Nie taki diabeł straszny, nie taki anioł rozważny

W Teatrze Arlekin, po remoncie, życie wre. To już czwarta premiera w sezonie. Przypowieść "O diable i cyruliku" adresować trzeba do widzów od lat tak około 10. Dorośli też nudzić się nie będą.

Cała historia wywodzi się ze śląskich bajan, a Michał Jeżak splótł je w scenariusz dający okazję do zabawy, z morałem, ale bez "zatapiania" zdarzeń w pedagogicznym sosie. Autor wierzy w poczucie humoru widowni zręcznie bawiąc się niezniszczalnymi wyobrażeniami o tym, że co niebiańskie, to dobre, a piekielne to siarka, ogień i potępienie. Konfrontacja białego z czarnym już na wstępie zaznacza się w muzycznych akordach. Instrumentaliści - Michał Makulski w stroju zakonnicy przy "średniowiecznych organach Yamaha" i jako ksiądz Michał Nowak niebiańsko szarpiący "kontrabas starożytny" z przerażenie słuchają zwichrowanych tonów diabelskiej muzyki.

Tymczasem na scenie Bóg (Szymon Nygard występujący jeszcze w kilku wcieleniach) jawi się jako (przekonująco) bardzo zajęty absolut. A tu zjawia się Anioł (Emilia Szepietowska) i chce zdać egzamin na pierwsze skrzydła (za sam popis choreograficzny powinna dostać nawet drugie).

I najwyższa pora przedstawić diabła. Sam urok, zręczność, temperament, słowem super piarowiec piekła. Marcin Sosiński bawi się rolą. Na uznanie zasługuje także Cyrulik (Wojciech Stagenalski), którego piekielny emisariusz skłania do podpisania cyrografu. Warto się przekonać jak rozgrywa się batalia o ludzką duszę.

A choć Oko Opatrzności z nad sceny nieustanie łypie, w przebiegu zdarzeń, jak przed rozpoczęciem przedstawienia rzekł reżyser Waldemar Wolański, "elementów niepedagogicznych" jest sporo. Oczywiście wykorzystane zostały po to, by diabeł się przekonał, że w piekle też da się zamieszać.

Lalki (po raz pierwszy ich elementy powstawały przy użyciu drukarek 3D) precyzyjnie uruchamiane przez aktorów, atrakcyjnie dopełniły akcję przypowieści.



Renata Sas
Expres Ilustrowany
22 marca 2016