spektaklem dla dorosłych zrealizowanym w BTL jest „Księżniczka Angina” według  Rolanda Topora. Autor kreśli na kartach powieści świat pełen absurdów i sprzeczności. Absurdeska Topora jest formą wyrażenia niezgody na zastaną rzeczywistość. Reżyser-Paweł Aigner, sięgając po najpóźniejsze dzieło francuskiego pisarza, postawił sobie niełatwe zadanie. „Księżniczka Angina” czytana powierzchownie wydaje się  pełną żartobliwych obrazów i dialogów opowieścią. Łatwo jest się w tym komizmie zatracić i wiele wprawy potrzeba, aby zręcznie przekazać główną myśl utworu pod jego pozornie humorystyczną fabułą.

Absurd sytuacyjny

Scena wyścielona zieloną murawą, w jej lewym rogu zauważamy czerwony samochód, z tyłu umieszczono  kratę, na której wiszą chaotycznie porozrzucane fragmenty auta: drzwi i felgi. Po środku sceny leży samochodowy fotel. Wokoło poniewierają się  białe, pluszowe króliki. Takie rozmieszczenie elementów scenografii sugeruje, że przed chwilą  miał tu  miejsce poważny wypadek drogowy, w którym auto zostało mocno  uszkodzone (fotel z pewnością wypadł z pojazdu podczas gwałtownego zderzenia bądź hamowania), a pasażerowie odnieśli poważne obrażenia. Wykorzystanie dwóch, niepasujących do siebie kolorów (zieleni i czerwieni) sprawia, że nieruchoma scenografia wydaje się żyć, a nawet uosabiać pewien rodzaj szaleństwa, jakiegoś bezsensu. Kolory gryzą się ze sobą, wchodzą w interakcję. Połączenie tak jaskrawych barw sprawia, że już na poziomie dekoracji  zauważamy dzianie się.

W akcję widz zostaje wrzucony gwałtownie. Na scenę wbiega Jonatan, padają  głośne strzały. Publiczność jest zdezorientowana i oszołomiona. Chaos, krzyki, rozpaczliwe wołania. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Nagle jedna z postaci znika, słychać natomiast przeraźliwy pisk opon, trzask łamanej blachy, odgłosy uderzeń. Emocje opadają, hałasy milkną. Zza samochodu wyłania się ruda dziewczynka, tuż za nią chwiejnym krokiem maszeruje jej niemłody towarzysz.

Ofiarą wypadku okazuje się Jonatan-  młody, „normalny” chłopak. Na dziwną parę trafił więc przypadkiem i trudno się dziwić, że  nawiązanie  z nimi kontaktu sprawia mu pewne trudności. Poszkodowany początkowo gubi się w niedorzecznościach, niepewnie porusza się po scenie, domaga się wyjaśnień, próbuje racjonalnie wytłumaczyć zjawiska, które ma okazję obserwować:

Jonatan: Ale mysz to co innego niż słoń!
Angina: Skąd wiesz, mają ten sam kolor, są ssakami i żywią się zielskiem.
Jonatan: Ale nie są takiego samego kształtu, ani rozmiaru!
Angina: Mały słoń jest wciąż słoniem, prawda? A wielka mysz – myszą. Rozmiary nie są ważne. Co do kształtu, to są łudząco podobne. Przy odrobinie dobrej woli prawie identyczne.”

Widz utożsamia się z chłopcem, próbuje poukładać wydarzenia, ma nadzieję, że wkrótce coś lub ktoś wyjaśni, o co tu naprawdę chodzi. Aigner w dosyć ciekawy sposób pozbawia publiczność złudzeń, że da się tu cokolwiek racjonalnie wytłumaczyć. Wykorzystał w tym celu powtarzający się w utworze Topora motyw tuńczyka w oleju. W pewnym momencie  zostaje opuszczona  z góry tablica z rysunkiem samochodu i napisem: „Nie ma jak tuńczyk w oleju”. Widz obserwując ten dziwaczny fragment scenografii zadaje sobie pytanie: Jaki tuńczyk? Do czego to przypiąć, przyłatać? Odpowiedź powinna chyba brzmieć następująco:  napis jest charakterystyką Anginy, Kanclerza i tego, co dzieje się wokół nich. Dekoracja zostaje wciągnięta  z powrotem, ale wprowadzony za jej pomocą  absurd pozostaje do końca spektaklu.

