Nie tylko brutalizm

Teatr Współczesny w Warszawie ma swoją zasłużoną renomę. Znakomity zespół, dobry sprawdzony materiał literacki i dość rzetelne, przyzwoite rozwiązania inscenizacyjne. Przyciąga to wiernych widzów, którzy oczekują scenicznej normalności. W ład i porządek repertuarowy wkrada się czasem jakieś szaleństwo. W przeszłości był to dość kontrowersyjny "Porucznik z Inishmore", w aktualnym repertuarze znajdziemy jedną z ostatnich premier teatru "Bucharest Calling".

Te trochę "inne" spektakle wystawiane są na małej scenie, w stłoczonej widowni rozgrywa się rumuński dramat. To grupa młodych ludzi szukających swojego miejsca w życiu. Już scenografia sugeruje widzom, że może być źle, a nawet tragicznie. Zdezelowany samochód staje się punktem centralnym w życiu młodych łudzi. Wokół amatora wyścigów samochodowych skupia się reszta nieco "szemranego" towarzystwa. To radiowy didżej, prostytutka i jej opiekun, dziewczyna kochająca nowe klubowe życie i chłopak śniący amerykański sen o lepszym życiu. Wszyscy oni są niezwykle samotni. Tak naprawdę nie mają konkretnego życiowego celu. Pragnienia i marzenia są minimalne: seks, prochy, alkohol. Z pozoru niby zwyczajna europejska młodzież. Ale jest to przerażający konterfekt młodego pokolenia. Pusty, wyprany z emocji. Bez refleksji i perspektyw. Ci młodzie ludzie zatapiają się w beznadziejności, dewiacjach i moralnej nicości.

Ten tragiczny portret młodego pokolenia rozgrywa się w małej, dusznej sali teatralnej, co potęguje swoiste osaczenie widza. W spektaklu nie ma scenicznej rampy oddzielającej aktorów od widzów. Aktorzy ocierają się niemal o widzów. Czyżby to było przerzucenie na widza odpowiedzialności za status młodych ludzi? Wszak uczestniczymy niemal w psychodramie. Z przerażeniem i bezradnością patrzymy na młodych bez moralności, bez życiowego celu. Zagubionych i samotnych. To wstrząsające i przerażające. W spektaklu świetnie spisały się dwie młode aktorki. Jedną z nich jest gwiazda Współczesnego Monika Pikuła w roli prostytutki, a drugą - w roli dziewczyny hołdującej nocnemu klubowemu życiu - Barbara Wypych. Obie aktorki grają w ryzach scenicznej dyscypliny. Nie przekraczają emocjonalnej bariery. Panowie - Mateusz Król, Rafał Zawierucha i Mikołaj Chroboczek - dobrze czują się w swoich rolach. Stworzone przez nich postacie są pełne i wyraziste.

Przedstawienie ma dobre tempo, ciągłość fabularną. I niestety sporo wulgaryzmów. Skierowane jest do widzów dorosłych.

Zupełnie inny konterfekt społeczeństwa pokazuje spektakl w reżyserii Macieja Englerta "Niepoprawni". Inny klimat, inna epoka. To po prostu "Fantazy" Juliusza Słowackiego. Dramat znany i ograny, pokazujący społeczeństwo XIX wieku. Akcja dramatu to rok 1841 na kresach Rzeczypospolitej. Na Podolu żyje zubożały hrabia Respekt. By

ratować swoją pozycję społeczną, a tym samym majątek, pragnie dobrze wydać za mąż córkę. Upatrzył sobie bogatego hrabiego Fantazego. Plany tego mariażu krzyżuje była kochanka Fantazego - hrabina Idalia. U hrabiostwa pojawia się też były kochanek mającej wyjść za mąż hrabianki. Intrygi i zamieszanie komplikują życie bohaterom. A widz otrzymuje obraz polskiego społeczeństwa. Jest więc i radość, i smutek, i śmiech, i ironia. Pompatyczność i przyziemność. Nadęty blichtr i zaściankowość. Tak jak w życiu. Bo Polacy są zawsze kontrowersyjni. Są po prostu niepoprawni zawsze, w różnych epokach. Stąd pewnie zmiana tytułu dokonana przez reżysera. Bo czy od czasów Słowackiego zmienił się obraz polskiego społeczeństwa? Nie.

Maciej Englert wyreżyserował przyzwoite przedstawienie w scenografii autorstwa Marcina Stajewskiego, sprawiającej widzowi przyjemność. Stąd też wysmakowane kostiumy z epoki zaprojektowane przez Annę Englert (córkę reżysera). Aktorzy znaleźli się bez zarzutu w epoce. A są to same znakomitości: Agnieszka Pilaszewska, Katarzyna Dąbrowska, Janusz Michałowski, Krzysztof Wakuliński, Damian Damięcki.

Reżyser konsekwentnie prowadzi aktorów, troszcząc się jednocześnie o dramaturgię i fabułę. Nie ma w spektaklu udziwnień i przerysowań. Jest inscenizacyjna rzetelność. Oglądanie spektaklu sprawia widzowi przyjemność. A że jest krytyka Polaków? Cóż, zainicjował ją Słowacki. I tak zostało do dziś. Bo Polacy są niepoprawni.



Marzena Rutkowska
Tygodnik Ciechanowski
5 października 2016