Nie mogło go nie być, szkoda że było

Spektakl dyplomowy Państwowego Policealnego Studium Wokalno-Aktorskiego przy Teatrze Muzycznym w Gdynia to niezwykle udana próba opowiedzenia historii przez młodych artystów, którzy mierzą się z niełatwym tekstem Mirona Białoszewskiego.

Powstanie Warszawskie stało się w ostatnich latach bardzo modnym tematem, zwłaszcza wśród młodzieży. Powstają seriale, filmy, nawet na festiwalach muzycznych organizuje się „minutę ciszy za powstanie". Romantyczny mit o młodych powstańcach i łączniczkach jest tak pociągający, że niemal zapomina się o jego tragicznym wymiarze. Decyzja o wystawieniu musicalu na podstawie dramatycznego „Pamiętnika z Powstania Warszawskiego" była decyzją odważną, jednak ostateczny efekt nie banalizuje historycznego znaczenia powstania. Wręcz przeciwnie – w spektaklu uderza intensywność emocji, zwłaszcza kiedy trafia do nas, że na scenie oglądamy rówieśników walczących powstańców.

Sztuka rozpoczyna się od melodii „Miasteczka Bełz", po czym od razu mocno wchodzi piosenka, w której powtarzane „Hura, hura, powstanie!" wyraża młodzieńczą radość i nadzieję. W kolejnych utworach ta radość zderzy się z ogromem zniszczenia, bólu i śmierci. Pierwszym dwóm utworom towarzyszy nowoczesna, niemalże klubowa muzyka. Choreografia (Maciej Florek) jest, z oczywistych względów, ograniczona – nie ma układów tanecznych, raczej bieganie po scenie, oddające chaos ucieczki z bombardowanych części miasta. Poruszająca jest scena, w których aktorki synchronicznie „myją" włosy, a aktorzy symbolicznie obmywają je wodą.

Bardzo ciekawa jest scenografia (Honorata Mochalska), wykorzystane zostają kładki pod sufitem, a konstrukcje zbudowane na scenie sprawiają wrażenie uwięzienia w ciasnym, nieprzyjaznym pomieszczeniu, takim jak piwnica, czy kanał. W centrum znajdują się duże drewniane stoły, które w zależności od potrzeb stają się barykadami czy walącymi się ścianami kamienic. Szczególnie wymowna jest scena, w której nad stołem stojącym na podłodze opuszcza się drugi, identyczny stół – zawieszony do góry nogami na linkach, zupełnie jakby powstańców miał za chwilę przygnieść walący się sufit.

Po dwóch bardzo dynamicznych utworach następuje spokojna piosenka, niemal kołysanka. Aż szkoda, że tuż po niej nie było odrobiny ciszy, aby mogła wybrzmieć do końca. Cały spektakl jest bardzo dynamiczny, piosenki spokojne poprzeplatane są z bardzo ekspresyjnymi. Jerzy Bielunas doskonale zaadaptował tekst Białoszewskiego, wykorzystując jego rozsmakowanie w polszczyźnie, wyrazach ciekawie brzmiących, takich jak gzyms, strop, sklepienie. Teksty naturalnie komponują się z muzyką Mateusza Pośpieszalskiego.

Studenci wokalnie wypadają bardzo dobrze, zwłaszcza w scenach zbiorowych. Jeśli zaś chodzi o solowe wykonania, w pamięć zapada najbardziej Anna Maria Wicka, śpiewająca poruszającą piosenkę o obróconej w popiół Warszawie. Piękny jest także utwór o prezbiterium, podczas którego widzimy videoprojekcję, przedstawiającą średniowieczne obrazy ze świętymi. Podczas tej sceny pojawia się makieta kościoła wykonana ze świętych obrazków, które zostają podpalone. Jest to scena, która symbolice może dorównać słynnej scenie podpalania wódki z filmu „Popiół i diament". Niemal widzimy płonące ruiny Warszawy.

Powstańcy schodzą w końcu do kanałów – ich droga wiedzie pomiędzy stołami, po kładce nad głowami widowni, przez oszklony z jednej strony komin, gdzie idą głowami do dołu, zaprzeczając zupełnie prawu grawitacji. Spektakl kończy się sceną, w której po kapitulacji powstańcy, i wszyscy mieszkańcy Warszawy, opuszczają miasto. Jeden z aktorów mówi: „A ja miałem wtedy 22 lata", po czym zapada ciemność. Podejrzewam, że nie jestem jedyną osobą na widowni, która ma w tym momencie ciarki.

Na ścianie Muzeum Powstania Warszawskiego znajduje się taki napis: „Trzeba było to wszystko przeżyć, żeby zrozumieć, że Warszawa nie mogła się nie bić". Twórcy spektaklu „Pamiętnik z Powstania Warszawskiego" Teatru Muzycznego w Gdyni nie stawiają w centrum pytania o to, czy decyzja o powstaniu była decyzją słuszną czy nie. Daje on za to szansę poznania życia podczas powstania od środka, przynajmniej w wymiarze symbolicznym. Powstanie było, a nam pozostaje jedynie pamięć.



Katarzyna Gajewska
Dziennik Teatralny Trójmiasto
2 października 2014
Portrety
Jerzy Bielunas