Nie ma pustych miejsc

Taki tytuł nosi kolejny spektakl przeznaczony na drugi dzień Festiwalu, który odbywa się w radomskim Teatrze im. Jana Kochanowskiego. Wystawił go krakowski Teatr Bagatela na podstawie tekstów Henryka Rzewuskiego, Jędrzeja Kitowicza, a przede wszystkim Witolda Gombrowicza.

Przedstawienie jest przekrojem. Lustrem, w którym przez dawne wieki przyglądamy się temu co współczesne. Reżyser stawia przed nami lustro i mówi do nas: ukaż się. Ukaż się o myśli, która gdzieś tam kiełkujesz w ciemnościach naszego rozumu i pytasz kim jestem. Kim jesteśmy z tym całym naszym bagażem doświadczeń nabytych, które dźwigamy jak i tych, które będą dokładane na nasze barki.

Symboliczny krzyż męki pytań o sens istnienia niesiony przez naszego wewnętrznego Chrystusa. Trzy lustra. Trzy krzyże, z których każdy jest inny i nic nie jest jednakowe i jednoznaczne. Zobaczymy obraz nas, nas, którzy nie wypełzli jeszcze ze szlachetnych snów o Wielkiej Polsce z dawnych lat, nas brodzących przez życie w zaślepieniu wiarą i niewiarą. Nas w tych, którzy przyjdą po nas i tym pytaniem, co dla nich pozostawimy. Jaką przekażemy im mentalność. Lustra pękają. Z piękna robi się krzywe zwierciadło. Z symbolicznego drzewa, które może nawiązywać do sztuki Becketta o czekaniu na Godota zawisa pytanie: kim jestem?! Kim jestem?! Czy jestem w stanie obrócić w przeciwieństwo orwellowską frazę ,,wszystkie zwierzęta są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od innych."? Przyjąć z pokorą inne zdanie nie gloryfikując własnego?

Mikołaj Grabowski, który również jest odpowiedzialny za scenografię, daje nam różnorodność elementów. Stoły, zapory czy wspomniane wcześniej drzewo. Pozwala to ująć w ramy symboli, podziały jakie dokonują się w naszym narodzie. Niesnaski, konflikty i nieporozumienia. Kostiumy bohaterów dzieła pozwalają nam wczuć się zarówno w klimat dawnych czasów, jak i tchnąć w nas ducha współczesności. Wzajemne przenikanie się starości i młodości. Przestarzałości i świeżości.

Istotną rolę w spektaklu pełni również muzyka. Jej autorem jest Zygmunt Konieczny. Frazy śpiewane przeplatają się z melorecytacją. Pozwala to na większe zaangażowanie odbiorcy w słuchanie przekazywanych treści.

Podział ról sprawia, że nie ma postaci bardziej i mniej ważnych. Daje to poczucie rzetelnego i poważnego głosu każdego z poglądów. Ten ciekawy psychologicznie zabieg umożliwia widzowi choć przez chwilę identyfikować się z każdym z przedstawianych przez sceniczne postaci poglądów. Daje czas na oddech, na refleksję i w efekcie na dokonanie własnego wyboru postawy. Pozwala ponieść się myśli i dokonać porównania poglądów, a także rzetelniejszej ich oceny.

Ciekawym zabiegiem scenicznym jest również użycie mediów do interpretacji sztuki. Za aktorami mamy ekran na którym jest wyświetlana dodatkowa scenografia. Jest z gruntu tłem, ale też pełni istotniejszą od tła rolę. Przypomnijmy sobie scenę wieszania Żyda.

Bardzo emocjonalna reakcja widowni sama w sobie jest świadectwem, jak socjologicznie trafiona jest ta adaptacja. Okazuje się, że w „sprzyjających" okolicznościach jesteśmy w stanie dokonać oceny postaw nie tylko innych, ale także własnego postrzegania świata.

Nade wszystko jednak Mikołaj Grabowski uwidacznia nam głębokość różnic, które nas dzielą, a które przecież powinniśmy pokonywać i przynajmniej próbować skracać różniący nas od siebie dystans. Bo jeśli te różnice utrwalą się, a co gorsze jeszcze się powiększą, może w przyszłości dojść do katastrofalnego w skutkach podziału narodu na części. A co takie podziały z sobą niosą, wiemy przecież z historii. I tej starszej, i tej nowszej.

Nasza polska poetka Halina Poświatowska tak pisała w swojej jedynej powieści: „...nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc."

Zadajmy sobie więc pytanie, co zaczerpniemy z kiedyś i co dla jutra zostawimy z dziś?



Jan Kacperski
Dziennik Teatralny Radom
13 października 2020
Spektakle
Dialogi polskie