(Nie)prawda Petera Brooka

Spektakl Petera Brooka "11 and 12" to smutny przykład pokazujący jak najodważniejsze eksperymenty zmieniają się w skostniałą manierę

"Istnieje twoja prawda, moja prawda i Prawda" - mówi nauczyciel, mistrz duchowy Tierno Bokar w spektaklu "11 and 12". Peter Brook przez dziesiątki lat szukał tej ostatniej. W 1970 r. porzucił teatr instytucjonalny, aby wraz z własnym wielonarodowym zespołem szukać podłoża kultury. Rdzeń, archetyp, język wspólny, transkulturowość, porozumienie ponad partykularyzmami - reżyser, podróżując ze swymi aktorami w najdalsze zakątki świata, starał się udowodnić, że teatr może być uniwersalny. Patronowali mu w tych poszukiwaniach Georgij Gurdżijew (grecko-ormiański mistyk, o którym Krystian Lupa szykuje kolejną część tryptyku "Persona"), Noam Chomsky, Antoine Artaud. Pokrewne intuicje motywowały Jerzego Grotowskiego i Eugenia Barbę. Eksperymenty ze "stanem zero" kondycji ludzkiej były reakcją na rosnące wówczas przekonanie o wyczerpaniu języka. Wielkim projektem antropologicznym. Ideą, która uwiodła najwybitniejszych twórców tamtych czasów. 

Spektakl "11 and 12" wg powieści malijskiego pisarza Amadou Hampâté Bâ zrealizowany w ramach projektu Instytutu Grotowskiego "Masters in residence" wyrasta z podobnych korzeni. W historii konfliktu teologicznego, który wykorzystany do politycznych manipulacji staje się podłożem masakry, fakty historyczne spotykają się z metaforą. Choć pytanie: "Czy odmawiać modlitwę 11 czy 12 razy" dotyczyło konkretnej afrykańskiej zbiorowości żyjącej w konkretnym momencie historycznym (początek XX w.), odbija się w nim większość współczesnych sporów. Mały paciorek różańca porusza lawinę. Dzieli rodziny. Pozwala kolonialnej administracji francuskiej rozbijać wspólnoty, siać niepokój.

W powieści pojawiają się motywy bliskie i czytelne dla widzów europejskich. Gdy przyjaciel i przeciwnik ideowy Tierno Bokara, Cherif Hamallah, staje pokorny przed kolejnymi komisarzami francuskimi, nie sposób nie przypomnieć sobie scen z "Mistrza i Małgorzaty". Jeszua Ha-Nocri przed Piłatem. Człowiek zasad przez człowiekiem władzy. 

Całość inscenizacji, która rodziła się przez lata w cyklu warsztatów i eksperymentów, budzi jednak wątpliwości co do kierunku, w jakim poszły poszukiwania Petera Brooka. Spektakl mówi nie tyle językiem uniwersalnym, co stylizowanym. Kolorowe afrykańskie maty, czerwone tło, etniczne instrumenty, kikuty palm na ruchomych platformach. Suchość pustyni, ubóstwo środków, prostota gestu. To, co kiedyś wydawało się oczyszczające, świeże, rozbijające struktury teatru mieszczańskiego, dziś wydaje się już skostniałą formą. Stylem i manierą teatrów odwołujących się do rytuału. Aktorzy nadal noszą proste jednolite kostiumy, jakby właśnie wyszli z warsztatów. Jakby był w nich potencjał wyprowadzenia z rozgrzanych ćwiczeniami ciał każdej historii, każdego obrazu, podjęcia każdego wyzwania. Z pierwotnej energii pozostały jednak tylko formy i sztuczki. Pojawiają się jeszcze momenty, gdy można uwierzyć w uniwersalną czytelność teatru. Raz - czerwona mata zmienia się w łódkę. Dwa - drewniane, płowe kloce stają się tronem francuskiego urzędnika. Trzy - kilka figur tanecznych wystarczy, by nakreślić wizję masakry. Nad przedstawieniem ciąży jednak aura "afrykańskiej konfekcji", nadmiaru, stylizacji. Zza kulis co chwilę wnoszone są imbryczki, kosze, stroje, rekwizyty. Teatr, w którym wszystko da się wyrazić skinieniem i słowem, zmienia się w folklorystyczny jarmark.

Czyją prawdę przekazuje? Z pewnością nie uniwersalną. Nie wydaje się nawet, by była to prawda Petera Brooka. Zamiast kultury wszystkich widać w nim skrzywiony obraz jednej konkretnej kultury. Zamiast krytyki francuskiego kolonializmu -uładzony, dostosowany do wyobrażeń mieszczańskiego widza i właśnie kolonialny obraz czarnej Afryki.

"11 and 12" wg Amadou Hampâté Bâ, reż. Peter Brook, Instytut Jerzego Grotowskiego we Wrocławiu, C.I.C.T./Théâtre des Bouffes du Nord z Paryża i barbicanbite10 z Londynu, premiera polska 16 stycznia



Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza
22 stycznia 2010
Spektakle
11 and 12