Nie tylko dla najmłodszych

Najnowsza premiera Śląskiego Teatru Lalki i Aktora Ateneum – „Miłość do trzech pomarańczy" napisana i wyreżyserowana przez Zbigniewa Głowackiego na motywach baśni Carla Gozziego, ubawi nie tylko najmłodszych widzów, ale również ich opiekunów.

Tartaglia, syn Królowej Królestwa Karo, choruje na chroniczną melancholię, nie pomagają mu żadne lekarstwa, dlatego Królowa postanawia zaprosić do swojego królestwa komediantów, którzy mają uleczyć Księcia śmiechem. Pod wpływem czarów Tartaglia zdrowieje, lecz za chwilę znowu zachoruje - tym razem na... miłość do trzech pomarańczy. Żeby jednak je zdobyć, musi udać się na wyprawę, podczas której jego życie kilkakrotnie zostaje zagrożone. Na szczęście wszystko dobrze się kończy i piszę to nie dlatego, że chcę zdradzić finał, ale dlatego że happy end jest jedną z cech nie tylko baśni, ale także włoskiej komedii dell'arte, w której to konwencji prawie cały spektakl został utrzymany. Bardzo cieszy fakt, że możemy na Śląsku dotknąć tej formy teatralnej, ponieważ w Polsce nie jest ona zbyt popularna. Trudno się temu dziwić - żeby zrobić dobrą komedię dell'arte, trzeba posiadać nie tylko dużą wiedzę na jej temat, ale również specjalistyczny warsztat. Dotyczy to zarówno aktorów jak i reżysera.

Myślę, że twórcy bardzo sprawnie poradzili sobie z kreowaniem świata przedstawionego – były i szybkie zwroty wydarzeń, i precyzyjne akcje-reakcje, zabawy formalne, komentarze na stronie, dowcipne pointy. Opócz elementów komedii dell'arte, były oczywiście lalki – bardzo zabawny Pies animowany przez Piotra Janiszewskiego, Gołębica, Piekarka, Sznur oraz postacie żywego planu, wychodzące z włoskiej konwencji, np. tytułowe Pomarańcze – piękne, zgrabne, tajemnicze dziewczęta zagrane przez Katarzynę Prudło, Krystynę Nowińską i Beatę Zawiślak. Powracając jeszcze na chwilę do gry w maskach, które już same w sobie charakteryzują postacie, zabrakło mi (choć nie u wszystkich) wyraźnej zmiany barwy głosu u aktorów, jak również dotknęło mnie, gdy w finale jeden z nich zdjął maskę przed publicznością. Te dwie kwestie są w sztuce dell'arte bardzo ważne – aktor nigdy nie powinien zakładać ani ściągać maski na oczach widowni, jak również nie powinien używać prywatnego głosu, gdy ma ją na sobie. Co prawda nie burzy to przedstawienia, ale dla Włochów – mistrzów tego gatunku, są to sprawy kluczowe. Każda maska ma w sobie element magiczny, wyjątkowy, przypisany najczęściej tylko jednemu aktorowi. Bardzo często aktor długo szuka tej odpowiedniej, zdarza się też tak, że to maska znajduje aktora, dlatego też należy obchodzić się z nimi zgodnie z tradycją.

Trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jeden element narracji, mianowicie gwarę śląską. Wprowadzenie jej Zbigniew Głowacki uzasadnia (w programie do spektaklu) w ten sposób, że w komedii dell'arte każda z postaci obu służących (Arlekin i Brighella – tu: Truffaldino i Brighella) posługiwała się innym dialektem, dlatego dla ubarwienia i wzbogacenia całości postanowił włączyć do przedstawienia miejscową gwarę.

Na „Miłość do trzech pomarańczy" do Śląskiego Teatru Lalki i Aktora Ateneum wybrać się warto. Spektakl, co prawda, dedykowany jest dzieciom powyżej siódmego roku życia, ale starszej młodzieży i rodzicom też powinien się spodobać – może nawet zwłaszcza im. Jest wesoły, przyjemny, wykonany w oryginalnej formie, a aktorzy bawiąc widzów, sami także bawią się na scenie, co dodaje spektaklowi dodatkowego teatralnego smaczku.



Monika Szomko
Dziennik Teatralny Katowice
30 maja 2016