Z biegiem czasu Jonatan przestaje dziewczynkę prosić o wyjaśnienia, chociaż nie znaczy to, że przyjmuje zastaną sytuację  bez żadnych refleksji- co jakiś czas da się słyszeć z offu   przesiąknięte wątpliwościami myśli młodzieńca. Jednakże nie można oprzeć się wrażeniu, że chłopak powoli utożsamia się ze światem  Księżniczki i Markiza Witamińskiego.

Młodość i starość

Na planie „Księżniczki Anginy” doszło do zderzenia dwóch etapów ludzkiego życia, którymi są  młodość i starość. Bohaterami reprezentującymi etap pierwszy są Angina i Jonatan, wiek podeszły uosabiają natomiast Kanclerz i Coffee.
 Angina ma na sobie rajstopy w paski  i zieloną, falbaniastą spódniczkę, wygląda jak ruda wersja Alicji z Krainy Czarów. Ta zbieżność z pewnością nie jest przypadkowa. Topor twierdził, że dziewczynki w baśniach zazwyczaj przedstawianie są jako przyszłe matki. Za pomocą imitującej niemowlę lalki i wózeczka przygotowują się do przyszłego macierzyństwa - roli, która została im przypisana  kulturowo. Jednak ani Angina, ani Alicja żadnych atrybutów kobiety dającej życie nie posiadają, nie bawią się lalkami w dom i rodzinę, nie karmią swoich zabawek. Księżniczka zamiast lalki ma bagażnik pełen białych królików. Osobowość małej jest bardzo skomplikowana. Odnajdziemy w niej zarówno cechy rozkapryszonego dziecka,  jak i kokietki wodzącej mężczyzn za nos, nieustannie domagającej się komplementów. Łucja Grzeszczyk świetnie sprawdza się w roli dziewczynki o dwoistej naturze, sprawnie przechodzi z jednej roli w drugą.

Kanclerz to rubaszny pijak. Jego nieco przerzedzone włosy przyprószone są siwizną.  Brzuch prawdopodobnie od nadmiaru piwa urósł mu do bardzo dużych rozmiarów. Starca ubrał Aigner w czarne spodnie i płaszcz. Uzupełnił jednak tę garderobę o czerwoną, połyskującą, lateksową kamizelkę. Czerwień jak podaje Kopaliński w „Słowniku symboli” oznacza siłę, witalność a także nieposkromioną namiętność. Kamizelka współgra z nazwiskiem starca, które brzmi Witamiński. Witamiński, czyli witalność, zdrowie. Postać Kanclerza jest zatem pełna sprzeczności, walczą tu ze sobą siła, żywotność, wspomnienie młodości i zbliżająca się śmierć. Nieodłączna towarzyszka, Księżniczka Angina, jest swego rodzaju dopełnieniem Kanclerza. Swym wigorem, młodzieńczością nie tylko uzupełnia jego siły, ale stanowi też kontrastowe tło, które służy uwydatnieniu postępującego niedołęstwa nadużywającego alkoholu mężczyzny. Aby podkreślić stan emocjonalny, w jakim znajduje się bohater, dziewczynka śpiewa  jeden z napisanych przezeń wierszy: „Czy wiesz, że Angina: w pęcherz się wrzyna, przysparza bóli, w żołądku muli…”. Reżyser wykorzystuje w spektaklu tylko utwór z „okresu panicznego”, chcąc przez to utwierdzić widza w przekonaniu, że z tej na pozór pełnej wigoru postaci powoli uchodzi życie. Rozpaczliwą próbą ocalenia resztek młodzieńczości podejmowaną przez Markiza są miłosne igraszki z Coffee. Zza czerwonego „słonia” słychać w pewnym momencie miłosne okrzyki i westchnienia. Coffee ubrana w różowy komplet bielizny wygląda jak nastolatka. Kanclerz ma na sobie maskę świni. Jednak nawet podczas igraszek  nie wszystko wychodzi sprawnie. Penis, równie wiekowy co jego właściciel, odmawia  posłuszeństwa. Zobrazowano to za pomocą lalki, przypominającej fallusa z  reżyserowanego przez Henriego Xhonex’a i Rolanda Topora filmu „Markiz”. Różowa, dość dużych rozmiarów pacynka ma ludzką twarz. Twarz jest groteskowa, przypomina średniowieczne maszkarony. Coffee animuje pacynkę, próbuje postawić ją do pionu, jednak bezskutecznie. Wraz z  wiekiem siły witalne maleją i nie da się tego w żaden sposób ukryć. Frywolna natura Kanclerza, pijackie ekscesy są próbą ucieczki od myśli o zbliżającym się końcu. Również wywołujące salwy śmiechu dialogi, śpiew, miny oddalają tematykę spraw ostatecznych. Mimo to śmierć nie daje o sobie zapomnieć. Zbliżanie się nieuniknionego końca symbolizują szczury. Kukiełki szczura po raz pierwszy wyłaniają się z podziemi, podczas spotkania z Coffee. Obserwujemy je przez kilka chwil, bo szybko znikają. Znikają jednak tylko po to, by za jakiś czas pojawić się znowu. Nikt oprócz Kanclerza nie widzi gryzoni. Witamiński walczy z nimi, przez chwilę szczurami staje się publiczność. Na widowni zostają zapalone światła. Kanclerz wygłasza skierowany do widza monolog o nadchodzących zastępach szczurów, uformowanych w szeregi. Publiczność ma prawo odnieść te słowa do siebie, siedzi przecież w rzędach krzeseł, które przypominają szeregi formowane w wojsku. Widz oczekuje w teatrze dramatycznych zdarzeń, skłaniając niejednokrotnie autora do pozbawiania swych  bohaterów życia. Kanclerz być może zdaje sobie z tego sprawę i dlatego  wytyka oglądających palcem.

