Nie masz pieniędzy? - antyciało wisi w powietrzu

Nowy spektakl Marcina Groty jest próbą żartobliwo-kabaretowego sprzeciwu wobec globalizacji, dzikiego kapitalizmu i żarłocznego konsumpcjonizmu, których istotą jest podział na równych i równiejszych. Dawną Fortunę wyparła Gotówa. Na jej łaskę liczyć mogą tylko bogaci. Biedni warci są tylko tyle, ile mają w kieszeni. "Antyciało" to jednak chaotyczny i bardzo nierówny spektakl.

Poznajemy ich na śmietnisku. Cała trójka bohaterów porusza się w przestrzeni zbudowanej z tysięcy rozrzuconych dookoła gazetek i ulotek reklamowych, pomiędzy którymi znajdzie się stacjonarny rower treningowy, rama lustra, abażur od lampy, para lalek-niemowlaków i kilka innych rekwizytów, służących aktorom za wiele więcej niż wydawać by się mogło po ich typowym zastosowaniu. Ramą do lustra, lalką niemowlaka czy abażurem od lampy można strzelać jak z karabinu maszynowego, obcinać kończyny. Można je też potraktować jako element wszechobecnego handlu i wymienić na inny towar.

"Antyciało" to druga odsłona serialu teatralnego, poświęconego problematyce kapitalizmu. Pierwsza - "Bjóro" - zgodnie z nazwą dotyczyła przestrzeni biurowej i korporacyjnej. Marcin Grota stworzył wtedy zabawną opowieść, w której niczym zwierzęta w Wigilię Bożego Narodzenia, ludzkim głosem przemówiły artykuły biurowe i składniki wielkiej, korporacyjnej machiny, od ścian i sufitu, przez podłogi, po korporacyjne drzwi i okna, serwujące widzom pełne celnych spostrzeżeń, zabawne anegdotki, rymowanki oraz piosenki o życiu na korporacyjnej smyczy.

Tym razem zanurzamy się w świecie tajemniczego "antyciała". Cóż to takiego? Do końca nie wiadomo. Pewne jest, że to przeciwieństwo tego, co materialne i uchwytne. Z jednej strony upaja i stanowi cel samo w sobie, z drugiej przynosi smutek, nieszczęście i niespełnienie. Jest trochę jak nałóg, z którego chcemy się wyzwolić i zapowiedź innego, lepszego świata, która nie do końca znajduje pokrycie w rzeczywistości. Jak w scenie z dziennikarzem otrzymującym listy od sfrustrowanych czytelników. Dopiero, gdy wszyscy przestają pić "antyciało", następuje pełna zrozumienia życzliwość. Tyle, że autor tekstu i reżyser spektakl Marcin Grota nie zamyka pojęcia "antyciała" w sztywnych ramach. To raczej podstawowy składnik kapitalizmu, przyjaciel Gotówy i młodszy brat handlu - widmo klęski finansowej i zysku w sferze duchowej. I właśnie koncepcja, w której, podobnie jak w "Bjórze", ale z perspektywy niedookreślonego "antyciała", aktorzy mierzą się z kwestiami kapitalizmu, finansów, bankowości i nierówności społecznej, jest najmocniejszym punktem przedstawienia.

Spektakl podzielony jest na szereg krótkich epizodów, zawierających wyraźnie określony początek i zakończonych przeważnie hasłem "koniec". Tym razem jednak aktorzy, upozowani na dresiarzy-kloszardów i nieco odróżniającej się od nich dziewczyny, grają bardzo mocną formą, a pomiędzy scenami (niekiedy i w trakcie nich) obrzucają się śmieciami, ganiają po scenie lub bawią się w wojnę. Strzelanka z "byle czego" co znajdzie się pod ręką, towarzyszy na przykład scenie w banku. Takie zabiegi skutecznie odwracają uwagę od treści, a czasem - jak w przypadku "bitwy" lalkami niemowlaków - są zwyczajnie niesmaczne.

Słuchamy opowieści przedstawianych w formie anegdot, wierszyków i piosenek. W najlepszej piosence spektaklu Agata Mieniuk rozdaje pieniądze, bo "Najważniejsza jest przecież rodzina". Udana jest także scena, w której Gotówa (znów Agata Mieniuk) ciągle obdarowuje Bogatego (Jeremiasz Gzyl) setkami tysięcy, Biednemu (Bartłomiej Sudak) pozostawiając dwa złote pięćdziesiąt cztery grosze. Bohater Sudaka innym razem opowie o dorastaniu w rodzinie, gdzie liczą się tylko dobra materialne albo spróbuje sprzedać Cokolwiek (Mieniuk), czyli stół, kubek, filiżankę czy obraz Klientowi (Gzyl). To gęste, często pomysłowe i zabawne scenki z pogranicza komedii, farsy i kabaretowej zgrywy. Ich forma często jednak utrudnia odbiór tekstu Marcina Groty, który w tym spektaklu, paradoksalnie, powinien dobrze wybrzmieć, by pozwolić widzom uchwycić sens przedstawienia.

Aktorsko spektakl należy do Jeremiasza Gzyla, który swoją energią sceniczną przyciąga uwagę nawet wtedy, gdy nie bierze bezpośredniego udziału w akcji. Choć nie ma tu miejsca na wielkie popisy i nikt nie tworzy wyjątkowych kreacji, to właśnie Gzyl, śmiesznie naciągający czapkę na uszy czy wkładający bluzę do spodni dresowych, najbardziej zapada w pamięć. Jednak zarówno Agata Mieniuk, jak i Bartłomiej Sudak prezentują się bez zarzutu.

Reżyser w zapowiedzi spektaklu wspomina o nowatorskiej metodzie teatrrralnej, jaką prowadzi aktorów, wywiedzionej z dorobku programowania neurolingwistycznego. Ile w tym prawdy, ile żartu, każdy musi osądzić samemu. Jednak drugi odcinek serialu o kapitalizmie wypada mniej przekonująco niż początek serii. Jest dużo bardziej chaotyczny, a trafione w punkt pomysły sceniczne sąsiadują z zupełnie chybionymi. Tyle, że jak to serial, wciąga na tyle, że już ciekawi co będzie dalej.»



Łukasz Rudziński
www.trójmiasto.pl
13 kwietnia 2015
Spektakle
Antyciało