Nie ma w świecie bardziej tyrańskiej tyranii jak jednomyślność

Idąc na spektakl widz może być pewien, że spędzi 75 minut w doborowym towarzystwie Janusza Gajosa. Kunszt niedawno nagrodzonego aktora stanowi główny, chociaż nie jedyny, atut spektaklu. Monodram oparty jest na kanwie powieści Andrzeja Szczypiorskiego. Opowiada historię francuskiego miasta Arras, które w 1486 roku nawiedziła klęska zarazy i głodu, która trzy lata później zaowocowała falą fanatyzmu religijnego i antysemityzmu.

Środki wyrazu minimalne. Scenografię stanowi pusta, ciemna przestrzeń sceniczna i proste drewniane krzesło. Wchodzi Jan (Janusz Gajos) i zaczyna swą opowieść. Był prawą ręką biskupa miasta Arras- Alberta, patrzy zatem za wydarzenia z poziomu człowieka z wyższych sfer. Zaraza i głód minęły, ale wycisnęły na ludziach piętno. Wspomnienia niemoralnych czynów, popełnionych w sytuacji ekstremalnej, nie pozwalają mieszkańcom normalnie żyć. Trzeba zatem znaleźć i ukarać winnych nieszczęściom. Trzeba oczyścić miasto i lud. Trzeba zwołać Radę.

„Msza za miasto Arras" to opowieść o tworzącym się totalitaryzmie, analiza mechanizmów rządzących tłumem, odsłonięcie zła drzemiącego w każdym człowieku. Jednak mimo tego, że narrator konsekwentnie przedstawia mieszkańców Arras z najmniej chwalebnej strony, nie odczuwa do nich pogardy. Rozmyśla, co skłoniło zwykłych, prostych ludzi do wszczynania krwawych procesów i rozpalania stosów. Analizuje odmienne postawy i poglądy brata Alberta sprawującego realna władzę, Fariasa de Saxe- bogatego mieszkańca wstawiającego się za ofiarami prześladowań i prostych ludzi, którzy nawet dopuszczeni do władzy nie potrafią przezwyciężyć poddańczej postawy i jednomyślnie zgadzają się ze swoim biskupem. W monologu nie ma ocen, są tylko pytania i dociekania. Widz w pewnym stopniu zostaje odciążony intelektualnie. Wszystkie wątpliwości i refleksje są jasno wypowiedziane przez Jana. Monolog zdaje się wyczerpywać temat, zostawiając nieco za mało miejsca na indywidualne poszukiwania.

Brak wyrazistych elementów na scenie jest atutem widowiska, w którym główną rolę gra sama opowieść. Widz nierozpraszany żadnymi innymi bodźcami może skupić całą swoją uwagę na skromnej postaci Jana i jego historii. W pustce i półmroku każdy gest, zmiana tonu głosu, delikatny uśmiech, nabierają ogromnej siły wyrazu. Janusz Gajos samym tylko słowem przedstawia na scenie intrygi, procesy, aresztowania, zebrania. Nie ogranicza się do roli narratora. Z każdą chwilą wyraźniej przedstawia postać Jana, która fascynuje i budzi sympatię. Niezwykłym jest śledzić zmieniające się nastroje świadka opowiadanych wydarzeń- pozornie zdystansowanego i powściągliwego, lecz z ciągle niezatartymi wspomnieniami i emocjami.

Inspiracją dla Szczypiorskiego były wydarzenia, które miały miejsce w Polsce w 1968 roku, jednak historia nieszczęsnego miasta ma charakter uniwersalny i opowiada o ogólnych schematach tworzenia się totalitaryzmu.

Z pewnością warto zobaczyć „Mszę za miasto Arras". Dla samego przesłania i ostrzeżenia, które może okazać się aktualne w każdych czasach. Ci, którzy nie mają szansy wybrać się do Teatru Narodowego mogą obejrzeć spektakl w Teatrze Telewizji. Stracą jednak niepowtarzalny, możliwy tylko w teatrze, kontakt z aktorem, który zdaje się budować autentyczną więź z widzem, a w czasie końcowych owacji na stojąco nie kryje wzruszenia.



Joanna Dreczka
Dziennik Teatralny Warszawa
12 marca 2016
Portrety
Janusz Gajos