Coffee jest podobno córką Króla Kawy i stąd jej nazwisko. Nie da się jednak uniknąć zupełnie innego skojarzenia. Słówko „kawa” pod względem brzmienia przypomina inny angielski wyraz oznaczający trumnę. Coffee pojawia się na scenie nagle, niespodziewanie. Ubrana jest w białe, długie futro, pod nim nosi jasno-różową sukienkę. Za pomocą ubrania próbuje się odmłodzić. Oczekiwanego efektu nie uzyskuje, wygląda po prostu śmiesznie. W żaden sposób nie odejmie sobie lat, nie przywróci swej dawnej sprawności fizycznej. Symbolizuje to umieszczony na łydce ortopedyczny stelaż, który utrudnia królowej chodzenie. Podczas przemieszczania się  po scenie  kobieta wydaje skrzypiące dźwięki, zupełnie jak stary mebel, który okres swej świetności ma już dawno ze sobą. Podeszły wiek córki Króla Kawy wypomina młodziutka Angina, nazywając ją nieustannie staruchą. W scenach końcowych królowa pojawia się w sukni żałobno-ślubnej. Długa, sięgająca kostek kreacja ma przyozdobiona jest biało-czarnymi falbanami. Na głowie  Coffee ma  welon, w który wpięte są wstęgi z napisem „ostatnie pożegnanie”. Strój ma upamiętniać śmierć jej męża, Smarkacza. Jest również swego rodzaju strojem żałobnym po Kanclerzu i po  utraconej na zawsze młodości.

Śmierć, rozpad, rozkład

Pierwszym sygnałem mającym dać do zrozumienia widzowi, że świat Księżniczki Anginy  powoli się rozpada, jest wprowadzenie na scenę ludzi niekompletnych, bo  pozbawionych niektórych fragmentów ciała. Postaci te przypominają zombie. Owinięte są skrawkami materiału, mają przymocowane w różnych miejscach olbrzymich rozmiarów kawałki dłoni. Monstra w amoku  krążą po scenie i znikają tak nagle, jak się pojawiły.

Bohaterowie z jednego epizodu w następny przemieszczają się czerwonym słoniem. Celem podróży ma być dom wuja małej Księżniczki. Jazda z jednego miejsca w drugie pokazywana jest humorystycznie: komiczne miny aktorów, nieprzyzwoite zachowania Kanclerza wywołują na widowni śmiech. Jednak ostatnia z wypraw, która ma doprowadzić Anginę i Jonatana do kresu wędrówki, nie jest brawurową samochodową wycieczką, ale  tańcem będącym swego rodzaju danse macabre. Księżniczka i młody chłopak kręcą się w kółko,  powolny taniec-błędne koło oboje kończą w Lisieux. Jednak w miejscowości nie odnajdują poszukiwanej przez nich willi ozdobionej kafelkami. Zamiast  mieszkania  wuja znajdują  zupełnie inny dom- dom starców. Miejsce, w którym nie ma ani przyszłości, ani teraźniejszości. Tu pryska magiczna bańka, w której dotąd żyła Angina i w którą został wtrącony Jonatan. Świat iluzji niszczy ostatecznie doktor Paktuff. Uświadamia on młodzieńcowi, że Księżniczka jest tylko pomyloną dziewczynką i jedyne słuszne rozwiązanie sytuacji polega na oddaniu małej do sierocińca. Okazuje się, że Angina chcąc uciec od rzeczywistości, wykreowała własny świat. Wiara w projekcje wyobraźni  była na tyle silna, że wytwory imaginacji Anginy ożyły  i nawet przekonały o swej prawdziwości osoby z najbliższego otoczenia dziewczynki.
Na śmierć Kanclerza składa się szereg symbolicznych epizodów. Bracia Brodacze wyłaniający się co pewien czas z podziemi są pierwszą oznaką zbliżającego się końca. Tango  Coffee i Witamińskiego przy dźwiękach piosenki „Ta ostatnia niedziela” również jest jednoznacznym sygnałem. Reżyser przysłania nieco tragizm sytuacji zabawnymi scenami,  jednak  komizmem tym manipuluje sprawnie i nie  zasłania  całkowicie grozy sytuacji. Spod wywołujących uśmiech dialogów nieustannie prześwituje śmierć. Aigner wprowadza na scenę Anioły Śmierci ubrane w białe szaty pobrudzone krwią. Anioły przychodzą po Pijaka, wraz z nimi zjawia się postać przypominająca Księdza. Ksiądz trzyma w ręce kadzidło w kształcie ludzkiej głowy, właściwie jest to głowa dziecięcej lalki. Duchowny wygłasza nad ciałem Markiza mowę pożegnalną, podczas której wypomina wszystkie jego grzechy. Przygaszone światła, wypowiadanie słów przez megafon, dym wydobywający się z kadzidła-głowy tworzą klimat mroczny, przerażający. Drastyczna scena okazuje się jedynie majakiem. Reżyser uśmierca bohatera w bardziej subtelny sposób. Ubiera go w kostium Elvisa Presleya, każe mu śpiewać „New York, New York”. W rytmie tego utworu, tanecznym krokiem, po drabinie wniesionej przez niebędącego aktorem pracownika teatru Naczelny Kanclerz Korony wkracza do nieba.
Wprowadzenie na scenę nie-aktora i wyświetlanie na jednym z kawałków auta fragmentów prób do spektakli stanowi pewnego rodzaju unicestwienie granicy pomiędzy teatrem a życiem, widzem a akcją sceniczną.

„Księżniczka Angina” jest spektaklem dopracowanym w każdym, nawet najdrobniejszym szczególe. Scenografia, gra aktorska, muzyka-wszystkie te elementy współgrają ze sobą, oddając absurdalny klimat przedstawienia. Aigner zdołał uniknąć niebezpieczeństwa, które wiąże się z wystawianiem utworu Topora: udało mu się doskonale połączyć śmiech z poważnymi problemami egzystencjalnymi, jakimi są starość, strach, śmierć, rozpaczliwe próby odnalezienia się w niezrozumiałej rzeczywistości. Pod przykrywką dozowanego  w przemyślany sposób komizmu reżyser ukazał sensy, które zawarł w swej powieści Roland Topor.



Monika Roman
Dziennik Teatralny Białystok
4 maja 2011